Wspomnienia

Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część V)

Łukasz Jakubowski, 02 maj 2018, 13:38
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Jak Roman Komierowski, bardzo doświadczony polityk z długim stażem poselskim w parlamencie Rzeszy, widział i oceniał proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości? Nie jest to pytanie bez odpowiedzi. Możemy się tego dowiedzieć z arcyciekawych wspomnień, które spisał pod koniec swego życia. Dzisiaj zapraszamy na ich piątą część.
Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część V)

Pałac w Samostrzelu – elewacja południowa

Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część V)

Rok 1921. Józef Piłsudski w Samostrzelu u państwa Bnińskich

Mój syn Tomasz krótko przed rewolucją w Niemczech i jej następstwami został za czasów okupacji pruskiej do Warszawy przeznaczony, jako referent przy głównym szefie. Podejrzliwość tutejszych sfer pruskich, która każdy szczegół w znaczeniu nas jako zdrajców pilnie sondowała, głosiła, że Tomasz odgrywa rolę dla nich zdradziecką i wyznaczyła premię za jego odnalezienie lub dostarczenie władzom tutejszym. Nawet ode mnie żądano kaucji w sumie 50000 mk. zagrożeniem sekwestru majątkowego w razie oznaki naszego władzom pruskim nieprzychylnego zachowania się. Komunikacja więc z moim synem ustała i dopiero za moją bytnością powyżej wzmiankowaną, w Gdańsku, udało mi się też przez delegata przy misji amerykańskiej, p. Jałowieckiego, uzyskać przepustkę dla mojego syna i synowej, z której korzystając dopiero 4 września 1919 do Komierowa, ku naszemu wspólnemu przywitaniu się, przybyć mogli.
W czasie powyższych zaburzeń, które jak już wspomniałem dla nas wiele udręczeń spowodowały, tak np. Potulice splądrowane, a ich właścicielka hrabina Potulicka śmiercią zagrożona; w Samostrzelu hr. Bnińska dręczona bandami napastniczymi, proces i uwięzienie Karola Koczorowskiego z Broniewa, aresztowanie Mieczysława Chłapowskiego w Bagdadzie; wydalenie kilkumiesięczne hr. hr. Jezierskich z Dębna poza granicę Księstwa itp. – Kilkukrotnie usiłowano tak z przeciwnej jak z naszej strony podjąć inicjatywę do pewnego ugodowego porozumienia się. Walki na bliskim froncie jednakowoż codziennie się odnawiające, przeszkadzały tym planom – bo władze wojskowe były decydujące. Ostatecznie zgodzono się na linię demarkacyjną, której przekroczenie było tylko możliwe za pozwoleniem wyjątkowym i trudnym dla uzyskania dla obu stron. Nastąpiła jednakowoż możliwość i to dla obu stron, chaotyczny, wewnętrzny ustrój jakkolwiek zorganizować i ustalić na dalszą metę. Pracowano więc na naszych kresach z wielkim zapałem obustronnie. Niemcy starali się, aby zawarcie pokoju ostatecznego dla siebie korzystniej wyrobić dowodami swoich sił i zaznaczeniem swojej przewagi u ludności. My zaś w defensywie, wobec ówczesnej przewagi wojskowej i biurokratycznej staraliśmy się utrzymać w naprężeniu ducha, wspólną solidarnością i otuchą w ratunkową pomoc naszych komitetów przy aliantach, a przede wszystkim wpływom i znaczeniu Ignacego Paderewskiego i bohaterskim czynom Józefa Piłsudskiego z jego zwycięską armią polską. Dni i tygodnie mijały więc w tęsknym i bezmiernie niepewnym oczekiwaniu, przerywane tylko bądź to wybuchem jakiej lokalnej zbrodniczej katastrofy, bądź to manifestacjami tysiącznego zbiegowiska, jak np. w Bydgoszczy, podczas przyjazdu zagranicznych dziennikarzy, lub też konferencjami rzekomo pokojowymi, różnych delegacji i komisji dla wzajemnego porozumienia się. Ostatecznie wiekopomne usiłowania, wpływy i znaczenie Paderewskiego zwyciężyły i pokój został zawarty między aliantami i Niemcami i w czerwcu 1919 uchwalony i podpisany, zabezpieczając przynależność naszych kresów do wolnej i niepodległej Polski. Przyjęcie pokoju przez Niemcy poprzedzały niesłychanie burzliwe posiedzenia na sejmie Rzeszy Niemieckiej w Weimarze. Obóz socjaldemokratyczny wtedy okazał całą swoją przewagę, ale zarazem odsłonił to całe bagno intryg, wichrzeń, którymi rządy monarchiczne całą klęskę Niemiec chciały ukryć przed światem. Następstwem było coraz większe rozdwojenie się opinii publicznej w Niemczech, która przerażona doznanymi klęskami po straconej wojnie nie