Leon Birkholz - z Tonina do encyklopedii

Łukasz Jakubowski, 04 grudzień 2008, 14:19
Średnia: 0.0 (0 głosów)
„Obyś żył w ciekawych czasach”- mógłby rzucić w twarz każdemu z pewnością człowieka, który z niejednego pieca jadł chleb i niejedno wie. Tyle widział, tyloma szedł drogami. Miotało nim życie albo on się w życiu miotał, szukając spokoju od Bałtyku aż po Śląsk. Los nie oszczędził go nawet po śmierci, bo któż dzisiaj pamięta o Leonie Birkholzu?
Leon Birkholz - z Tonina do encyklopedii

Leon Birkholz w wioślarskiej gali. Przedwojenne zdjęcie z gradem medali zdobytych w najbardziej prestiżowych regatach Polski, Europy i Świata

Urodził się 16 kwietnia 1904 roku w Koronowie. Językiem urzędowym był wówczas niemiecki, Koronowo było częścią Prus, a Polska na tych ziemiach chyba filozofom się nawet nie śniła. Dzieciństwo spędził w Toninie (gmina Sośno), gdzie jego rodzice Konstanty i Leokadia prowadzili gospodarstwo rolne. Nie podążył ich śladem- szybko porzucił wieś dla miasta. Po ukończeniu szkoły handlowej w lipcu 1921 roku zaczął pracować w Poznańskim Banku Ziemskim w Bydgoszczy. Jako buchalter i kasjer spędził tam 6 lat, po czym w listopadzie 1927 roku zmienił pracodawcę na Komunalną Kasę Oszczędności (KKO). W międzyczasie odkrył dla siebie wioślarstwo. Na początku lat 20-tych rozpoczął treningi w Bydgoskim Towarzystwie Wioślarskim (BTW), i aż do zakończenia kariery sportowej w 1936 roku pozostał mu wierny. Okazało się, że chłopak ma talent. Swój pierwszy tytuł mistrza Polski zdobył w 1926 roku (czwórka ze sternikiem). Kolejne 3 wywalczył w 1929 (czwórka bez sternika), 1933 i 1935 roku (obydwa w ósemce). Ponadto 8-krotnie zaliczał 2 miejsce, a 2-krotnie stawał na najniższym stopniu podium Mistrzostw Polski. Z sukcesami krajowymi szły w parze osiągnięcia na arenie międzynarodowej. Cztery starty w Mistrzostwach Europy wzbogaciły dorobek medalowy Leona Birkholza o 2 brązowe krążki (1926 rok w Lucernie czwórka ze sternikiem, 1929 rok w Bydgoszczy czwórka bez sternika). Największy sukces odniósł w 1928 roku na igrzyskach olimpijskich w Amsterdamie. Wraz z Franciszkiem Bronikowskim, Edmundem Jankowskim, Bernardem Ormanowskim i sternikiem Bolesławem Drewkiem zdobył tam historyczny, pierwszy medal olimpijski w historii polskiego wioślarstwa - brąz w czwórce ze sternikiem. W dniu startu panowie musieli wręcz kipieć energią, ponieważ - jak wieść gminna niesie - na śniadanie zjedli jajecznicę z aż 80 jaj! Ekipę z Amsterdamu łączyły bliskie koleżeńskie relacje. Wszyscy byli członkami BTW, Jankowski ożenił się z siostrą Drewka, który z kolei pracował razem z Leonem Birkholzem w KKO. Ich medal fetowała cała Bydgoszcz. Ludzie wyszli na ulice, cieszyli się, klaskali. ,,Fakir” (tak z racji szybko łapanej intensywnej opalenizny wołali nań koledzy) był wtedy na szczycie. Piłka nożna nie podbiła jeszcze mas, media nie były na tyle wszechobecne, aby kreować gwiazdy, więc w mieście nad Brdą to między innymi wioślarze cieszyli się popularnością oraz ogólnym szacunkiem. BTW organizowało liczne imprezy okolicznościowe z eleganckimi balami włącznie, na których nierzadko gościli różnoracy prominenci. Do grona znajomych „Fakira” należał dla przykładu znany pilot porucznik Franciszek Żwirko. Nota bene z siostrą porucznika szereg lat blisko się przyjaźnił.
