Powiat

Nie jestem zagrożeniem dla nikogo

Robert Lida, 18 sierpień 2011, 15:09
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Henryk Gajda posiada uprawnienia nadane przez ministra Skarbu Państwa, które upoważniają go do zasiadania w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Posiada także uprawnienia syndyka i likwidatora. Jest właścicielem kilku patentów i wzorów użytkowych. Budował duży zakład przemysłowy, a u schyłku swojej zawodowej kariery był dyrektorem kopalni węgla kamiennego. Jego bogate doświadczenie i wiedza upoważniają, aby traktować go poważnie. Tymczasem Zarząd Powiatu Sępoleńskiego potraktował go jak zwykłego gówniarza. Henryk Gajda jest jednym z odwołanych członków rady nadzorczej spółki Novum-Med i do dziś nie wie, co nie tak robił w tej radzie. O wszystkim, co dotyczy ruchów w radzie, jak dotąd, dowiaduje sie wyłącznie z prasy. Prawdopodobnie spotkała go kara za to, że robił więcej niż tego wymaga standard i wsadzał nos tam, gdzie nie powinien. Z Henrykiem Gajdą rozmawia Robert Lida.
Nie jestem zagrożeniem dla nikogo

Henryk Gajda. Fot. Robert Lida

– Od kiedy pracował Pan w radzie nadzorczej szpitalnej spółki?
– W radzie jestem od 2005 roku. Wszedłem w miejsce pani, która otworzyła kancelarię notarialną i z tego tytułu nie mogła zasiadać w radach nadzorczych. Kiedy przyprowadziłem się do Sępólna, złożyłem do ówczesnego starosty, pana Drozdowskiego, pismo, w którym informowałem, że posiadam takie i takie wykształcenie, uprawnienia, doświadczenia i jeżeli władze powiatu chcą z tego skorzystać, to jestem do dyspozycji. Któregoś dnia otrzymałem telefon z informacją, że szukają człowieka do rady nadzorczej. Poproszono mnie na posiedzenie zarządu powiatu i po rozmowie jednogłośnie zostałem wybrany do tej rady. Nie ukrywam, że musiałem zapoznać się z całą dokumentacją. Dzięki temu, że miałem pewne doświadczenie uporządkowano pewne sprawy w księgowości szpitala. Początkowo nie było zarządzenia w sprawie wzorcowego planu kont. Według mojej wiedzy to powinno być pierwsze zarządzenie w każdej nowo tworzonej spółce. Tu prowadzono księgowość tak, jak to sie robi w administracji. To jest inna księgowość. To jest księgowość rejestracyjna, a księgowość w spółce jest księgowością zarządczą. To wynika z potrzeby analizy bilansów rocznych. Spółka nie może być na minusie.

– No tak, ale w ubiegłym roku spółka Novum-Med zanotowała stratę.
– To wynika z faktu, że szpital kupił dużo nowego sprzętu. Z tego tytułu jest koszt w postaci amortyzacji. Im będzie więcej sprzętu, tym odpis amortyzacyjny będzie większy. To nie jest dług wobec wierzycieli, tylko wartość księgowa. To jest po prostu fundusz odtworzeniowy. Ktoś, kto się na tym zna, to akceptuje.

– Radę nadzorczą kojarzy się z grupą darmozjadów, która nic nie robi i bierze za to pieniądze. No, ale skoro kodeks spółek handlowych coś takiego przewiduje...
– Ciągle mamy jeszcze w naszej świadomości przedsiębiorstwa państwowe, gdzie się przyszło, wysłało sprawozdania i się poszło. W spółce prawa handlowego tak być nie może. Tutaj musimy mieć odpowiednie materiały. Na każdym spotkaniu mieliśmy pytania do szefa spółki i jego służb. Wiadomo, że on jest odpowiedzialny za politykę spółki, ale ma swoich ludzi, którym płaci. Ja, choć nie musiałem, brałem udział we wszystkich przetargach, które dotyczyły szpitala. Tak się składa, że moja córka zajmowała się przetargami w Akademii Medycznej w Gdańsku. Nie musiałem szukać informacji w tym zakresie, miałem z kim się konsultować. Jako członek rady mam wgląd do wszystkich dokumentów w spółce i z tego korzystałem. Byłem na spotkaniu starosty z przedstawicielami firmy, która wygrała przetarg na rozbudowę szpitala. Chciałem na bieżąco współpracować z inspektorem nadzoru, no ale teraz nie wiem, mamy śmieszną sytuację.

