Dom nieszczęść

Robert Lida, 12 luty 2017, 02:33
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Pan Mirek 3 lata temu złamał nogę. Okazało się, że to złamanie wieloodłamowe kości piszczelowej i strzałkowej. Konieczne było zastosowanie specjalnego stabilizatora, czyli rusztowania przymocowanego do nogi za pomocą 15 śrub. Złamanie leczono w Bydgoszczy i w Otwocku. Pan Mirek do dzisiaj jest uwięziony w domu, ponieważ kości źle się zrosły. W szpitalach, w których był leczony, traktują go jak intruza, zbywają z dnia na dzień. Chciałby pracować, kontynuować remont domu, w którym kilka lat temu wybuchł pożar, ale nie może, ponieważ lekarze, z którymi miał do czynienia, mają go za jakiś przedmiot, który można przestawiać z kąta w kąt. Pan Mirek nie przyszedł do redakcji po pomoc. Już dłużej nie mogą na to patrzeć jego sąsiedzi.
Dom nieszczęść

Pan Mirek ma jeszcze do wykończenia dom po pożarze. Fot. Robert Lida

Pan Mirek związał się z mieszkanką Lutowa i zamieszkał u niej. Z tego związku urodziło się dziecko. Kobieta wcześniej rozwiodła się ze swoim mężem. Niestety, na strychu domu znajdującego się na wybudowaniu wybuchł pożar. Konieczny był remont, a zwłaszcza nowy dach. Pan Mirek, który zna się na budowlance, powoli remontował ten dom. Okazuje się, że pożar to nie najgorsza rzecz, która mu się w życiu przytrafiła. W październiku 2014 roku złamał sobie nogę. To było bardzo skomplikowane wieloodłamowe złamanie. Przewieziono go do szpitala do Więcborka i oczywiście dalej do Bydgoszczy, do szpitala im. Jurasza. Konieczne było zastosowanie specjalnego stabilizatora przymocowanego do nogi piętnastoma śrubami wkręconymi wprost w mięśnie. Niestety, na wstępie popełniono błąd. Pękła metalowa szyna. Pękła dlatego, że nie zamocowano drugiej, po przeciwnej stronie. W marcu 2015 roku ponownie trafił do szpitala w Bydgoszczy, gdzie wykonano przeszczep kości z biodra do nogi. Teraz już zastosowano dwie szyny stabilizujące. Do domu wrócił nie tylko z nowymi szynami, ale również z gronkowcem złocistym w organizmie. Rany pooperacyjne się nie goiły. Przeciwnie zaczęły się psuć. W kwietniu ponownie trafił do szpitala. Tym razem na salę septyczną. Tam przebywał trzy tygodnie. – Przez ten czas lekarz odwiedził mnie dwa razy. W końcu na wózku wyjechałem na korytarz, dopadłem lekarza i spytałem, czy konieczna jest jakaś specjalna rejestracja, aby coś zrobiono z moją nogą. W końcu zajął się mną inny lekarz, specjalista od chirurgii dłoni. Zalecił opatrunki, zapisał antybiotyki i wypisał do domu – relacjonuje pan Mirek. Po kilku miesiącach i kolejnych pobytach w szpitalu sytuacja się nie poprawiała. Z nogi zaczęła zionąć potężna dziura. Dzięki pomocy znajomego trafił do specjalistycznego szpitala w Otwocku. Tam od razu wykonano zdjęcie rentgenowskie, które wykazało, że kości zrosły się nieprawidłowo. Okazało się również, że w związku z poprzednimi zabiegami operacyjnymi chora noga jest krótsza o 5 centymetrów od tej zdrowej. We wrześniu lekarze w Otwocku orzekli, że konieczna jest pilna operacja i zastosowanie innych metod. Miała się odbyć za 2-3 tygodnie. Od tej pory chory nie może dogadać się z tamtejszymi lekarzami. – Dzwonię co chwila. Albo nie ma lekarza, albo  każą jeszcze poczekać, albo udają, że nie wiedzą, o co chodzi. Nie wiem już, co mam robić – mówi pan Mirek.
Efekt jest taki, że widzimy przed sobą mężczyznę w kwiecie wieku, w pełni sił, chętnego do pracy, ale z nogą, z której wystaje metalowe rusztowanie. Z nogą, która ropieje, jest sina i być może z objawami martwicy. Mężczyzna nie ma takiej możliwości, aby wsiadać do samochodu i co chwilę jeździć do Bydgoszczy czy Otwocka. Po prostu nie ma samochodu, co najwyżej rower. Zawsze musi prosić kogoś o pomoc. Ponadto, przemieszczanie się z tą nogą tylko pogarsza sytuację. W tej chwili żyje z zasiłku w wysokości około 600 złotych miesięcznie. Jakby tego było mało, lekarz orzecznik - cudotwórca obniżył mu grupę inwalidzką. Z tych 600 złotych nie da się wyżyć, a co dopiero jeździć po lekarzach. W domu jest malutkie dziecko i starsza pani obłożnie chora, po wylewie. Pana Mirka odwiedziliśmy we wtorek. Zastaliśmy u niego akurat panie z Ośrodka Pomocy Społecznej w Sępólnie. One też widzą ten problem, też widzą tę nogę. Czy ośrodek może coś pomóc w tej sprawie? Gdyby pan Mirek miał zdrową nogę, to sam zatroszczyłby się o siebie, dziecko, konkubinę. Opieka społeczna nie miałaby tutaj nic do roboty. Mężczyzna nie jest nikim ważnym, nie ma znajomości, pieniędzy i dlatego lekarze w dużych szpitalach przestawiają go z kąta w kąt. Być może czekają aż noga po prostu będzie się nadawała tylko do amputacji? Tak będzie taniej. Mamy świadomość, że „Wiadomości Krajeńskie” w tej sprawie są „za małe”, aby cokolwiek zrobić. Może jednak ta historia dotrze do kogoś, kto mógłby pomóc. Chociażby pokierować tam, gdzie trzeba. Nie wszyscy są tak przebojowi i zaradni, aby zderzyć się z obecnym systemem służby zdrowia. Jak mówi stare ludowe porzekadło: „W Polsce trzeba mieć końskie zdrowie, aby chorować”.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...