Lutowo

Ćwierć wieku pielgrzymowania

Robert Lida, 09 listopad 2017, 12:15
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Ksiądz kanonik Marian Kotewicz w tym roku już po raz 25. poprowadził Krajeńską Pielgrzymkę Pieszą na Jasną Górę. Po raz pierwszy na pielgrzymi szlak wyruszył, kiedy ksiądz Kotewicz miał 50 lat. Pytany, jak radzić sobie z trudami wędrówki, odpowiada krótko: – Trzeba ufać Panu.
Ćwierć wieku pielgrzymowania

Prezent i podziękowania od pielgrzymów

Ćwierć wieku pielgrzymowania

Kapitan krajeńskiej pielgrzymki na trasie

O swoich pielgrzymkach do Częstochowy ks. Marian opowiadał w niedzielny wieczór na spotkaniu pt. „Tylko mnie poprowadź” zorganizowanym przez Wiejski Ośrodek Kultury w Lutowie w ramach XIX Powiatowego Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Spotkanie miało również charakter podziękowania dla niestrudzonego pielgrzyma.
Ksiądz kanonik, doskonale znany również parafianom z Sępólna, gdzie był wikariuszem, to nie tylko pasterz swoich owieczek, ale budowniczy i doskonały organizator. To postać powszechnie szanowana i lubiana. Od ćwierć wieku prowadzi Krajniaków do stóp Jasnogórskiej Pani. Jak sam mówi, kiedyś jego grupa liczyła 200 osób. Był też rok, w którym szło za nim 400 pątników. Dzisiaj trudno zebrać 30 osób. Mimo to nadal organizuje pielgrzymki, dopóki starczy mu sił.
Dwadzieścia pięć pielgrzymek to już poważny jubileusz. To już dziesiątki tysiący kilometrów i tysiące wymodlonych godzin. Organizatorzy niedzielnego spotkania chcieli mu w szczególny sposób podziękować za to, co do tej pory zrobił. Jako pierwszy uczynił to burmistrz Waldemar Stupałkowski, który w ostatniej klasie szkoły średniej również był z księdzem Marianem na pielgrzymce. Burmistrz podarował mu wielki album ze zdjęciami sanktuariów maryjnych. Do podziękowań dołączył się sołtys Roman Kwasigroch, kierownik WDK Małgorzata Senska oraz wszyscy obecni na sali. Ze szczególną radością ksiądz kanonik witał grupę swoich pielgrzymów. Otrzymał od nich album ze zdjęciami z pielgrzymek. Panie z miejscowego KGW oraz Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Gminy Sępólno ufundowały dwa torty, które bohater wieczoru sprawiedliwie podzielił. Działający przy WDK zespół „Modraki”, czyli tacy mali „Lutowianie”, zaśpiewał kilka piosenek religijnych. W repertuarze maryjnym zaprezentowali się też dorośli „Lutowianie”. „Barkę” śpiewała już cała sala.
Przy kawie i pysznych ciastach ksiądz Marian wspomagany przez grupę pielgrzymkową opowiadał o swoich przeżyciach i przygodach związanych z coroczną wędrówką na Jasną Górę. Opowieść była ilustrowana zdjęciami. To, co mówił, nie dotyczyło wyłącznie sfery duchowej, ale także fizycznej i organizacyjnej.
– Nigdy nie myślałem, że będę chodził w pielgrzymkach. Tak się stało, że wikary z Więcborka, ksiądz Wojtek Murawski, który miał iść na pielgrzymkę, z jakichś przyczyn nie poszedł. Wtedy powiedziałem do księdza Skierki, który to wszystko organizował, że ja pójdę. On odpowiedział: „No to jak chcesz iść, Kocie, to idź. Ja wszystko przygotuję.” Tak na mnie mówili, ,,Kocie”. Nie wiedziałem, jak się chodzi. Kilka dni przed wyruszeniem w trasę zacząłem sobie chodzić na próbę. Na przykład do Lutówka i z powrotem. Ostatniego dnia wróciłem o czwartej rano. Przed Piasecznem przyszło osłabienie i pokusa, żeby usiąść. Przetrwałem ten kryzys i jakoś doszedłem. Teraz już wiem, że na pielgrzymce nie można pędzić. Szczególnie młodzież pędzi z rana. Często tak było, że jeden etap pędzili, a drugi już jechali samochodem. Trzeba iść równym tempem i nie spieszyć się. Na pewno próbą sił przed Częstochową nie może być pielgrzymka do Górki Klasztornej. Pielgrzymka do Górki jest mocno wysiłkowa. Tam trzeba dojść na określoną godzinę i są etapy po 10 kilometrów. To jest dosyć dużo. Do Częstochowy pierwszy etap można tak przejść, a później trzeba inaczej rozkładać przerwy. Krótsze etapy i dłuższe postoje, aby się zregenerować. Mamy do dyspozycji cały dzień i nie musimy się spieszyć. Oczywiście, dużo zależy od pogody. Kto przejdzie trzeci dzień, to już dalej idzie. Nie pamiętam, żeby ktoś przed czasem wrócił do domu. Była też taka pielgrzymka, kiedy przez 10 dni padał deszcz. Ostatniego dnia zaświeciło słońce. Mówiło się wtedy, że pielgrzymki są rozwiązywane. Z naszej grupy nikt nie wrócił do domu. Wtedy do Sobótki z Sępólna dowieziono nam suche rzeczy. Właśnie wtedy po raz pierwszy w życiu i jedyny odprawiałem Mszę świętą w gumofilcach – snuł swoją opowieść ksiądz Kotewicz, udzielając przy okazji wielu cennych rad przyszłym pielgrzymom.
Wspomnienia proboszcza lutowskiej parafii wywoływały u słuchaczy a to wzruszenie, a to salwy śmiechu. Można powiedzieć, że na drodze do Częstochowy ksiądz kanonik bardzo wyraźnie odcisnął swoje ślady. Już w przyszłym roku będzie obchodził kolejną okazałą rocznicę, 50-lecie kapłaństwa. 

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...