Wspomnienia

Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część VI)

Łukasz Jakubowski, 08 czerwiec 2018, 10:31
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Jak Roman Komierowski, bardzo doświadczony polityk z długim stażem poselskim w parlamencie Rzeszy, widział i oceniał proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości? Nie jest to pytanie bez odpowiedzi. Możemy się tego dowiedzieć z arcyciekawych wspomnień, które spisał pod koniec swego życia. Dzisiaj zapraszamy na ich szóstą część.
Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część VI)

Leon Janta-Połczyński z Wysokiej

Zapał jednakowoż który rycerskość naszego wojska z dniem każdym wzmagał dawała otuchę i nadzieję, że i temu zadaniu podołamy. Szeregowaliśmy się więc wszyscy, tak jak możność siły i przydatność nakazywała w posłudze narodowej bądź to w urzędach ministerstw, zarządów komunikacyjnych, pocztowych, w zarządach miejskich, magistrackich itp. jako też w posłudze pozornie skromniejszej a w rzeczywistości często podstawą całości tworzącej tj. w posłudze poszczególnych powiatów i społecznych, lokalnych zadań. Nie było więc rodziny tutaj na kresach, któraby nie była uczestniczyła jednym lub kilku członkami wypełnienia tej posługi. Lecz pomimo tej gorącej chęci służenia, owoc tego zamiaru nie dorównywał wymaganiom tak różnorodnym w czasach ustawicznego ruchu, zmian i przewrotu. Wskutek tego ucierpiały pod brakiem normalnego zarządzenia krajowego czy to w komunikacji, poczcie, administracji, krajowej osobliwie nasze kresy, gdzie z 1 kwietnia 1920 Niemcy urzędy opuścili. Osobliwie w komunikacji kolejowej dały się uczuć wielkie niedogodności wskutek niedostatecznej ilości przewozowego lub obiegowego materiału, jak wagonów, lokomotyw. Ten niedobór powiększał jeszcze obok powyżej wzmiankowanego braku technicznie wykształconych urzędników i wpracowanych kolejarzy, zupełny niedostatek paliwa, jak węgla, bo granice od Niemiec zamknięte a na Górnym Śląsku rozruchy przedplebiscytowe nie dozwalały na zwykły dowóz. Zamknięcie granic miało też i inne bardzo przykre następstwa, ustał bowiem wszelki dowóz jakiegokolwiek fabrykatu i tych surowców, któreśmy zwykle z zagranicy pobierali. Następstwem była podwyżka cen niesłychana i waluta nasza z dniem każdym się pogarszała. Dla dalszej pamięci kilka cen zapisuję i tak: para butów męskich około 2000 mk. 1 funt herbaty 58 mk. Cytryna 2,50 mk. Śledź surowy 2 mk. Cygaro 3 -6 mk. 1 funt tytoniu do palenia 120 – 150 mk. Kawy wcale nie ma. W Warszawie zaś para damskich lepszych bucików 2000 mk. Kostium damski 14 000 mk. Butelka litrowa wódki 50 – 80 mk. Wina prawie wcale nie ma lub fałszowane i w cenie od 50 – 150 [? – nieczytelne] mk za butelkę. Z drugiej strony zaś zamknięcie granic miało tę dogodność, że ustał wywóz naszych produktów rolniczych z kraju i natomiast mogliśmy zaopatrzyć chociaż tylko w skromnej mierze nasze wschodnie granice, jak przede wszystkim Litwą. I pod tym względem staraliśmy się z naszych stron po niższych cenach niż takowe były w Niemczech, biednym naszym rodakom pewną część naszych produktów rolniczych odstąpić. Mimo to były jednakowoż te ceny tak anormalnie wysokie, że je zapisuję dla potomności: 1 ctr. Żyta kosztuje 45 mk. 1 ctr grochu 300 – 400 mk. 1 ctr pszenicy, owsa, jęczmienia 50 mk. – 1 ctr. Kartofli 18 mk. – 1 ctr. Wełny 2000 mik. Krowa 1200 – 1800 mk. – 3 miesięczne źrebię 3000 mk. – koń roboczy 8 -12 000 mk. W stosunku do tych cen podwyższyła się też cena robocizny, za godziną od 1,50 – 3,50 