Krowy, co się same wydoją

Robert Lida, 26 lipiec 2015, 10:29
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W tej naszpikowanej elektroniką i nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi oborze niemal wszystko dzieje się samo. Rządzi tutaj komputer. Jest światło, wentylacja, automatyczne dozowanie paszy. Są nawet stanowiska do masażu krów. Najciekawsze jest jednak to, że ich dojeniem zajmują się roboty. Takie cudo techniki można zobaczyć tylko w Wielowiczu, gdzie niedawno oddano do użytku najnowocześniejszą oborę w promieniu 100 kilometrów. Jej właścicielem jest Krzysztof Szyling.
Krowy, co się same wydoją

Potężna obora od środka. Fot. Robert Lida

Krzysztof przejął gospodarstwo po ojcu - Stanisławie i gospodaruje wspólnie z bratem. Gospodarstwo już od wielu lat było nastawione na produkcję mleka, ale młody rolnik postanowił zrobić krok do przodu i to krok milowy. Zainwestował w budowę ultranowoczesnej obory dla 150 krów mlecznych. Zastosowane tutaj rozwiązania każdego mogą wprawić w osłupienie. W potężnej hali zmieściłoby się boisko piłkarskie. Jest jasno i przestronnie. Krowy mają pełną swobodę w przemieszczaniu się, ale ruchem steruje komputer. Otwierane automatycznie kurtyny na oknach czy wentylatory uruchamiane, kiedy temperatura przekroczy 15 stopni Celsjusza to tylko przygrywka. Główna idea tej obory polega na tym, że nie ma jednej, stałej pory udoju. Dojenie odbywa się na okrągło, 24 godziny na dobę i to bez udziału człowieka. Krowa co jakiś czas przechodzi przez specjalną bramkę. Komputer decyduje, czy jest gotowa do udoju. Jeśli tak, otwiera odpowiednie przejście. Jeśli nie, to otwiera inne prowadzące na legowisko. Ze zdumieniem obserwujemy, jak około 10 krów cierpliwie czeka w kolejce do robota, który zajmuje się dojeniem. Zwierzę wchodzi do specjalnego kojca. Ramię robota spryskuje wymię płynem dezynfekującym. Następnie delikatnymi i zręcznymi ruchami nakłada na nie strzyki i rozpoczyna się proces dojenia. Jego przebieg i wszystkie parametry są pokazywane na monitorze i zapisywane w pamięci komputera. Jeśli krowa na przykład kopnie nogą i któryś ze strzyków spadnie, to robot założy go ponownie. Mleko trafia rurociągiem wprost do chłodzonego zbiornika o pojemności 14 tysięcy litrów. Zbiornik myje się automatycznie co jakiś czas. Wówczas mleko trafia do mniejszego, rezerwowego, o pojemności 600 litrów. Robot co 4 sztuki dezynfekuje całe stanowisko do udoju. Oczywiście to kwestia odpowiedniego ustawienia programu. A co jeśli krowa jest chora i jej mleko posiada niewłaściwe parametry? Komputer natychmiast to wykrywa i takie mleko jest oddzielane od tego dobrego. Chore sztuki można wyizolować w osobnym kojcu i podjąć wobec nich leczenie. Również zadawanie paszy jest tutaj automatyczne i dostosowane indywidualnie do każdej sztuki. Sprzątanie rusztów, na których stoją krowy, jest także zautomatyzowane. Co prawda krowy z tej obory nie są wypędzane na łąkę, ale mogą na przykład skorzystać z masażera. Co jakiś czas ocierają się o specjalne szczotki, które są uruchamiane przez fotokomórkę. Ewidentnie sprawia im to przyjemność i utrzymuje w czystości. Rolnik miał obawy, czy jego krowy w miarę szybko nauczą się funkcjonowania w takim środowisku. Okazało się, że są wyjątkowo pojętnymi uczennicami. – Straszono mnie, że to może trwać miesiąc, a nawet dłużej. Po trzech dniach nie było już żadnych problemów. W oborze nie ma jeszcze pełnej obsady. Czekam na wycielenia. Obecnie średnia wydajność od sztuki to 30 litrów na dobę, ale nie jest to szczyt moich marzeń – mówi Krzysztof Szyling. Nie są to krowy jakiejś specjalnej rasy. To popularna u nas rasa wolsztyńsko-fryzyjska. Historię każdej sztuki, jej stan zdrowotny, wydajność czy ilość zjadanej paszy można na bieżąco obserwować na monitorze komputera. Tutaj jest również podgląd na to, co aktualnie dzieje się w oborze. Jest również monitoring. Rolnik może przebywać poza oborą i przy pomocy dowolnego komputera czy telefonu komórkowego obserwować i kontrolować funkcjonowanie obory. – Praktycznie mogę wyjechać na kilka dni i mam kontrolę nad gospodarstwem. Jak coś się dzieje, to otrzymuję komunikat na komórkę. Pewnie, że główną zaletą tej obory jest mniejszy nakład pracy. Przy klasycznych rozwiązaniach i przy tylu sztukach musiałyby pracować trzy osoby. Teraz wystarczy jedna – mówi pan Krzysztof, który siedzi przed monitorem i obserwuje ruch w oborze. Obora w Wielowiczu nie ma wiele wspólnego z sielskim obrazem wsi, rozdrobnieniem produkcji. To po prostu fabryka mleka. Takie mamy czasy i na rynku pozostaną tylko duzi producenci specjalizujący się w wybranej dziedzinie. Krzysztof Szyling postawił na produkcję mleka w najnowocześniejszym wydaniu. Co prawda, o pieniądzach nie chce mówić, ale jest to wielomilionowa inwestycja obarczona pewnym ryzykiem. Pan Krzysztof to ryzyko podjął. Zwykle piszemy o wyremontowanych, nowych obiektach użyteczności publicznej, nowoczesnych zakładach produkcyjnych. Starosta czy burmistrzowie ich właścicielom wręczają specjalne nagrody. Rolnika i jego ciężkiej pracy jakoś nie dostrzegają. Obiektem w Wielowiczu można naprawdę się chwalić, a nawet trzeba się nim chwalić. Krajeński rolnik też potrafi być nowoczesny.