Opowieści krajeńskie

Kresy aż po kres

Łukasz Jakubowski, 17 luty 2022, 15:45
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Wanda Kinda - powszechnie znana kierowniczka księgarni w Więcborku, zasłużona animatorka kultury. Jednocześnie osoba naznaczona bolesną wojenną przeszłością i tęsknotą za dawnym domem. Po wielu latach skłoniło ją to do przelania emocji i wspomnień na papier.
Kresy aż po kres

Wanda Kinda (1923 - 2022). Fot. Robert Środecki

Kresy aż po kres

Wanda Kinda - fotografia z lat młodości

Raz na jakiś czas przeszukuję zbiory - stale się przecież rozrastające - gromadzone przez warszawską  Fundację Ośrodka KARTA. Dzięki temu w  Archiwum Wschodnim fundacji natknąłem się na wspomnienia Wandy Kindy, spisane w listopadzie 1990 roku w Gdańsku. Panią Wandę pamięta niewątpliwie każdy bibliofil  z Więcborka i okolicy. O miłości do książki pisze ona w swoich wspomnieniach sporo. Trzydzieści lat pracy ze słowem i dla słowa było dla niej okresem walki  o należyte miejsce tego, jak twierdzi, „ważnego nośnika kultury”. Trzeba przyznać, że odniosła na tym polu niemałe sukcesy.
Nie miałem okazji poznać Pani Wandy osobiście. I to się już nie zmieni - Wanda Kinda odeszła bowiem w styczniu tego roku, dożywając niemal stu lat. Internet i Archiwum Wschodnie pozwoliły mi jednak dowiedzieć się sporo  o przeszłości księgarki. Ponieważ wielu więcborczan może nie znać jej ciekawej historii, warto ją tutaj choćby pobieżnie zaprezentować.    

Rosjanie, Niemcy, Ukraińcy

Wanda Kinda pochodziła z Kresów. Urodziła się i przeżyła swoje najbardziej niewinne lata w Lipicy Górnej w dawnym województwie stanisławowskim. Na Podolu, w krainie - jak to określa w swojej relacji - „mlekiem i miodem płynącej”. Ale o tych szczęśliwych latach pisze niewiele. Narrację rozpoczyna na dobre dopiero od wybuchu II wojny światowej. Pierw wspomina cienie radzieckiej okupacji, następnie nadejście Niemców i brutalną ukraińską zapowiedź nowego porządku. Pomijając ukraińskie wybryki, mała stabilizacja pod niemieckimi rządami zapisała się w jej pamięci nie najgorzej. Młoda Wanda wzięła wtedy ślub. Małżonek był majętny, a dziewczę wspierane przez rodziców wyszło za mąż i nie trafiło na roboty przymusowe do Rzeszy. Tego szczególnego dnia musiała wyglądać ślicznie: w sukni w cytrynowym kolorze i z georginiami tej samej barwy w dłoni…
W maszynopisie znajdziemy też mało przyjemny, wręcz mrożący krew w żyłach wątek dotyczący działalności UPA. Odpowiadający klimatem temu, co w swojej filmowej kompilacji przedstawił Wojciech Smarzowski. W relacji nie zabrakło zatem wydarzeń dramatycznych - jak wtedy, gdy autorka musiała spędzić całą noc na prowincjonalnej stacji kolejowej, udając Ukrainkę i mając za towarzysza kolejarza tej narodowości, który opowiadał dziewczynie, że „każdym potoczkiem, każdą rzeką będzie płynęła polska krew”. Lata dobre odeszły w zapomnienie, nastały lata poniżeń i wyrzeczeń. I nie zmienił tego przyjazd do „swoich”, do Kosiny pod Łańcutem. Przyjęcie napływowych okazało się bowiem nad wyraz chłodne. Dość powiedzieć, że miejscowi Polacy nazywali rodaków „gnojkami ze Wschodu”. Przez pewien czas szykan nie szczędził im nawet miejscowy proboszcz.