widziała drogi wyjścia z labiryntu zawikłań i niepowodzeń. Obóz zaś socjalistyczny chcąc nadal utrzymać się u steru, propagował programy tak radykalnego ustroju, że w Europie żywe obawy się zaznaczyły o możliwość dalszej infekcji na resztę społeczeństwa europejskiego. Te obawy okazały się też nie bez pewnej słuszności. Bo nawet u nas w sejmie warszawskim zaczęły się prądy zaznaczać w pokrewnym duchu do niemieckiej socjaldemokracji. Takie oznaki, gdyby omdlenia ducha narodowego w chwili gdy zmartwychwstawał nie tylko, że przerażeniem swoim tamowały postęp normalny rozwoju organicznego, ale zatruwały ducha społeczeństwa dawnym jarzmem obałamuconego i odrętwiałego. Mowy w sejmie warszawskim takich menerów jak Moraczewski, Daszyński itp. uprzytomniały nam przedupadkowe rozbiory i krnąbrność grzeszną, zbójecką ówczesnych naszych, zgubnych działaczy. A tym bardziej takie poczucie zasmucało i bolało nie tylko nas ale i zagranicą uprzytomniało z naszą krzywdą wady nasze dawne, jak gdyby dziedziczne. I to wszystko zachodziło równocześnie, gdy wypadki w Rosji uprzytomniały klęski, którym społeczeństwo ulegać musi, skoro poczucie wspólnoty ludzkiej osłabnie lub zamieni się w bratobójczą walkę. W Rosji bowiem, gdzie brutalny absolutyzm carski zrodził bluźnierczy nihilizm a nihilizm zbójecki bolszewizm, ostatni swój pochód ogniem i mieczem na zachód zaznaczył, tak jak w dawniejszych wiekach mongolskie nawałnice burzą szalały nad Polską i sąsiednimi krajami. Oznaki nadciągającej takiej burzy były więc nie tylko ze wschodu ale i z zachodu. Na zachodzie niemieccy spartakiści, na wschodzie rosyjski bolszewizm. Między te dwa ognie rzucony ledwo się formujący nasz obóz polski. Nie pozostał on nietknięty. Organizacja robotnicza wzburzona materialnym niedostatkiem osobliwie po większych centrach przemysłowych wystąpiła z żądaniami możność producentów przechodzącymi. Na wschodzie naszym nawet i to nie starczy – żądają podziału własności, przede wszystkim niemieckiej. A ta własność klęskami wojny, napaściami bolszewickimi, jeżeli nie mocno okrojona przez napastników, to często już podzielona między nimi. U nas zaś na zachodzie osobliwie przemysłowe gospodarstwa, które swoją intensywnością miały wyrównać konkurencję dalszego zachodu, zagrabione strajkami i zniesieniu obowiązkowej pracy, konflikt groźny wzniecały w naszym społeczeństwie. Tak więc na wschodnich granicach naszych znamiona infekcji bolszewickiej, na zachodzie objawiające się zarodki chorobliwego socjalizmu, a w środku, w Warszawie niezrozumienie sytuacji i wir zgubnych programów i mów sejmowych. Jedyną więc opoką pozostało wojsko polskie, które z podziwu godną ofiarnością stanęło na straży naszych terytorialnych granic, jako też moralnego porządku wewnętrznego. Ta dzisiejsza nasza podstawa daje nam rękojmię, że swoim duchem ofiarności, hartu i posłuszeństwa uprzytomni nam nasze obowiązki i wznieci iskrę, która płomieniem bezwzględnej wzajemnej miłości wszystkich nas ogarnie. Oprócz więc tej ostoi, którą wojsko dla narodu naszego utworzyło, w pierwszym rzędzie była w następstwie dźwignia potrzebna, która by społeczeństwo nasze organizując, postawiła na poziomie obecnego porządku społecznego i kulturalnego jaki jest potrzebny, by utrzymać niezależność swoją. Pod tym względem były do zwalczenia niemałe trudności. Ciemiężeni przez dawnych naszych gnębicieli, były wszelkie urzędy dla nas nieprzygotowane. Administracja wskutek tego krajowa spoczywała li tylko w ręku obcych nam zawistnych. Całe więc wychowanie i wykształcenie było spaczone, bo programowo tak ujęte, aby nas albo zupełnie wykluczyć z zawodu zarządczego, albo poczucie nasze narodowe zmienić. Nawet nasz poziom zwyczajny kulturalny mógł się tylko utrzymać w osobnikach, dla których była możność odpowiednie wykształcenie zasięgnąć poza naszymi granicami. Cóż dopiero mówić o całych masach mniej zamożnej lub z pracy rąk żyjącej, kilkadziesiąt milionów wynoszącej ludności polskiej, która w dodatku rozdzielona na trzy odrębne mocarstwa, sto pięćdziesięcioletniej niewoli, z takiej konieczności zabarwioną została partykularyzmem lub zupełnym niezrozumieniem się.
Cdn.
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...