Więcbork

Na emeryturę wracam do Więcborka

Robert Środecki, 17 sierpień 2017, 13:29
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Andrzej Dobber, światowej sławy śpiewak operowy z Więcborka, tegoroczne wakacje spędził w rodzinnym mieście. W gronie przyjaciół ładował akumulatory przed kolejnymi występami na scenie. Maestro Dobbera spotkaliśmy w wypożyczalni sprzętu wodnego nad Jeziorem Więcborskim. Znalazł czas na chwilę rozmowy.
Na emeryturę wracam do Więcborka

Andrzej Dobber z synem Vincentem

 

> W ubiegłym roku wystąpił Pan w rodzinnym mieście. Był Pan największą gwiazdą Dni Więcborka. Do tej pory nie było okazji spytać o wrażenia z koncertu. Występ na rynku miejskim przed taką publicznością był niecodziennym wydarzeniem.

Dla mnie ten koncert był bardzo wzruszający. Występ przed własną publicznością po tylu latach był stresujący. Mieszkańcy pamiętają mnie, gdy jako dziecko występowałem w kościele i na szkolnych akademiach. W zeszłym roku wystąpiłem w Więcborku jako śpiewak operowy. Wszyscy byli ciekawi, jak to wypadnie, ja sam byłem ciekawy, jak publiczność zareaguje. Koncert przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Po koncercie byłem bardzo szczęśliwy, że mogłem tutaj wystąpić. Nawet dzisiaj, idąc ulicą, słyszę „Dziękujemy”.

> Czyli pomimo występów na największych scenach operowych świata podczas koncertu w Więcborku miał Pan tremę?

Trema to może jest niewłaściwe słowo ponieważ trema paraliżuje. Ja nie miałem tremy. Ja przeżywałem stres innego typu. Śpiewałem najczęściej arie operowe, to jest trudne do sprzedania ludziom, którzy na co dzień się operą nie zajmują. Moją pracę bez względu na to gdzie występuję wykonuję, tak samo. Wszystko z siebie daję. Po tylu latach tremy już nie mam. Ona byłaby niedobra.

> Panie Andrzeju, co się z Panem działo po koncercie w Więcborku? Skupił się Pan na pracy czy na odpoczynku?

Z powodów zdrowotnych zrobiłem sobie wolne, a potem miałem mnóstwo pracy. Od stycznia do czerwca byłem bez przerwy w rozjazdach. Zacząłem w Wiedniu, gdzie pracowaliśmy nad „Dziewczyną z Zachodu”, potem śpiewałem w Warszawie „Nabucco”, potem w Dreźnie po 10 latach zaśpiewałem w „Otello”, wielka rola i bardzo trudna. Potem zaśpiewałem w Hamburgu w nowej produkcji „Kobiety bez cienia” Straussa. Potem jeszcze śpiewałem „Madame Butterfly” w Warszawie. Do końca czerwca byłem zajęty. Teraz mam dwa miesiące wolnego. Odpoczywam i opiekuję się synem.

> No właśnie, często spędza Pan wakacje w rodzinnym mieście?

Pierwszy raz od 30 lat jestem tutaj tak długo. Coraz częściej bywam i ludzie pytają mnie, czy się tutaj przeprowadziłem. Historia zatacza koło. Z przerwami przebywam w Więcborku od 10 lipca. W przyszłym tygodniu jadę na kilka dni do Warszawy, ponieważ mój syn bardzo lubi Warszawę. Potem odwożę go do Niemiec, bo zaczyna się szkoła.

> Syn wcześniej był w Więcborku?

Był, ale nigdy przez taki długi czas. Tutaj teraz ma prawdziwe wakacje. W wypożyczalni sprzętu wodnego pozwolono mu wydawać kapoki. Cieszył się, że miał zajęcie. No ale niebawem wakacje się kończą i już pod koniec miesiąca wyjeżdżam do Wiednia. Rusza kolejny sezon. Ja liczę rok od września do września, a nie od stycznia do stycznia.

> Utrzymuje Pan cały czas kontakty z kolegami ze szkolnej ławy. W dzisiejszych czasach w dobie Internetu, Facebooka to dość łatwe.