Zawodowstwo w sporcie nie istniało. Trenował, bo sprawiało mu to przyjemność. Fortuny się nie dorobił, ale tym wiosłowaniem wypłynął na naprawdę szerokie wody. Wiosłował tak, wiosłował, i z Tonina, z tej polskiej wsi wypisz wymaluj wytnij i wklej wciąż niemal jak z „Chłopów” Reymonta trafił i do Budapesztu, i do Paryża, i do Amsterdamu, i... do encyklopedii. Pozostał przy tym naturalny; twardo stąpał po ziemi. Jego siostra pani Bolesława Kantak z uśmiechem opowiada o prasowaniu mu koszul, koniecznie krochmalonych, gładkich, sztywnych. Oj, był ten Birkholz pedantem - lubił porządek, bez znaczenia czy chodziło o biuro czy o kołnierzyk. Rodzina była ze sobą zżyta. Oni stanowili grupę najwierniejszych kibiców. On często odwiedzał rodzinne strony, pomagał, interesował się. Gospodarstwo w Wielowsi koło Inowrocławia, gdzie rodzina wyprowadziła się w latach 30., wyszukał właśnie „Fakir”.
Po zakończeniu jakże owocnej kariery sportowej poświęcił się nasz bohater pracy zawodowej w bydgoskiej Komunalnej Kasie Oszczędności. Czasy były burzliwe. Odrodzona Polska musiała funkcjonować w atmosferze niepewności wywołanej roszczeniową polityką Niemiec. Po dojściu do władzy Hitlera z każdym rokiem widmo wojny stawało się coraz wyraźniejsze. Wreszcie nadszedł wrzesień 1939 roku, a wraz z nim największa niewiadoma w życiorysie naszego bohatera. Odnośnie owego okresu dostępna literatura albo nie wnosi nic, albo przedstawia nam wersję wydarzeń diametralnie różną od wersji zachowanej w pamięci krewnych Leona Birkholza. Według książek, pod koniec sierpnia 1939 roku Birkholz został zmobilizowany i przydzielony jako płatnik do kształtowanego właśnie Ośrodka Zapasowego 15 Dywizji Piechoty. Podczas kampanii wrześniowej trafił 30 września do niemieckiej niewoli i przez krótki okres przetrzymywano go w obozie jenieckim w Radomiu. W październiku 1940 roku powrócił i do Bydgoszczy, i do swojej pracy w KKO, ale jeszcze w tym samym roku został z niej zwolniony. Do 1944 roku pracował jako kasjer w bydgoskim browarze, ostatnie miesiące wojny miał zaś spędzić jako robotnik w przedsiębiorstwie handlującym drewnem. Z powyższego z tym, co wie pani Bolesława, zgadza się wyłącznie fakt odejścia Birkholza z KKO. Zgodnie z jej wiedzą Birkholz nie został zmobilizowany, a pracował zwyczajnie w KKO do prawdopodobnie drugiej połowy 1941 roku, kiedy został zwolniony za odmowę podpisania Volkslisty. Natomiast po zwolnieniu do końca wojny miał pracować w magazynie z żywnością. Jak było naprawdę? Tutaj tylko bydgoskie archiwum - przy odrobinie szczęścia - może dać nam jakąś wskazówkę czy nawet jednoznaczną odpowiedź.