Taras na dachu pociągu

Podole i Podkarpacie okazały się dla niej szkołą życia. Szczęśliwie nauka nie poszła w las - doświadczenia poniewierki przydały się później na Pomorzu. Po zakończeniu wojny Wanda Kinda i jej najbliżsi w ramach akcji repatryjacyjnej udali się na Ziemie Odzyskane. Do jednego wagonu towarowego załadowano cztery rodziny i trzy krowy - zwierząt nikt nie chciał się pozbyć, ponieważ w tych niepewnych czasach stanowiły jedyny pewny środek utrzymania. Pani Wanda i jej mąż po części spędzili tę podróż na dachu wagonu, podziwiając podkarpackie widoki. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby tak naprawdę większość dwutygodniowej ekskursji zaliczyli pod chmurką.
Stacją końcową okazał się daleki Więcbork. Jak pisze memuarystka:
„Po dwóch tygodniach dotarliśmy na Pomorze do miejscowości Więcbork, małe sympatyczne miasteczko w woj. bydgoskim [wtedy było to woj. pomorskie - aut.]. Spokój, dach nad głową, perspektywa pracy aż nadmiar szczęścia po przeżytych koszmarach.
Pracę podjęłam w Urzędzie Gminnym Więcbork jako rachmistrz, a był to sierpień 1945 r. Mąż pracuje w Starostwie Powiatowym w Biurze rolnym w Sępólnie 12 km od miejsca zamieszkania.”

Krzyżacy i chadziaje

Na Pomorzu repatrianci przeżyli swoiste déjá vu. Napływowi po raz kolejny nie zostali przyjęci z otwartymi ramionami. Byli obcy, odnoszono się więc do nich z rezerwą, może nawet niechęcią lub wrogością. Dla miejscowych byli „chadziajami zza Buga”. Tutejszych w rewanżu nazywali „krzyżakami”. Na szczęście w miarę jak nowi  i starzy Krajniacy zaczęli się poznawać (a pomagały w tym wspólne potańcówki czy biesiady), animozje i uprzedzenia znikały. Oczywiście integracja łatwiej przychodziła młodym. Starsi bardzo długo tęsknili za utraconymi domami, bardzo długo osiadali na Pomorzu.
Dla autorki i jej najbliższych Więcbork w zasadzie miał stanowić przystanek przed dalszą podróżą, może i powrotem w rodzinne strony. Ostatecznie Wanda Kinda wraz z mężem  i dziećmi została na miejscu, za to jej rodzice i siostra po pewnym czasie wyjechali na Śląsk. Przed przeprowadzką jej matka była jeszcze świadkiem zastrzelenia „młodego chłopaka z AK w biały dzień  w centrum miasteczka”. Chodzi bez wątpienia o Emila Cuprysia vel Jerzego Lewandowskiego, zabitego przez siepaczy UB w sierpniu 1946 roku.

Do widzenia, Więcborku

Wanda Kinda zakończyła pracę w więcborskim magistracie w 1948 roku. W kolejnych latach zajmowało ją macierzyństwo. Aktywność zawodową wznowiła po trzydziestce. To właśnie wtedy została kierownikiem księgarni. Tę część swego życia odmalowuje jasnymi barwami. Odnosi sukcesy w pracy, może się pochwalić osiągnięciami latorośli. Ma dwie córki i dwóch synów - każde z dzieci poradziło sobie w życiu.
Kiedy przeszła na zasłużoną emeryturę, rodzinny dom okazał się dla niej zbyt pusty. Mąż nie żył, dzieci były daleko, realizując się zawodowo. W rodzinie zapadła więc decyzja, żeby Pani Wanda była przy synach, w Trójmieście. I tak się stało, mimo że - jak stwierdziła - „starych drzew się nie przesadza”. Początki w nowym miejscu były trudne. W Gdańsku miała mnóstwo czasu, aby wspominać Więcbork i ukochane Kresy. Pisała:
„Jeden z synów obiecał mi, że gdy tylko będzie możliwe pojedzie ze mną na Wschód. Chciałabym pokazać te rodzinne moje strony, te piękne zakątki, po których wędrowałam w młodości. Boję się jednak, że ta konfrontacja z przeszłością wypadnie niekorzystnie, ze względu na zmiany jakie tam zaszły”.
Dla seniorki żadne cuda świata nie mogły się równać z widokiem tarniny na podolskich miedzach, z kresowym zapachem czeremchy i leśnych storczyków. Niestety, podróż do Arkadii z młodzieńczych lat nie doszła do skutku. Plany podróży, owszem, były snute, nie zostały jednak zrealizowane ze względu na problemy zdrowotne naszej bohaterki.
Teraz, kiedy kruche ciało nie stanowi ograniczenia, już nic nie stoi na przeszkodzie, aby duchem wróciła na swoje ukochane Kresy.
Ł.J.
 
