"Solanus" płynie na Horn

Robert Środecki, 20 luty 2012, 00:10
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Po 41 dniach żeglugi bez zawijania do portu załoga ,,Solanusa” szczęśliwie dotarła do Valparaiso w Chile. Tym samym zakończył się kolejny etap morderczego rejsu dookoła obu Ameryk. Fatalna pogoda i niesprzyjające wiatry sprawiły, że pokonanie odcinka trasy z Wysp Galapagos trwało zbyt długo. Po uzupełnieniu zapasów i wykonaniu niezbędnych napraw jacht ruszył na południe w stronę Przylądka Horn. Opłynięcie mitycznego miejsca dla żeglarzy może być kolejnym momentem zwrotnym wyprawy, która rozpoczęła się w porcie w Górkach Zachodnich koło Gdańska ponad 300 dni temu.
"Solanus" płynie na Horn

,,Od wypłynięcia z Galapagos minęły 23 dni. Przepłynęliśmy w tym czasie 1700 mil. Średnie dobowe przebiegi nie są rewelacyjne. Wynoszą około 60-70 mil. Wynika to z sytuacji hydrologiczno- meteorologicznej jaka panuje w tym okresie na tych akwenach Pacyfiku. Ciągle płyniemy na południe nabierając wysokości do Valparaiso, bo tak pozwala nam wiatr. Jeśli choć przez chwilę ucichnie, odpalamy silnik i gnamy ile się da wprost na Valapraiso. Od 10 dni płyniemy na samosterze wiatrowym. Sprawuje się znakomicie jeżeli dobrze się go wytrymuje. Praktycznie wachty spędzamy częściej pod pokładem, a Pinto, jak nazwaliśmy naszego wspaniałego sternika, steruje chyba lepiej niż my. Zdobywamy milę po mili, przesuwając się w żółwim tempie do przodu. Ktoś kiedyś dobrze określił, że żeglowanie wymaga cierpliwości, spokoju i wytrwałości. Po 9 miesiącach ja to rozumiem, ale żeby osiągnąć cel w interesującym nas czasie , trudno o cierpliwość i spokój” - relacjonował w połowie lutego przebieg wyprawy kapitan Bronisław Radliński. W końcu po 41 dniach walki z przeciwnościami załodze udało się dotrzeć do Chile, gdzie na przybycie jachtu czekali Antoni Bigaj i Włodzimierz Palmowski - uczestnicy kolejnego etapu rejsu.

,,Nareszcie w piątek 5 marca zobaczyliśmy charakterystyczną sylwetkę naszego jachtu. Niestety, straż graniczna wskazała boję przy wejściu do klubowego basenu, gdzie trzeba było zacumować. Spotkaliśmy się wieczorem. W sobotę rano ustalenie prac, podział zadań i do dzieła” - relacjonuje przebieg powitania ,,Solanusa” Antoni Bigaj. Dla miejscowego klubu żeglarskiego wizyta ,,Solanusa” to zaszczyt. Jednostka jest pierwszym jachtem, który tutaj zawitał po przejściu North West Passage. Gospodarze w ogóle nie chcieli słyszeć o opłacie za postój. Do dyspozycji żeglarzy z dalekiej Polski pozostawili całą klubową infrastrukturę. Na lądzie na załogę czekało mnóstwo pracy do wykonania. Najważniejszą czynnością było oczyszczenie części podwodnej jachtu z przyczepionych wodorostów i żyjątek morskich. Ponadto załoganci sprawdzili mocowania steru i śrubę napędową oraz inny osprzęt znajdujący się na pokładzie jachtu. Po zakupie map, zatankowaniu paliwa i wody pitnej oraz uzupełnieniu zapasów ,,Solanus” wypłynął z chilijskiego portu, udając się na południe w kierunku Przylądka Horn. Załogę jednostki tworzą w tej chwili: B. Radliński, R. Nowak, W. Kantak, A. Bigaj, W. Palmowski i J. Pietras. Kolejny, jeden z najtrudniejszych etapów rejsu zakończy się w Port Stanley na Falklandach. Stamtąd załoganci popłyną w stronę Argentyny i Brazylii. Opłynięcie Przylądka Horn uważane jest za żeglarski Mount Everest, natomiast pokonanie North West Passage to żeglarskie K2. Jeden z dwóch najwyższych szczytów świata załoga ma już za sobą.

Warto przypomnieć, że ,,Solanus” nie jest pierwszym bydgoskim jachtem, który będzie się mierzył z przeciwnym wiatrem, opływając odległy Przylądek Horn. W przeszłości inne jednostki zasłużonej sekcji pokonywały miejsce mityczne dla żeglarzy. Wcale nie jest powiedziane, że ,,Solanus” podoła temu karkołomnemu zadaniu, ponieważ bardzo wiele zależy od pogody. Dla dzielnej załogi dowodzonej przez kapitana Radlińskiego Neptun wcale nie musi być łaskawy. Jest to wielce prawdopodobne, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że jacht ma miesiąc opóźnienia w stosunku do pierwotnych planów i założeń. ,,Od wypłynięcia z portu w Chile zrobiliśmy kawał drogi na południe. Sprawdzamy olinowanie i cały takielunek co kilka godzin. Mieliśmy poważną awarię na topie grotmasztu. Fał rolfoka został przecięty jak żyletka i spadł na pokład. Mieliśmy dużo szczęścia, że wiatr w tym momencie osłabł. Neptun dał nam możliwość naprawy awarii. Cała operacja zakończyła się szczęśliwie. Poza tym u nas wszystko w porządku” – relacjonuje przebieg jednego z najtrudniejszych etapów morskiej wyprawy kapitan Bronisław Radliński. Do tematu wrócimy, gdy załoga szczęśliwie zakończy kolejny etap rejsu.