Bezpośrednio po II wojnie światowej, jeszcze w 1945 roku, Leon Birkholz ożenił się z Eleonorą Kulik. Wrócił także do pracy w bydgoskiej KKO, w latach 1945-47 będąc jej wicedyrektorem. Jednocześnie działał społecznie w Miejskiej Radzie Narodowej. Wydawać by się mogło, że wraca na należne mu miejsce, że koszmar okupacji ustąpił wreszcie miejsca spokojowi, jakiejś życiowej normalizacji. Niestety z deszczu wpadli Polacy pod rynnę - totalitaryzm niemiecki ustąpił jedynie pola swojej wersji radzieckiej. Birkholz szybko odczuł to na własnej skórze. Po odmowie wstąpienia do partii musiał opuścić zajmowane w KKO stanowisko. Imał się różnych zajęć. Na początku 1953 roku wyjechał z żoną do Szczecina, gdzie spadł na niego kolejny cios. Władze oskarżyły panią Birkholz o działalność szpiegowską, w związku z czym oboje zostali aresztowani. Gdy został wypuszczony na wolność, był już ubogim człowiekiem. Przejęto jego dobytek, a epizod z Urzędem Bezpieczeństwa i małżonką, wobec której wytoczono tak ciężkie zarzuty, czyniły go dla wielu persona non grata. Szczecin opuścił we wrześniu 1953 roku. Kilka miesięcy na przełomie 1953 i 1954 roku spędził w Katowicach. Na początku 1954 roku znalazł się w Dusznikach Zdroju. Tam znalazł pracę w sanatorium „Szarotka” oraz w schronisku „Pod Muflonem” na zboczu Kuźnickiej Góry. Leon Birkholz nie był człowiekiem narzucającym się sobą, potrzebującym powierników i towarzystwa. Wręcz przeciwnie. Niemniej wiadomo, iż emocjonalnie bardzo uderzyło w niego aresztowanie małżonki i wszelkie dalsze związane z tym zawirowania. Ukojenia szukał w Bogu. Był głęboko wierzący i nie wstydził się tego. Jak opowiada pani Bolesława, w dzieciństwie pobożność jej brata utwierdzała wszystkich w przekonaniu, że mają do czynienia z przyszłym księdzem. I istotnie, po wielu latach Leon Birkholz znalazł się tam, gdzie przepowiadano mu, że kiedyś się znajdzie. W listopadzie 1959 roku rozwiódł się, zaś wiosną 1960 roku wstąpił do Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi oraz Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Zamieszkał w domu zakonnym w Sokółce koło Polanicy Zdroju, oddając się Bogu oraz potrzebującym. W roku 1961 złożył śluby czasowe, natomiast w 1964 roku śluby wieczyste. Często jeździł po okolicy na motorze, rozwożąc paczki dla biednych czy odwiedzając chorych i zniedołężniałych. W nocy 9 marca 1968 roku podczas powrotu z kolejnego kursu potrącił go samochód. Sprawca zdarzenia uciekł z miejsca wypadku, zostawiając rannego na łasce losu. Wreszcie nadeszła pomoc. Niestety, obrażenia okazały się zbyt poważne. Mimo hospitalizacji po długiej walce o życie 28 kwietnia 1968 roku Leon Birkholz zmarł. Został pochowany na cmentarzu w Starym Wielisławiu w Kotlinie Kłodzkiej.
Cóż, nasz bohater nie tańczył, jak mu zagrano. Wszystko co osiągnął zawdzięczał ciężkiej pracy. Nie płynął na siłę z każdą nową falą. Nonkonformizmem komplikował sobie życie. Potrafił odmówić hitlerowcom i komunistom. Wiązało się to z represjami, lecz własne wartości i przekonania cenił wyżej od tymczasowych materialnych korzyści. Kosztem portfela zachował czyste sumienie. Niemniej to sportem utorował sobie drogę do encyklopedii i z racji wybitnych osiągnięć sportowych został zapamiętany. Sukcesy, medale, wyniki każdy bez problemów może odnaleźć sam. Ten krótki tekst szkicuje losy człowieka z krwi i kości, stojącego za bezosobowymi, suchymi tabelami wyników. Chciałbym tutaj podziękować paniom Bolesławie Kantak oraz Annie Niemczyk za informacje, które walnie przyczyniły się do powstania powyższego artykułu. Mam przy tym nadzieję, że niejeden student historii zainteresuje się Leonem Birkholzem na tyle, aby powstała wreszcie publikacja o należnej mu formie i objętości. Zaiste dla badacza materiał to pierwszorzędny!

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...