Wspomnienia

Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część I)

Łukasz Jakubowski, 15 marzec 2018, 11:17
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Jak Roman Komierowski, bardzo doświadczony polityk z długim stażem poselskim w parlamencie Rzeszy, widział i oceniał proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości? Nie jest to pytanie bez odpowiedzi. Możemy się tego dowiedzieć z arcyciekawych wspomnień, które spisał pod koniec swego życia. Przedstawiamy Państwu pierwszą część wspomnień Romana Komierowskiego. Całość chronologicznie obejmuje lata 1914 -19, a więc okres I wojny światowej i odradzania się państwa polskiego. Staraliśmy się nie ingerować zanadto w tekst. Poprawiliśmy jedynie interpunkcję, sporadyczne błędy ortograficzne, uwspółcześniliśmy też pisownię. Wszelkie redaktorskie wtrącenia w tekst umieściliśmy w nawiasach kwadratowych. Styl autora – archaiczny z perspektywy współczesnego czytelnika, lecz będący wartością samą w sobie jako świadectwo używanej wówczas polszczyzny - został zachowany. Naszą przygodę z memuarami Komierowskiego rozpoczynamy nietypowo. Pierw zaprezentujemy całość wspomnień, następnie zamieścimy komentarz do tekstu. Zapraszamy do lektury!
Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część I)

