Jestem z Kaszub, jestem uparta

Robert Lida, 05 październik 2014, 01:26
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Ewa Czapiewska-Siekierka startuje w wyborach do Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego z trzeciego miejsca listy Polskiego Stronnictwa Ludowego. Mieszkająca w Sępólnie kandydatka reprezentuje młode pokolenie wyborców, ale posiada już bogaty bagaż życiowych doświadczeń. Reprezentuje również świeże spojrzenie na politykę, bo nie ukrywajmy, sejmik to polityka, i to czasami ta brudna. Co ją pcha do polityki, co chce osiągnąć i wreszcie, kim jest Ewa Czapiewska-Siekierka - pyta w wywiadzie z kandydatką Robert Lida.
Jestem z Kaszub, jestem uparta

Ewa Czapiewska-Siekierka. Fot. Robert Lida

- Proszę się przedstawić naszym Czytelnikom.
– Nazywam się Ewa Czapiewska-Siekierka. Mam męża Tomasza i dwóch synów w wieku szkolnym, Igora i Damiana. Mam 35 lat. Od prawie 13 lat mieszkam w Sępólnie. Pochodzę z małej miejscowości na Kaszubach, w powiecie chojnickim, gmina Brusy. Miejscowość nazywa się Czapiewice.

- No i mamy rozwiązaną zagadkę. Klub Czapiewskich z Orzełka i okolic nie mógł dojść, skąd ona się tutaj wzięła.
– Nie mam tutaj rodziny z nazwiskiem Czapiewskich. W gminie Brusy jest ich bardzo dużo. Pochodzę z rodziny rolniczej. Moi rodzice prowadzili gospodarstwo, które przejął mój brat. Mam jedenaścioro rodzeństwa: czterech braci i siedem sióstr. Moi rodzice zawsze stawiali na pracę i wykształcenie. Wpajali nam, że jeśli chcemy coś osiągnąć, to musimy sami na to zapracować. Jestem absolwentką Liceum Ekonomicznego w Chojnicach i Politechniki Koszalińskiej wydział ekonomiczny. Ponadto posiadam świadectwo uprawniające do usługowego prowadzenia ksiąg rachunkowych. Zdałam też egzamin w Ministerstwie Skarbu Państwa dla członków rad nadzorczych. Jestem główną księgową Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Sępólnie. Cały czas aktywnie działam.

- Wszyscy narzekamy, że młodzi ludzie nie garną się do działania, zwłaszcza polityki. Co decyduje, że młoda osoba, która już poukładała sobie życie, idzie w politykę?
– Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że cały czas coś robię, cały czas czegoś szukam. Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Kiedy mam jakiś cel, to go po prostu realizuję. Pochodzę z Kaszub, więc jestem uparta. Mówię na to delikatniej - konsekwentna. Lubię coś robić, coś robić dla kogoś. Sprawia mi to wiele satysfakcji. Dlaczego akurat do sejmiku? Może dlatego, że do rady gminy czy powiatu jest wielu chętnych, natomiast do Sejmiku brakuje osób, które chciałyby zrobić coś dla powiatu.

- Jako funkcjonariuszka PSP nie może Pani być członkiem żadnej partii, ale trzeba było ulokować się na partyjnej liście, aby wystartować w wyborach. Co zdecydowało, że jest to lista PSL?
– PSL jest ugrupowaniem mi najbliższym. Identyfikuję się z wartościami przez nie reprezentowanymi.  Jako funkcjonariusz Państwowej Straży Pożarnej mogę powiedzieć, że PSL jest bliski strażakom. Jak mówiłam wcześniej, pochodzę ze wsi, z rodziny rolniczej i to środowisko jest mi bliskie. PSL jest ugrupowaniem, które ma pewną klasę, spokój. Nie widzę w nim szaleńców, tylko osoby, które chcą coś zrobić, pracują, ale na pewnym poziomie. Jeśli mi się uda, to chciałabym reprezentować właśnie taki poziom. Chcę po prostu pracować. Uważam, że PSL mi na to pozwoli.