– A jak układała się współpraca w gronie rady?
– Dobrze. Jedna pani jest rodem z Sępólna, druga z Bydgoszczy, ale obydwie pracują w Bydgoszczy. Pani Dagmara z racji swojej pracy częściej bywa w Sępólnie. Często spotykaliśmy się, aby pouzgadniać pewne sprawy. Robiliśmy to poza oficjalnymi posiedzeniami rady. Przecież rada nadzorcza na równi z zarządem odpowiada swoim majątkiem za wynik finansowy spółki. To jest najważniejsze, wynik finansowy. Często patrzy się, czy wynik jest dodatni czy ujemny. Nie o to chodzi. Płynność jest najważniejsza. Szpital to jest specyficzna spółka, bo tam „towarem” do obróbki jest pacjent. To nieładne określenie, ale tak jest. Spółka działa w oparciu o prawo handlowe, ale zakładem jest szpital. Codziennie załatwiało się wiele spraw, o których w ogóle nikt nie ma pojęcia, o których nikt głośno nie mówi. Jeśli ktoś mówi, że ja tam jestem dla tych 10 czy 11 spotkań, to nieprawda. Wszystkie materiały mam skompletowane i przechowuję je. Nie wiadomo co będzie za kilka lat. Na dziś w spółce nie ma dobrych widoków. Brak pieniędzy. Kiedy brakuje pieniędzy, to potem zaczynają dziać się różne rzeczy, a pamięć jest zawodna. Ja mam swoje materiały i zawsze mogę do nich wrócić.

– Od kilku miesięcy starosta publicznie mówił, że zamierza odwołać przynajmniej część radnych. Tygodnik pana starosty wyprzedziła rzeczywistość i napisała, że został Pan odwołany jeszcze przed odwołaniem. Jak to jest, poznać wyrok przed pierwszą rozprawą?
– Każdy kto jest u władzy ma prawo kreować własną politykę. My zostaliśmy powołani na trzy kolejne lata. Nasze sprawozdania zostały przyjęte przy jednym wstrzymującym się i jednym przeciwnym głosie. I teraz jeszcze głosuje się osobne skwitowanie każdego członka. Uważam, że to jest nieporozumienie. Artykuł 218 kodeksu spółek handlowych mówi wyraźnie kiedy następuje ocena.

– Z drugiej strony artykuł 216 mówi, że radę można odwołać w każdej chwili.
– Tak, ale jeśli przyjęto sprawozdanie, to znaczy, że rada działała dobrze. W tym sprawozdaniu jest wyraźnie napisane, że pan Henryk Gajda z ramienia rady nadzorczej uczestniczył w przetargach, w posiedzeniach zarządu, na których podejmowano sprawy szpitala. Czyli robił więcej niż potrzeba. Przecież obecni członkowie zarządu powiatu, poza jednym, nie byli nimi w czasie, który został objęty sprawozdaniem. Oni oceniają mnie źle. Nie wiem, czy oni nie czytali tego sprawozdania, czy go nie rozumieją.

– Czy jest prawdą, że pod sprawozdaniem podpisało się tylko dwóch członków rady?
– Tak, to prawda, ale dwa podpisy wystarczą.

– Czy w ostatnim czasie, za kadencji nowego starosty, kierowano wobec Pana bezpośrednio jakieś zarzuty, czy rozmawiano w jakiś sposób, aby wyrobić sobie opinię o tej radzie? Na jakiej podstawie ta rada temu zarządowi nie odpowiada?
– Nigdy nie miałem żadnych zarzutów. Po ostatnim walnym, kiedy powiedziano mi, że nie dostałem absolutorium, bardzo się zdziwiłem. W sprawozdaniu wyraźnie napisano, że robiłem więcej niż inni i więcej niż tego wymagają obowiązki. Co trzeba zrobić, aby dostać absolutorium? Nikt nie odpowiedział mi na to pytanie, a pytałem kilku członków zarządu.

– Publicznie padł taki zarzut, że ta rada nie poradzi sobie z bieżącym funkcjonowaniem spółki i jednocześnie rozbudową szpitala.
– Nie mogę mówić w imieniu pań, tylko w swoim. Byłem jednym z tych, którzy w tamtych czasach uczestniczyli w budowie jednego z najnowocześniejszych zakładów, na pewno na Śląsku, nie wiem czy w Polsce. Nie przewróciło się, funkcjonuje do dzisiaj. Jeśli ktoś coś takiego mówi, to mówi głupoty i sam się nie zna. Chciałem osobiście współpracować z inspektorem nadzoru wybranym do tej inwestycji. Chciałem informować radę, zarząd powiatu, jakie są postępy i jakie zagrożenia. Co to za problem przejść się z inspektorem i z dokumentacją w ręku i ocenić poszczególne etapy budowy? Żaden. Mnie nikt nie pytał do tej pory jak ja to widzę. Poprzedni starosta tak. Jak były jakieś sprawy to przychodziłem, wyrażałem swoje zdanie. Zawsze subiektywnie, bo to nie jest obiektywne. Mam inne doświadczenia i druga strona ma inne. Ale dwa poglądy złożone razem dawały mniejsze prawdopodobieństwo popełnienia błędu. Właśnie tak widzę swoją pracę w radzie nadzorczej.