Ja nie jestem internetowy. Nie mam Facebooka, strony internetowej. Takich rzeczy nie lubię. Wolę osobistą rozmowę. Podczas pobytu w Więcborku codziennie spotykam się z kolegami. Rozmawiamy, robimy wspólne ogniska, pieczemy kiełbasę. Spotykam na ulicy wielu ludzi, którzy mnie serdecznie witają, ale nie wszystkich poznaję. Przez te wszystkie lata się zmieniliśmy. Miałem 15 lat gdy wyjechałem z Więcborka, dlatego nie wszystkich pamiętam.

> Czy kiedykolwiek będziemy mieli szansę zobaczyć i usłyszeć Pana ponownie na koncercie w Więcborku?

Pewnie. Śpiewałem przed rokiem, więc teraz trzeba od siebie odpocząć. Jak się za często bywa i śpiewa, to się człowiek opatrzy. Może wystąpię w całkiem innym repertuarze. Potrafię grać na fortepianie, więc mogę wystąpić sam z fortepianem. Kiedyś na pewno wystąpię w Więcborku.

> Kiedy śpiewak operowy zaczyna myśleć o emeryturze?

To jest kwestia zdrowotna, kwestia formy. Jak długo jest świeży głos, są możliwości i zdrowie, tak długo można występować. Baryton może śpiewać naprawdę długo. Emeryturę będę miał w wieku 66 lat i 6 miesięcy. Tak mi w Niemczech wyznaczono. Więc mam przed sobą kolejne 10 lat pracy.

> Ma Pan już jakiś plan na emeryturę?

Chciałbym wrócić do Więcborka, tutaj zamieszkać i jednocześnie uczyć w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Miałem niedawno kurs na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i wtedy zaproponowali mi, żebym tam napisał pracę doktorską. Ja od dawna pracuję z młodymi ludźmi. To jest dla mnie bardzo ważne. Przez dwa lata byłem opiekunem studia operowego przy operze w Hamburgu. Opiekowałem się tam wszystkimi śpiewakami. Robiłem i prowadziłem kursy w Akademiach Muzycznych w Warszawie, we Wrocławiu i w Teatrze Wielkim. Ludzie proszą, żebym z nimi popracował. Ja umiem to robić i bardzo lubię. Mam dobry kontakt ze studentami. Nie będę śpiewał w nieskończoność, bo kiedyś trzeba zejść ze sceny, i wtedy będę uczyć. Powoli zmniejszam ilość występów, ponieważ nie muszę już tyle śpiewać i nie chce mi się tak często jeździć po świecie.

> Jeżeli dobrze pamiętam, to nie lubi Pan latać.

Ja dostałem zdolności, które pozwalają mi dobrze wykonywać zawód śpiewaka operowego, natomiast nienawidzę wszystkiego, co temu towarzyszy, całej tej otoczki. Loty stresują mnie bardziej niż sam występ, nie lubię podróżować, mieszkać w hotelach ani wynajmować mieszkań. To mnie zawsze bardzo dużo kosztowało, ale to do tego zawodu należy. To jest z tym zawodem nierozerwalnie związane i to mnie najbardziej obciąża. Najchętniej zostałbym w Więcborku. Tutaj jest spokój, woda, las, jest ładnie i jest cicho. Z wiekiem rośnie zapotrzebowanie człowieka na święty spokój.

> Jest Pan człowiekiem spełnionym zawodowo?

W zawodzie wszystko, co chciałem osiągnąć, udało mi się zrobić, ale muszę jeszcze pracować. W zasadzie już się cieszę, że wkrótce ponownie wyjdę na scenę. To jest pasja.

> Osiągnął Pan ogromny sukces. Nie wygląda Pan na człowieka, któremu uderzyła do głowy woda sodowa.

Zawsze trzeba chodzić po ziemi i się przenieść czasami z pięciogwiazdkowych hoteli do normalnego życia. Ja nie miałem nigdy z tym problemu, bo tak mnie rodzice wychowali. Sodówka to pojęcie, które jest dla mnie obce. Do sławy, do pieniędzy i do władzy trzeba mieć mocną głowę.

> Panie Andrzeju, bardzo dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia i usłyszenia w Więcborku.

Ja również bardzo dziękuję i pozdrawiam wszystkich.
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...