- Nie jest Pani anonimową postacią w lokalnym środowisku. Pani to nie tylko strażaczka. Jest Pani związana ze Stowarzyszeniem Dorośli - Dzieciom, wiceprezesem w Lokalnej Grupie Działania „Nasza Krajna” czy inicjatorką akcji oddawania szpiku kostnego oraz krwi.
– Od kilku lat jestem członkiem Stowarzyszenia Dorośli - Dzieciom, wspierającego m.in. edukację i pomoc społeczną. Organizacja ta robi dużo dobrego dla mieszkańców naszego powiatu. Przez długi czas prowadziłam dokumentację księgową stowarzyszenia. Koordynowałam projekty unijne związane z rynkiem pracy. Stowarzyszenie to jest mi bardzo bliskie i jeżeli będę mogła, to na pewno będę mu pomagała. Z kolei LGD Nasza Krajna jest nastawiona na pomoc naszym mieszkańcom w nieco innym zakresie. Mam na myśli ogłaszanie konkursów, realizację strategii rozwoju naszego powiatu. Dziś możemy powiedzieć, że w ostatnich latach zrobiliśmy wszystko, aby dobrze zostały wykorzystane środki, którymi dysponujemy. Poza tym staramy się promować nasz region, nasz powiat, gdzie tylko się da. Jestem też ławnikiem sądowym. Od czasu do czasu jeżdżę na rozprawy sądowe do wydziału rodzinnego w Tucholi. Dzięki temu mam kontakt z tym, co dzieje się w rodzinach. Czasami mnie to przeraża, ale to jest po prostu życie. Jest wiele ludzkich tragedii i dzieci, które ponoszą konsekwencje błędów swoich rodziców. Nie ukrywam, że chciałabym zająć się tą problematyką w sejmiku.

- Mimo młodego wieku ma Pani spory bagaż wiedzy i doświadczeń. Jak go spakować, zabrać do Torunia i tam dobrze wykorzystać? Jak przenieść to, co dzieje się w Polsce powiatowej, na szczebel wojewódzki?
– Właśnie dlatego, że jestem w młodym wieku i z takim bagażem doświadczeń i z moim samozaparciem, uważam, że mam możliwości do szerokiego działania. Mam w sobie jeszcze tyle energii. Nie wiem, czy za pięć, dziesięć lat będzie mi się jeszcze chciało, mimo tego że doświadczenie będzie jeszcze większe. Na razie chcę spróbować. Mam takie przekonanie, że dysponuję dużym potencjałem. Chciałabym ten potencjał wykorzystać. W jaki sposób zrobić to w Toruniu? Myślę, że głównie poprzez pracę w komisjach. Mam na myśli komisję rolnictwa i rozwoju wsi. Tutaj chciałabym się skupić na rynkach zbytu produktów rolnych. Lokalne grupy działania, a mam ich poparcie, też mieszczą się w tematyce tej komisji. Tam są bardzo duże możliwości i chcę je wykorzystać. Bliska jest mi też komisja pracy, pomocy społecznej i bezpieczeństwa. W tej komisji decyduje się o sprawach związanych z pomocą społeczną, o losach ochotniczych straży pożarnych, o Państwowej Straży Pożarnej. W tych komisjach chciałabym pokazać, że młodym warto zaufać. Mam też spore doświadczenie w finansach. Od 2005 roku prowadzę biuro rachunkowe. Jestem główną księgową i mam doświadczenie w realizacji projektów unijnych.

- No właśnie, prawie wszystkie unijne pieniądze są dzielone w urzędzie marszałkowskim.
– Tak, dlatego zrobię wszystko, aby do powiatu sępoleńskiego wpłynęło jak najwięcej tych pieniędzy.

- Wiemy w jakiej sytuacji finansowej jest powiat sępoleński. Czy nie lepiej byłoby wykorzystać to doświadczenie tutaj, na miejscu?
– Myślę, że są osoby, które chcą to robić w powiecie i niech się wykażą.

- Co sądzi Pani o tym, co stało się w powiecie? Mam na myśli odwołanie zarządu, powołanie nowego. Miało być lepiej. Czy jest lepiej?
– W styczniu był przewrót. W mojej ocenie, gdybym brała w tym udział, nie dokonywałabym tych zmian. Być może nie znam wszystkich przesłanek. Nie robiłabym tego na kilka miesięcy przed wyborami. Nowi starostowie od stycznia do listopada nie są w stanie w pełni ocenić sytuacji powiatu. Jeśli zrobią to szybko, mogą popełnić błędy, które będą miały konsekwencje na kilka lat. Podejmą decyzje, a potem będą musieli je wziąć na siebie kolejny starosta i kolejna rada, którzy mogą się z nich nie wywiązać. Logiczniej byłoby dokonać wyboru w listopadzie i wtedy z czystą kartą popracować przez kolejne cztery lata. Trudno powiedzieć, czy obecni starostowie zrealizowali swoje założenia. Pewnie oni sami tego nie wiedzą, czy są w stanie to zrobić. Myślę, że na pewno nie mają łatwo.

