SP2MKY, czyli ostatni krótkofalowiec powiatu

Robert Lida, 17 styczeń 2016, 06:30
Średnia: 3.0 (1 głosów)
Siedzi przed ścianą elektronicznych urządzeń, w ręku mikrofon. Kręcąc czarną gałką, nasłuchuje, czy w eterze ktoś się odezwie. Wiele z tych urządzeń wykonał sam. Jak mówi, bardziej od nawiązywania łączności fascynuje go budowanie urządzeń radiowych. Chociaż całe życie zawodowe poświęcił rolnictwu, to właśnie elektronika jest jego największą pasją. Pan Grzegorz krótkofalarstwem zajmuje się od 32 lat i jest ostatnim czynnym krótkofalowcem w powiecie sępoleńskim. Niestety, w dobie telefonów komórkowych i internetu już tylko nieliczni w naszym kraju zajmują się krótkofalarstwem. Z Grzegorzem Gawdzikiem ze Skarpy o jego nietypowej pasji rozmawia Robert Lida.
SP2MKY, czyli ostatni krótkofalowiec powiatu

Grzegorz Gawdzik w jego ,,świątyni łączności”. Fot. Robert Lida

- Co to jest krótkofalarstwo?
— To hobby polegające na nawiązywaniu łączności radiowych na wydzielonych pasmach radiowych, od fal długich poprzez średnie, krótkie, ultrakrótkie aż do mikrofal, między krótkofalowcami przy pomocy radiostacji, potwierdzaniu łączności, uczestnictwie w zawodach krótkofalarskich, jak również konstruowaniu urządzeń radiowych i antenowych do nawiązywania łączności.
 
- Jak to się u Pana zaczęło?
— To się wzięło już z najmłodszych lat. Przyjechaliśmy tutaj zaraz po wojnie z Lubelskiego. Można powiedzieć, że film „Sami swoi” to historia mojej rodziny. Miesiąc jechaliśmy pociągiem. Wiadomo, że pierwszeństwo na torach miały transporty wojskowe. W tym pociągu nauczyłem się chodzić. Osiedliliśmy się w Sitnie, ale nie tym naszym, tylko na terenie gminy Sicienko. Tam się wychowywałem oczywiście bez prądu. Po raz pierwszy z elektrycznością zetknąłem się, jak miałem 5 lat i matka zabrała mnie do Warszawy, do krewnych. Zafascynowało mnie oświetlenie elektryczne. Pomyślałem, dlaczego my w domu nie możemy tego tez mieć? Kiedy miałem 10 lat, namówiłem ojca, aby zaprenumerował mi taką gazetę „Świat Młodych”. Tam był kącik techniczny. W tym kąciku opisano, jak zbudować samemu odbiornik detektorowy. Do tego był potrzebny wałek z papieru i drut nawojowy. Rozebrałem starą poniemiecką instalację telefoniczną, która była w naszym domu, i stąd wziąłem drut. Z tego drutu nawinąłem cewkę. Problem był z detektorem. To najczęściej jest kryształ germanu. W tej chwili kupuje się milimetrową diodę i po kłopocie. To można było zastąpić starą żyletką z nalotem i twardym ołówkiem. Właśnie tym ołówkiem na żyletce szukało się punktu detekcji. Słuchawki skombinowałem od faceta, który naprawiał telefony. Za to musiałem mu paść krowy. W ten sposób zbudowałem pierwsze radio. Wieczorem powiesiłem antenę z drutu, włączyłem swoje radio i proszę sobie wyobrazić, że usłyszałem: „Tu mówi Radio Wolna Europa, głos Wolnej Polski”. Nawinąłem zbyt mało zwojów drutu i odbierałem fale krótkie, a nie fale średnie. Tak to się zaczęło. Później cały czas dłubałem i coś budowałem.
 
- No tak, ale dlaczego nie połączył Pan swojej pasji z przyszłym zawodem?
— Chciałem iść do technikum radiowego, ale jedyne takie technikum w Polsce było w Dzierżoniowie. Matka stwierdziła, że to zbyt daleko, że nie dam sobie rady i w końcu trafiłem do technikum rolniczego w Sypniewie i je ukończyłem. W tym zawodzie pracowałem do końca. Krótkofalowcem zostałem bardzo późno. Nie było tutaj warunków. Co prawda był w Sępólnie klub krótkofalowców działający przy Lidze Obrony Kraju. Pierwotnie mieścił się w domu kultury. Tam w pomieszczeniu za salą kinową mieściła się stara, wojskowa radiostacja. Tam byłem raz w życiu. Później klub przeniesiono na stadion, a jeszcze później do biurowca Zakładu Stolarki Budowlanej. Cały czas czytałem na ten temat, ale ożeniłem się, na pierwszym miejscu były dzieci i praca. W 1980 roku przyprowadziłem się do Skarpy. Mieszkał tutaj Adam Brachowski, który był nadawcą w stacji klubowej. To on wciągnął mnie do klubu. To mnie bardzo zafascynowało. 
 
