Powiat

Nie zasłużyli na darmowe testy

Robert Środecki, 15 październik 2020, 10:26
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Po wykryciu koronwirusa u starosty sępoleńskiego Jarosława Tadycha budynek starostwa powinien zostać natychmiast zamknięty, a wszystkie osoby, które miały z nim kontakt, powinny udać się na kwarantannę i zostać przebadane. Dlaczego tak się nie stało? Takie pytanie zadają nam na każdym kroku nasi Czytelnicy. Osoby decyzyjne zbagatelizowały problem. Oby wirus nie wydostał się z gmachu starostwa i nie zaatakował innych instytucji. O to niektórzy urzędnicy zabiegają na własną rękę i za prywatne pieniądze.
Nie zasłużyli na darmowe testy

Starostwo działa, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Każdy pracownik mógł zostać zarażony przez starostę

W ubiegły wtorek u starosty sępoleńskiego wykryto koronawirusa. Jednym z głównych obowiązków zakażonego jest wskazanie wszystkich osób, z którymi miało się bliski kontakt w ciągu 10 dni poprzedzających wykrycie choroby. Pozornie wydawało się, że starosta z tego zadania się wywiązał, ponieważ w ciągu jednej doby na terenie powiatu liczba osób skierowanych na kwarantannę wzrosła z 56 do 268. Starosta wskazał kilkadziesiąt osób, z którymi miał kontakt, w tym najważniejszych samorządowców (burmistrz i wiceburmistrz Sępólna, przewodniczący rady powiatu, członkowie zarządu powiatu oraz wielu partyjnych kolegów). Te osoby zostały skierowane na kwarantannę, niektórym niemal natychmiast wykonano testy. 
– Jestem na kwarantannie i czekam na wynik testu. Czuję się dobrze. Ze starostą miałem kontakt w środę 23 września – mówi członek Zarządu Powiatu Sępoleńskiego. 
Krótko mówiąc, potencjalni nosiciele wirusa zostali odizolowani od społeczeństwa. Okazuje się, że nie wszyscy. Na liście starosty znaleźli się również nieliczni pracownicy starostwa, którzy trafili na kwarantannę. O wielu starosta zapomniał, uznając, że przesłanki kontaktu bezpośredniego nie zostały spełnione. Zdecydowanej większości kazano przyjść do pracy. Niektórzy ze strachu o własne zdrowie wykonali testy na własną rękę. Rozmawialiśmy z wieloma pracownikami starostwa, którzy nie spędzają zbyt wiele czasu w obecności starosty, ale dotykają tych samych klamek co on, przewracają te same dokumenty i korzystają z tej samej toalety. Czują się zagrożeni. – Widocznie nie zasługujemy na darmowy test – mówią zgodnie. 
W ubiegłą środę, dzień po wykryciu wirusa u starosty, testom został poddany wicestarosta Andrzej Marach. Wynik był już znany po kilku godzinach. Sanepid uznał, że skoro on jest zdrowy, to reszcie nic nie zagraża. Problem w tym, że test wykonano zbyt szybko i trzeba go było powtórzyć kilka dni później. 
Starostwo Powiatowe w Sępólnie zatrudnia kilkadziesiąt osób. Teoretycznie każdy pracownik mógł zostać zarażony przez starostę. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem po wykryciu wirusa u starosty było natychmiastowe zamknięcie urzędu, odizolowanie pracowników poprzez skierowanie ich na kwarantannę i wykonanie testów osobom z najbliższego otoczenia. Starostwo działa, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Oby wirus nie wydostał się z gmachu starostwa i nie rozlał po całym mieście. 
 
Kontakt według definicji sanepidu 
Lista przygotowana przez starostę powinna obejmować wyłącznie osoby, które miały z nim bliski kontakt na 10 dni wstecz od daty pobrania od niego wymazów.
Jako bliski kontakt należy rozumieć:
• przebywanie w bezpośredniej bliskości (twarzą w twarz) z osobą chorą, w odległości mniejszej niż 2 m przez ponad 15 minut,
• bezpośredni kontakt fizyczny z osobą zakażoną wirusem SARS-CoV-2 (np. podanie ręki),
• bezpośredni kontakt bez środków ochronnych z wydzielinami osoby z COVID-19 (np. dotykanie zużytej chusteczki higienicznej, narażenie na kaszel osoby chorej),
• przebywanie w tym samym pomieszczeniu co chory z COVID-19 przez co najmniej 15 minut (np. w biurze, klasie, samochodzie, sali konferencyjnej).
Lista osób powinna zawierać następujące dane: imię i nazwisko, nr PESEL, adres zamieszkania, nr telefonu, adres e-mail, datę ostatniego kontaktu z osobą zakażoną/chorą.