Życie
 
Życie to wielka zagadka,
Przed którą nas postawiono.
Jak żyć mówiła nam matka,
A także nas w szkole uczono.
Na nic te wszystkie nauki,
Każdy ma iść własną drogą...
Czy życie należy do sztuki?
Czy własne układy pomogą?
Jest pewien drogowskaz w człowieku,
Zaczyna gwałtownie pukać...
Czas na zastanowienie...
Czy odezwało się własne sumienie?
 
Wanda Kinda
Gdańsk, listopad 1993
*
*              *

Wspomnienie pani Wandy

W sobotę, 22 stycznia 2022 r.  zmarła w Gdańsku  Wanda Kinda. Starsi mieszkańcy Więcborka i okolic pamiętają zapewne tę wielce utalentowaną, zawsze elegancką i dobrze zorganizowaną kobietę przybyłą z mężem Damianem w 1945 r. z dalekiego Podola. 
W Więcborku przyszło na świat czworo dzieci Wandy i Damiana Kindów. Bogna, Alicja, Romuald i Mariusz w większości związali się z Trójmiastem, gdzie po śmierci męża zamieszkała także ich mama. Pani Wanda, przeżywszy 99 lat, spoczęła na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku obok męża zmarłego 10 grudnia 1983 roku w Więcborku.
Podczas ceremonii pogrzebowej dobrym słowem o śp. Wandzie Kindzie podzielił się miejscowy kapłan, który przedstawił sylwetkę i jej dorobek:
 
Wanda Kinda, osoba nieprzeciętna, pełna pozytywnej energii, inteligencji i uśmiechu urodziła się 9 lutego 1923 r. w Lipicy Górnej na wschodzie i tam też się wychowywała. Wanda ukończyła z wyróżnieniem Liceum Ekonomiczne w Stanisławowie. 
Po wybuchu  II Wojny Światowej Wanda wychodzi za mąż  za Damiana Kindę. Rok później musi uciekać przed bandami UPA, porzucając cały majątek. Po wojnie osiedla się w pięknym miasteczku Więcbork. Wanda zostaje tam kierowniczką księgarni, gdzie z wielką pasją pracowała przez 40 lat! Założyła tam pierwszy klub miłośników książki, prowadząc go przez 20 lat i będąc prekursorką na skalę krajową.
Nie było w tym czasie w Więcborku domu kultury, więc tę rolę zaczęła stopniowo spełniać księgarnia Wandy.
Nie tylko Wanda organizowała spotkania z pisarzami, ale w każdą niedzielę z jej dziećmi i z uczniami ze szkół, z którymi współpracowała księgarnia, Wanda jeździła na pobliskie wsie, aby popularyzować czytelnictwo. Dzieci były poprzebierane za postacie z bajek i Pani Wanda po nocach szyła sama im stroje.
Wanda sama pisała dużo opowieści i wygrywała często różne nagrody literackie. Pisała piękne i mądre poezje, które zostały wydane w tomiku poezji w 2017 r. i dzisiaj wiele osób z kręgu znajomych zna je na pamięć.
Wanda za jej pracę i działania otrzymuje wiele nagród: między innymi Złoty Medal Zasłużonego Działacza Kultury, Złoty Medal  Wzorowego Księgarza, Srebrny  Krzyż Zasługi, w 1984 r. także Krzyż Kawalerski. Była z tego bardzo dumna, mówiąc, że to rzadkość w tamtych czasach, żeby dostać Krzyż Kawalerski nie będąc członkiem partii. 
Po przejściu na emeryturę przeprowadziła się do Gdańska i z dużą satysfakcją była aktywna na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Oprócz pracy wychowywała czwórkę dzieci. Celem jej było je wychować na dobrych, szlachetnych i wykształconych ludzi.
Wanda była praktykującą katoliczką. Nigdy nie narzucała swojej wiary innym, ale dawała niesamowity przykład jej dzieciom i wnukom.
Do końca życia Wanda była zawsze pozytywna, pełna dobrego słowa dla wszystkich, a także mądrych i płynących od serca rad i, jak trzeba, mądrego pocieszenia.
Zawsze powtarzała, że ważna jest jedność i miłość rodzinna i modliła się gorąco, prosząc o to Pana Boga.
P.P.

 

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...