mk. – Tak samo koszta poczty, kolei, telegramów itp. i tak list zwykły w kraju 50 fen za granicę 1 mk. Fabrykaty potrzebne w rolnictwie, jeżeli w ogóle były do dostania osiągnęły ceny, o których ludzkie pojęcie ustaje. Tak samo cena ziemi podniosła się do niesłychanej wartości, mniejsi właściciele tutejsi sprzedawali lub kupowali gospodarstwa z pewnymi brakami inwentarza lub zabudowań 1 mórg magdeburski po 1300 – 2000 mk. Za drzewo płacono za metr opałowego 60 – 80 mk. Za centnar węgla 20 – 25 mk. Wskutek takiego przeobrażenia wszelkiej wartości zmieniła się też na niekorzyść nasza waluta, bo spadła w cenie wobec zagranicy 1 nasza marka na 10 fen. Wielu też zagranicznych przedsiębiorców i kapitalistów korzystało z takiego przewrotu u nas i nabywali grunty, kamienice, fabryki, płacąc u nas niby wysokie ceny a właściwie w porównaniu do ceny ich monety, za marny grosz. Przewrót więc taki u nas napawał nas wszystkich niepokojem o przyszłość, lecz my tutaj na kresach zachodnich mimo to wszystko nie ucierpieliśmy tyle, ile nasi rodacy i krewni na wschodnich naszych granicach, nad Bugiem, Prypecią, Dnieprem. Nigdy tyle gości stamtąd nie widział u siebie Poznań, co w r. 1919 i 20. Przybywali oni bądź to po radę, wsparcie lub pociechę. Opowiadania ich o ciężkich kolejach, które im przypadło przechodzić, budziły w nas poczucie do solidarności w przetrzymaniu złych czasów i poniesionych strat. W rozprężeniu ogólnym, które było zupełnie naturalnym wynikiem takiego przewrotu, może to współczucie wzajemne tworzyło i utrwalało ogniwa wspólnoty nie tylko rodzinnej, ale i całej społecznej. Od razu stanęliśmy sobie bliżej, rozumiejąc szybciej wzajemne bóle i zadania czasu. Oprócz tych naszych gości zapanował w Poznaniu jako stolicy Wielkopolski ruch niezwykły. Te 40 tysięcy niemieckich mieszkańców, którzy się z Poznania usunęli w poczuciu swego złego sumienia, zastąpił i przeważną liczbą prześcignął napływ naszych rodaków. Z entuzjazmem bowiem garnęliśmy się do pracy tutaj specjalnie nam poleconej i zarządzanej przez oddzielne ministerium stanął dawniejszy poseł berliński, p. Seyda, w otoczeniu grona podsekretarzy stanu dla pojedynczych wydziałów administracji krajowej. Do rządu tychże został też powołany z naszego grona rodzinnego mój zięć Leon Janta-Połczyński z Wysokiej. Do zakresu administracji należało teraz już nie tylko zastąpienie dawniejszego zarządu pruskiego, ale i stworzenie tych nowych instytucji i zakładów jak: uniwersytety, biblioteki, teatry, gimnazja, szkoły, urzędy społeczne, których mimo naszych usilnych starań w Berlinie nam odmawiano, a których brak dotkliwy dał się odczuć od całego wieku i to coraz bardziej z postępem czasu i potrzeb kulturalnych. Tym wszystkim więc wymaganiom starano się zadość uczynić powołując do Poznania z wszystkich dawnych dzielnic Polski odpowiednie siły i powagi. Tak więc od razu zamieniło się skromne prowincjonalne miasto, jakim był Poznań, na stolicę, która śmiało mogła się równać ze stolicami naszych innych dzielnic. Taki ruch, jak gdyby niespożytej siły naszej oddziałał swoim urokiem na zwołanie zgromadzeń i uroczystości narodowych, przeglądy wojsk, obchody jubileuszowe, tak dalece, że Poznań zdawał się lub też był przepełniony. Odgłos takich uroczych chwil, które Poznań w r. 1919 u siebie święcił, przejmowały nas tutaj na kresach uniesieniem radosnym, lecz z drugiej strony, pozostając tutaj pod brutalną okupacją pruskiego Grenschutzu, wywoływały tęskne wyczekiwanie czy też podobnych chwil i nam Opatrzność użyczy.
Cdn.