- Wiadomo, że obecny starosta proponował Pani funkcję skarbnika. Dlaczego spotkał się z odmową?
– Kiedy usłyszałam tę propozycję, byłam w szkole aspirantów w Poznaniu. Jestem funkcjonariuszem Państwowej Straży Pożarnej. Ta praca jest dla mnie ważna i to nie jest czas, kiedy chciałabym z niej zrezygnować. Tym bardziej że jestem na drugim roku nauki, a kończę ją za kilka miesięcy. Ponadto, jako skarbnik nie mogłabym prowadzić swojej działalności gospodarczej. Nie mogę jej na nikogo scedować, ponieważ moje biuro działa na podstawie licencji ministra finansów. Ten moment nie był korzystny z różnych względów.

- Jak na to kandydowanie patrzy rodzina, mąż i bezpośredni przełożony, czyli komendant powiatowy?
– Bardzo ważna jest dla mnie moja rodzina. Dla mojego męża ta decyzja nie jest łatwa. Udział w wyborach wiąże się z większym zaangażowaniem czasu. Mój mąż to wspaniały człowiek. Nie jest to dla niego łatwy temat, ale wspiera mnie i to jest dla mnie ważne. Zanim podjęłam decyzję, zapytałam komendanta, może nie o zgodę, ponieważ tego nie muszę robić, ale o zdanie na ten temat. Reakcja była pozytywna. Przez ten czas nie odczuwałam jakichś negatywnych sygnałów ze strony komendanta. Nie wyraził sprzeciwu. Powiedział, że decyzja należy do mnie i on ją zaakceptuje.

- Jak Pani ocenia swoich kontrkandydatów w okręgu? Nie wszystkie nazwiska są już „przyklepane”, ale trzeba będzie się mierzyć z Jarosławem Katulskim czy Markiem Witkowskim, który ma pierwszą pozycję na liście.
– Pan Katulski jest znany w polityce. Na pewno będzie miał sporo głosów w naszym okręgu, a zwłaszcza w powiecie tucholskim. Przewiduję, że naszym przedstawicielem w sejmiku może okazać się pan Marek Witkowski. Nie mam doświadczenia, nie należę do partii i to jest dla mnie zupełnie nowa sprawa. Nie przeraża mnie to jednak. Mamy mądre społeczeństwo i to ono będzie wiedziało, na kogo zagłosować.

- Powiedziała Pani wcześniej, że świat się nie zawali, jak się nie uda.
– Absolutnie świat się nie zawali. Czy uda mi się uzyskać mandat w sejmiku, czy nie, to nadal będę robiła swoje.

- Mamy bardzo duży okręg, pięć powiatów. Jak zamierza Pani poprowadzić kampanię, aby dotrzeć do jak największego grona wyborców?
– Indywidualnie do wszystkich dotrzeć się nie da. Nie ma takiej możliwości. Chcę postawić na kampanię w mediach i na portalach internetowych. Do tego dojdą jeszcze plakaty. Wiem, że są kandydaci, którzy mają większe przebicie.

- Czy ma Pani jakieś motto, które przyświeca Pani działaniom i motywuje do pracy?
– John Kenedy powiedział: „Nie pytaj, co kraj może zrobić dla ciebie, a zapytaj, co ty możesz zrobić dla kraju”. Chciałabym to odnieść do naszego powiatu. Zawsze się zastanawiam, co mogę dla kogoś zrobić. Jest tylu ludzi, którzy narzekają, ale nic im się nie chce. Mnie się chce. Może dlatego, że jako dziecko naprawdę dostawałam w kość. Nigdy nie miałam wakacji. Aby pójść do szkoły, sama musiałam zapracować na książki. Aby pójść na studia, musiałam najpierw na nie zarobić. Nie było innej możliwości. Dzisiaj też tak żyję, chcesz coś mieć, zapracuj na to. Tylu ludzi mówi, że im się nie chce, bo i tak się nie uda. Jeśli ktoś wychodzi z takiego założenia, to na pewno mu się nie uda.

- I tego Pani życzymy. Dziękuję za rozmowę.