– O wynagrodzeniach członków rady krążą legendy. Zarabiał Pan w tej radzie za dużo, za mało czy w sam raz?
– Cała historia zaczęła się wtedy, gdy pan Adam Gumiński chciał wiedzieć ile zarabia rada.

– To przecież jego prawo jako radnego, przedstawiciela mie-szkańców powiatu, którzy są właścicielami tej spółki.
– Oczywiście. On to sobie uprościł. Tyle posiedzeń rady i takie pieniądze. To wszystko były kwoty brutto i uśrednione, a przecież były zróżnicowane. Jeżeli pan pracuje na etacie, to pracodawca musi zapewnić panu wszystko, co jest potrzebne do wykonywania pracy. Jeśli otrzymuję materiały pocztą elektoniczną, to muszę mieć odbiornik w postaci komputera, legalnego programu. To ja ponoszę te koszty. Do mnie się telefonuje, ja gdzieś telefonuję. Muszę mieć opłacony telefon. Na tę radę muszę dojechać. To też jest amortyzacja mojego majątku. Nie do wszystkich to dociera. Wiele osób nie rozumie pracy pracownika umysłowego. On się musi dokształcać, na bieżąco śledzić zmiany w przepisach. To co, że skończyłem kurs dla członków rad nadzorczych w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, wchodzą nowe przepisy, to wszystko jest płynne. To było nośne, tam zarabiają kokosy. Lawina ruszyła.

– Jest Pan człowiekiem ze sporym bagażem doświadczeń życiowych i zawodowych. Człowiekiem poważnym. Nie ma pan wrażenia, że potraktowano Pana przedmiotowo, niepoważnie?
– Tak, takie mam wrażenie. Przypomniałem sobie pewną historię. Dokładnie 37 lat temu mój ówczesny dyrektor dowiedział się z prasy, że już nie jest dyrektorem. Teraz przerabiamy to samo.

– Ale wtedy to było normalne, to była komuna.
– Być może wraca ona do Sępólna.

– Nowa rada ma być wybrana w trybie konkursu. Stanie Pan do tego konkursu?
– W materiałach na walne zgromadzenie, które opiniowaliśmy, doczytałem się, że będziemy radą nadzorczą do czasu wyboru nowej rady. Ja pytam: jeżeli dostaję rozwód, to czy dalej muszę sprawować obowiązki małżeńskie? Teraz mogę zrobić coś, co będzie szkodziło spółce. Czy ja jestem idiotą, czy ktoś jest mądry inaczej?

– Wróćmy do pytania. Stanie Pan do konkursu?
– Kto będzie w komisji konkursowej? Czy będzie w niej ktoś, kto ma wyższe kwalifikacje od moich? Nie. Z zakresu prawa spółek nie boję się pytań specjalistów komisji konkursowej, bo mam najwyższe przygotowanie w tym zakresie w powiecie i uprawnienia nadane przez komisję składającą się z przedstawicieli Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, Ministerstwa Finansów czy też profesorów wyższych uczelni. Posiadam również najbogatsze w powicie doświadczenie w zarządzaniu podmiotami gospodarczymi w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Ponadto m.in. prowadziłem działalność gospodarczą w formacji ochrony zdrowia, w skład której wchodził niepubliczny specjalistyczny ośrodek zdrowia oraz ośrodek rehabilitacji. Znacząca większość dokumentów z moimi uprawnieniami i opisem przebiegu mojej pracy zawodowej i pozazawodowej są od maja w posiadaniu pana starosty i w tym miejscu upoważniam go do ich upublicznienia.
W zakresie prac rad nadzorczych zajmowałem się dodatkowo wszelkimi sprawami związanymi z rozbudową szpitala powiatowego, co ma swoje odbicie w sprawozdaniu rady nadzorczej za 2010 r. i lata wcześniejsze, więc nie wiem w czym problem.
Ze względu na swój wiek boję się w czasie konkursu testów z gimnastyki i sprzątania klatek schodowych, bo w komisji będzie prezes Spółdzielni Mieszkaniowej z Zamartego, a on był przeciwny sprawozdaniu rady za 2010 r.
Zresztą przystępując do tego konkursu obraziłbym osoby, które nadały mi posiadane uprawnienia, bo podważa się przez to ich wiedzę i kwalifikacje.

– Może stał się Pan jakimś elementem gry politycznej czy walki o wpływy?
– Może tak być. Nie jestem członkiem żadnego ugrupowania politycznego. Mnie to nie interesuje. Jedyny związek, w jakim jestem, to jest związek małżeński. Nie mam zamiaru ubiegać się o żadne stanowisko. Mogę tylko komuś doradzać. Nie jestem dla nikogo zagrożeniem. Jeżeli ktoś sobie coś takiego ubzdurał, to jest jego problem.

– Dziękuję za rozmowę.