Roman Komierowski

Wspomnienia z wojny światowej 
od 1914 do 1919 i jej następstwa

Dwa miesiące minęły od czasu, kiedy okupacja niemiecka i nasz zakątek ostatecznie opuściła. Było to bowiem 11 stycznia 1920, gdy nadeszły przednie straże, a następnie całe wojsko polskie w przemarszu swoim przez Nieżychowo i okolicę. Witając naszych bohaterów, myślą cofnąłem się do chwil przeżytych podczas wojny. Było to w końcu lipca 1914, kiedy bawiąc na Helu i używając swobody tamtejszego pobytu w rodzinnym kółku naszym, zaalarmowani wieściami niepokojącymi nagle się rozjeżdżaliśmy. Ostatnia, którą żegnaliśmy, była nasza Frania Bielska, z którą siedząc na pomoście nad wybrzeżem morskim na Helu ze zdumieniem patrzyliśmy na tłumy kąpielowych gości, które tłoczyły się na odchodzący parowiec, w których ostatecznie i Frania nasza z oczu nam zginęła. Parowiec z nią odpłynął i chociaż zaalarmowani wieściami [o] grożącej wojnie francusko – niemieckiej, w głębi duszy spokojnie te wieści przyjmowaliśmy, sądząc, że teren takiej wojny nas na wschodzie mniej dotyczy. Za Franią następnego dnia i myśmy do domu wracali, po krótkim zatrzymaniu się w Gdańsku, skąd powrót do domu coraz trudniejszym się stawał wobec przepełnionych pociągów. Zamiast zwykłego radosnego powitania się w progach naszych, biła z twarzy witających pewna trwoga, bo komendy wojskowe pruskie powoływały nagłym i doraźnym rozkazem wszystkich wojskowych pod broń. Tak więc rosło zamieszanie ogólne i to w czasie żniw, które dla obfitości swej w tamtym roku wymagały tym więcej rąk do pracy. Zamieszanie to, które pobór wywołał w gronie rodzin chlebodawców, przedsiębiorców przeniosło się też na instytucje wszelakie, czy to przemysłu, handlu i kredytu.
Komunikacje kolejowe zostały wstrzymane dla przewozu nieustannie chodzących pociągów armii pruskiej. Wkrótce też nadeszły wiadomości o przekroczeniu granic i zwycięstwach armii pruskiej w Belgii. Entuzjazm pruski rósł i w potędze swojego zamachu powoływał każdego do służby wojskowej zdatnego pod broń. Temuż więc losowi uległa znaczna część urzędników i służby i to samo niebezpieczeństwo groziło naszemu Tomaszowi. Trzeba było więc rozmaitych zabiegów, żeby temu zawczasu zapobiec. Była tylko jedna możliwość, tj. zgłoszenia się dobrowolnego do służby zarządów cywilnych. Tymczasem armia rosyjska podążała szybkim krokiem by przekroczyć granice tutejsze i dopomóc sprzymierzeńcom swoim na zachodzie. Nastał niepokój i w naszym zakątku, bo znad granicy tutejszej całe tabory przesuwały się, by schronić się przed napaścią rosyjską w głębi monarchii pruskiej. Lecz nadspodziewanie udało się Prusakom zwycięskimi bitwami dotkliwe zadać klęski armii rosyjskiej i tutejsze okolice obwarować, bądź to zatrzymaniem Noteci i zalaniem całego łągu nadnoteckiego, jako też usypaniem grobli i zawarowaniem przejazdów. Armie pruskie posuwały się odtąd tak na zachodzie, jak i na wschodzie z niesłychanym powodzeniem w głąb nieprzyjacielskich krajów. Część Francji północna została zajęta, Królestwo z Warszawą padło ofiarą armii pruskiej. Pochód niemiecki nie ustawał i osobliwie na wschodzie szedł dalej. Równocześnie pobór podwajano w naglący sposób. Wszędzie, gdzie Prusacy kraj opanowali, zaprowadzili swoją administrację. Jedyna więc możność ochronienia Tomasza od poboru była to okoliczność, że on wskutek śmiertelnego zapadnięcia w Zakopanem na szkarlatynę, już miał świadectwo wojskowego lekarza o nadwyrężonym swoim zdrowiu. Na podstawie więc tego świadectwa udało mi się za pomocą posła Erzbergera [?], którego znałem osobiście, jako Polakom przychylnego (należał on do stronnictwa katolickiego i krótko przed moim ustąpieniem z parlamentu, do tegoż wstąpił jako młody poseł) wyrobić pozwolenie dla Tomasza zgłoszenia się do administracji cywilnej w Królestwie i przy tejże służbę zamiast wojskowej pełnić. Tymczasem stosunki za Brześciem Litewskim zaczęły się dla nas a szczególnie dla Frani i jej męża pogarszać. Bitwy po zajęciu Brześcia przez pruskie wojska, które się odtąd między Rosjanami i Niemcami toczyły, szalały na posiadłości Atteckiej. Między dwoma ogniami przyszło Bielskim walczyć o uratowanie i o ile się da ocalenie nie tylko mienia, ale życia swojego i dzieci. Jako Polacy podejrzewani przez nienawistne hordy rosyjskie o nie przyjaźń przeciwko rządowi rosyjskiemu zostają Bielscy obrabowani, jeden folwark doszczętnie zniszczony, spalony i ostatecznie oni sami przed sąd wojenny postawieni. Frania po krótkich przesłuchaniach zwolniona, a Edzio dłuższy czas pędzony także dopiero po 4-tygodniowej wędrówce, w której doznał wielu przykrości i śmiertelnych trwóg, do domu wrócił, gdzie już okupacja pruska się rozpościerała tak w domu, jak i w gospodarstwie. Późną jesienią r. 15 dowiedziawszy się o tym wszystkim, podążyliśmy z Lunią do nich, przywożąc im najpotrzebniejsze rzeczy do jakiegokolwiek zagospodarowania się i zamieszkania w domu. Bo bandy rosyjskie zrabowały i zniszczyły całą wyprawę Frani, pozostawiwszy tylko kilka najpotrzebniejszych mebelków domowych w Atteczyźnie. Przybywszy do nich na miejsce po bardzo uciążliwej i w różne przygody obfitej podróży, do której pozwolenie musiałem poprzednio wyrobić na podstawie rozmaitych świadectw u głównej komendy pruskiej w Szczecinie, trudno mi dzisiaj, chociaż we wspomnieniu krótkim streścić wrażenia naszego powitania. Była to 4-ta godzina z rana, kiedyśmy w serdecznym uściśnięciu w Atteczyźnie, opowiadaniem przeżytych chwil zapoczątkowali pobyt tamże. Można by całe tomy napisać, skreślając to, co oni przeżyli i przecierpieli. Tymczasem zwycięski pochód armii niemieckiej na zachodzie został wstrzymany mężnym stawieniem się francuskiego i angielskiego wojska. Pobory nowe do wojska niemieckiego rozpisano i ostatecznie udało mi się Tomasza umieścić w administracji niemieckiej cywilnej w Łukowie w guberni siedleckiej. Okupacja niemiecka w swoim rodzaju zarządu, dwóch sposobów się trzymała, chodziło jej bowiem o wywołanie u polskiej ludności pewnej sympatii dla siebie, aby mieć sprzymierzeńców w wojnie, która stawała się coraz więcej światową; z drugiej strony jednakowoż chciał rząd niemiecki wyzyskać tę sposobność, która jemu, z powodu okupacji się nadarzała, aby z kraju obywatelstwa i ludu wszelkie zasoby żywnościowe dla siebie zabezpieczyć lub po prostu dla swojego użytku na fronty dla armii zabrać. Jeżeli więc taka sytuacja dla Polski była niezmiernie trudną, to tym trudniejsze było urzędowanie Polaka, który takim potrzebom i wymaganiom, czy to rządu pruskiego, czy też ludności polskiej miał zadość uczynić. Takie dwulicowe urzędowanie było czasami przykrzejsze, niż pełnienie służby w szeregach wojskowych. Pociechą jedną była nadzieja możności złagodzenia surowych rozkazów i zadań pruskich wobec ludności polskiej. Toteż wszyscy urzędnicy polscy, tak samo i Tomasz, starali się taktem i oględnością wyrównać w owych ciężkich czasach ten przykry stan rzeczy, chroniąc o ile możności ludność polską od doraźnego wyzyskiwania przez władze niemieckie. Na tym posterunku pozostał Tomasz dłuższy czas i miał przynajmniej to zadowolenie, że miał sposobność poznać tamtejsze obywatelstwo, między innymi ks. ks. Czetwertyńskich, pp. Żółtowskich i za ich pośrednictwem miał sposobność poznania się z paniami Zamoyskimi, z których grona z p. Różą na początku roku 1919 się ożenił.
Cdn.