Więcbork

Konflikt w OSP skutkuje odejściami

Robert Lida, 12 kwiecień 2018, 12:25
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Jedenastu druhów jednego dnia złożyło rezygnację z członkostwa w więcborskiej Ochotniczej Straży Pożarnej. – To byli najlepiej wyszkoleni i doświadczeni strażacy – mówi komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej. Przyczyną odejścia, według „uciekinierów”, był ciągnący się od wielu lat konflikt z naczelnikiem jednostki. Podobno doszło nawet do rękoczynów. Zarząd OSP nie widzi w tej sytuacji żadnego problemu.
Konflikt w OSP skutkuje odejściami

W więcborskiej remizie nie zawsze panuje zgoda. Konflikty ciągnące się latami sprawiły, że ostatnio mundury zdjęło jedenastu strażaków

Druhowie złożyli rezygnacje podczas walnego zebrania sprawozdawczego, które odbywało się 10 marca. Tak się składa, że połowa z nich to również strażacy zawodowi, pracujący w jednostkach ratowniczo-gaśniczych w Sępólnie, Nakle, a nawet Bydgoszczy. Chociażby z tego tytułu są to strażacy wszechstronnie wyszkoleni i doświadczeni. To jest oczywiste. Mają za sobą po kilkanaście lat zawodowej i ochotniczej służby. Są to osoby, które już od najmłodszych lat związały się ze strażą. – Jak była akcja „nawałnica”, to ja, będąc na placu przed komendą, nie wiedziałem, czy oni teraz mają służbę u mnie czy w ramach OSP. Po prostu przesiadali się z jednego samochodu do drugiego – mówi st.kpt. Tomasz Kabat, komendant powiatowy PSP w Sępólnie.
Jednostka OSP w Więcborku należy do Krajowego Systemu Ratowniczo- -Gaśniczego. W związku z tym jest częściej dysponowana, a jednocześnie musi spełniać określone wymogi kadrowo-sprzętowe. Można powiedzieć, że jest to jednostka półzawodowa. Co się takiego wydarzyło, że w jednej chwili trzon tej jednostki przestaje istnieć?
– To się ciągnie już od wielu lat. Żadne spotkania i próby załagodzenia nic nie dały. Mamy już po prostu tego wszystkiego dość. Chodzi o konflikt z naczelnikiem jednostki. To jest osoba, która zawłaszczyła sobie decydowanie o wszystkim, co się w straży dzieje. To on decyduje, kto pojedzie do akcji, nikogo nie dopuszcza za kierownicę samochodu, a sam nie ma pojęcia, co to znaczy mieć aparat oddechowy na plecach. W czasie akcji zawsze stoi z boku. Tych spraw przez lata nazbierało się naprawdę wiele. Przegięcie nastąpiło kiedy wobec jednego z kolegów użył siły fizycznej, a innego chciał usunąć ze straży. Chcieliśmy to wszystko wyjaśnić podczas zebrania, ale pani prezes stwierdziła, że to nie miejsce na takie dyskusje. Wcześniej były różne spotkania pojednawcze, ale zawsze mieliśmy odmienne wersje wydarzeń – mówi jeden ze strażaków, który złożył rezygnację.
– Jeden z moich funkcjonariuszy zameldował mi, że na terenie remizy w Więcborku, między nim a naczelnikiem, doszło do rękoczynów. Uznał, że powinienem o tym wiedzieć. Dla mnie najważniejsze jest to, aby jednostka była sprawna pod względem operacyjnym. Jest mi przykro, że odeszli ludzie dobrze wyszkoleni i z dużym doświadczeniem. Jednostka z Więcborka ma największą liczbę wyjazdów w powiecie i jedną z największych w województwie. Moim zdaniem, w tej całej sytuacji zabrakło słowa „przepraszam”, z jednej i z drugiej strony – mówi komendant Kabat.
– Myślę, że wszyscy powinni schować swoje ambicje do kieszeni. Zabrakło tutaj jednego słowa: „przepraszam” – dodaje Andrzej Marach, wieloletni członek OSP Więcbork i uczestnik walnego zebrania z 10 marca. Wśród druhów, którzy odeszli, jest też jego syn.
Naczelnikiem OSP Więcbork jest Zdzisław Kotarak. Naczelnik to funkcja społeczna pełniona w stowarzyszeniu, jakim jest OSP. Jednak występuje on również w drugiej roli. Jest pracownikiem urzędu miejskiego zatrudnionym na stanowisku kierowcy - konserwatora w straży. Po prostu taki jest wymóg Krajowego Sytemu Ratowniczo-Gaśniczego. W Sypniewie też jest taka osoba zatrudniona na 1/2 etatu. Jest oczywiste, że naczelnik odpowiada za sprawy związane z utrzymaniem zdolności operacyjnych jednostki. Z drugiej strony, jako etatowy pracownik, odpowiada za powierzony mu sprzęt. Do tego dochodzą ludzie, którzy tworzą tę jednostkę. Okazuje się, że każdy ma inne spojrzenie na działalność straży w Więcborku.
– W 2016 roku w naszej OSP były wybory. Dostałem wtedy sto procent głosów. Nikt nie miał do mnie żadnych uwag. To o czym my teraz rozmawiamy? Na jednym ze spotkań zarządu poszerzonego o innych członków złożyłem na ręce pani prezes swoją rezygnację. Tylko jedna osoba była za jej przyjęciem, a obecnych było około 20 osób. Pracuję tutaj od 23 lat. Przez ten czas przybyło sprzętu i wyjazdów. W tym czasie miałem ponad trzy tysiące wyjazdów. To chyba jest jakieś doświadczenie? Gdybym strażakom na wszystko pozwalał, to burmistrz zwolniłby mnie z pracy. Nie wprowadzam tutaj żadnej dyktatury. Staram się tylko utrzymywać porządek. W OSP Więcbork nie rządzi naczelnik, tylko zarząd. Uważam, że ja i ci chłopacy, którzy odeszli na własne życzenie, jesteśmy po to aby pomagać ludziom. Możemy się nie lubić. Może im nie podobać się moja gęba, ale jak jedziemy do akcji, to razem pomagamy ludziom. To nie ja rozpocząłem tę wojenkę – broni się naczelnik Zdzisław Kotarak.
Zarząd OSP Więcbork bez żalu pożegnał się ze swoimi druhami. Pani prezes nie była zbyt wylewna, kiedy zapytaliśmy ją o tę sprawę.
– To był ich wybór. Co mam więcej powiedzieć? Jak zawsze, strażaków do wyjazdów nam nie brakuje – mówi Teresa Dropińska.
Ktoś powie, że OSP to autonomiczne stowarzyszenie, które samo powinno rozwiązywać swoje problemy. Trochę w tym racji jest, ale nie do końca. Podatnicy z gminy Więcbork w tym roku na ochotnicze straże pożarne wydadzą ponad 200 tysięcy złotych. Właśnie dlatego głos w tej sprawie powinny zabrać władze gminy.
Rok temu niemal identyczna sytuacja miała miejsce w OSP Sępólno. Jej szeregi jednego dnia opuściło również dziesięciu najlepiej wyszkolonych strażaków. Przyczyną był konflikt z prezesem. Druhowie przenieśli się do jednostki w Wałdowie.