- No ale przecież to były czasy komuny. Jak to mogło być, że ktoś ma swobodny dostęp do fal radiowych? Przecież to mogło być niebezpieczne dla władzy. Jak zostawało się w tamtych czasach legalnym krótkofalowcem?
— Musiałem w Bydgoszczy zdać państwowy egzamin. Potem musiałem wystąpić z wnioskiem do Państwowej Inspekcji Radiowej o zezwolenie na pracę w eterze i przyznanie znaku. W moim przypadku trwało to bardzo długo. W międzyczasie wybuchł stan wojenny. Wreszcie w 1983 roku uzyskałem zezwolenie po sprawdzeniu przez milicję wszystkich członków rodziny. Otrzymałem znak SP2MKY, który określa, że jest to stacja Polska i z jakiego okręgu nadaje. Jeszcze w stanie wojennym zrobiłem sobie odbiornik, a po jego zakończeniu wzbudnicę HS 1000 i na tym pracowałem. 
 
- Sprzętu w sklepach nie było?
— Nabycie sprzętu fabrycznego w tym okresie nie było możliwe i był on bardzo drogi. Pozostawało wykonanie go we własnym zakresie, co czyniło 95 procent nadawców. W 1995 roku wykonałem już radiostację zespoloną, tak zwany transceiver, na którym pracowałem emisją jednoswstęgową, mając łączności krajowe i zagraniczne. 
 
- No dobrze, ale części niezbędnych do ich budowy też nie było w sklepach.
— Części pochodziły głównie z rozbiórki lub za pomocą LOK-u z demobilu wojskowego. Miałem kolegę, który pracował w jednostce wojskowej, w Nierzychowicach i tam likwidowano sprzęt. Przywiózł mi kiedyś cały panel od radiostacji. Tam była masa przydatnych części. 
 
- Jakim językiem posługują się krótkofalowcy?
— Posługujemy się językiem angielskim, ale nie trzeba znać tego języka. Wystarczą podstawowe zwroty. Posługujemy się tak zwanym slangiem i kodem Q, który jest międzynarodowy. 
 
- Generalnie celem krótkofalarstwa jest nawiązywanie kontaktów z innymi osobami i to z całego świata. To taki dzisiejszy facebok. 
— To jest jednak bardziej poważne. Nie mówi się o sprawach osobistych czy politycznych. Po prostu nie wypada.
 
- Krótkofalowiec to po trosze elektronik i fizyk.
— Trzeba też znać dobrze geografię. Po znaku rozpoznajemy kraj, z którego się nadaje, a tych jest 320.
 
- To z kim Pan sobie gaworzył przez te wszystkie lata?
— Nie uważam się za nadawcę w pełnym tego słowa znaczeniu. Byłem raczej krótkofalowcem – dłubaczem. Lubiłem nie tak gadać jak majsterkować i budować urządzenia. To mnie bardziej interesowało. Poza tym chodziło o to aby „poprzeżuwać szmaty”. To jest takie określenie, które opisuje rozmowę o wszystkim i o niczym. Czyli głównie o krótkofalarstwie. O pogodzie i przede wszystkim określa się raport. Na raport
składa się siła sygnału i czytelność, a telegrafii ton. Miałem łączność ze wszystkimi kontynentami. Nawet miałem łączność przez stację kosmiczną „Mir”. Normalką są Stany Zjednoczone, Kanada, Australia. Modne jest składanie życzeń o północy w sylwestra. Składałem Australijczykowi życzenia, a on mówi, że oni już dawno po północy. Są łączności z całym światem. To zależy od mocy nadajnika, od propagacji, która się zmienia w ciągu dnia, od plam na słońcu. Jest mnóstwo zależności. Tutaj nie ma takiej pewnej łączności. Pewna łączność jest na UKF-ie, to znaczy powyżej stacji radiowych. UKF działa jak telefonia komórkowa, poprzez przemienniki. Specjalnie nie znam języków, dlatego więcej słucham niż gadam, ale kilka łączności dziennie się robi. 
 
- Podobno miał Pan ciekawą rozmowę dotyczącą historii Skarpy?
— Wiosną ubiegłego roku zrobiłem wywołanie i zgłosiła się stacja SP7GV. Po wymianie obowiązkowych danych korespondent spytał mnie, czy jest to Skarpa położona koło Chojnic, Człuchowa, Tucholi? Był to Stanisław z Łodzi, który poprosił mnie o podanie adresu, bo jest rodzinnie związany ze Skarpą i chce napisać list. List szybko otrzymałem i okazało się, że jego matka od 1915 roku ukrywała się z żoną barona Turnaua i dziećmi w majątku Lucjana Prądzyńskiego i często mu opowiadała, wspominając ten okres. Szczególnie wychwalała gościnność rodziny i wspominała małego Jędrka, czyli Andrzeja Prądzyńskiego. Matka Stanisława Workiewicza, czyli SP7GV, była guwernantką i boną na dworze Augusta Turnaua w Zaleszczykach w Galicji. Majątek odziedziczyła jego żona Stella. Pomimo że byli narodowości austriackiej, byli związani z Polską i chcieli, aby ich dzieci uczyła Polka. Mama Stanisława, jadąc pociągiem, zostawiła w przedziale podpisaną książeczkę do nabożeństwa oprawioną w skórę, którą konduktor przekazał zawiadowcy stacji. Ten w wolną niedzielę wypastował oficerki, natarł włosy brylantyną i pojechał do Zaleszczyk. Tam poznał swoją przyszłą żonę. W związku z wybuchem wojny i wyjazdem do Skarpy nastąpiła rozłąka, ale na zaproszenie Prądzyńskich przyjeżdżał do Skarpy. Po otrzymaniu tego listu skontaktowałem się z najstarszą mieszkanką Skarpy, która mieszka tutaj od urodzenia. Pamiętała panią, która uczyła folwarczne dzieci wierszyków i śpiewała z nimi piosenki. Marta Imbiorowicz wspominała, że bona bardzo lubiła konie i biały strój przepasywany srebrnym łańcuchem, na końcu którego była głowa konia. Opisałem to wszystko Stanisławowi, a on potwierdził, że wszystko się zgadza, a łańcuch ma w szufladzie. Zaprosiłem go do Skarpy i przyjechał na dwa dni. Bardzo mu się tutaj podobało. 
 
- Czy na naszym terenie są jeszcze inni krótkofalowcy?
— W powiecie sępoleńskim zostałem sam. Byli, ale już nie żyją. Najstarszym był Zygmunt Pubanc, który był założycielem klubu w Sępólnie, on już dawno nie żyje. W rejonie tucholskim jest jeden, w Nakle nigdy nie słyszałem, są w Wyrzysku. Jestem jedynym, który się ostał. Mimo wszystko na świecie ludzie się w to bawią. Niestety, nie ma młodych. Młodzi mają komórki, aby sobie pogadać. Żeby zbudować coś samemu, to nie ma mowy. 
 
- Dziękując za rozmowę, życzymy wielu udanych łączności.
Komentarze do artykułu
Small
Dariusz Ziomek - 18 styczeń 2016, 22:17

Przez przypadek Pan Grzegorz mnie uśmiercił. Ha, ha! Jestem żyjącym krótkofalowcem,
nazywam się Dariusz Ziomek mój znak SP2REB. Licencja moja pozwala na pracę wszystkimi rodzajami emisji przeznaczonych dla amatorów z mocą 150W. Preferuję na obecną chwilę łączności CW czyli za pomocą alfabetu Morsa. Chwilowo nie przebywam w naszych okolicach, ale nie zrezygnowałem z hobby.
Z Panem Grzegorzem przeprowadziliśmy bardzo dużo łączności na UKF i pomagaliśmy sobie w zdobywaniu części do budowy odbiorników oraz nadajników. Czemu o mnie zapomniał?

Avatar_missing_small
Grzegorz Gawdzik - 19 styczeń 2016, 12:48

W odpowiedzi na komentarz Darka SP2REB wyjaśniam, że sam skontaktowałem się z redaktorem Robertem Lindą i wysłałem na jego adres gotowy tekst artykułu celem spopularyzowania krótkofalarstwa w naszym rejonie. I to było moim celem. Pan Linda bez mojej wiedzy przerobił go na wywiad przeinaczając go i popełniając błędy. Gdy mnie odwiedził w luźnej rozmowie, którą nagrywał, wymieniłem znaki kolegów którzy odeszli lub z innych przyczyn nie są obecni na terenie naszego powiatu. Kończąc stronę drastycznie skrócił zdarzenia i artykuł w mojej ocenie nie osiągnął zamierzonego celu. Największym błędem jest rok przeprowadzenia łączności z Stanisławem SP7GV. Z treści wynika, że przeprowadziłem z nim łączność w ubiegłym roku a było to w 1985r. Kol. Stanisław zmarł 18 czerwca 2002r.

Avatar_missing_small
Grzegorz Gawdzik - 19 styczeń 2016, 12:51

Oryginalny tekst mojego artykułu:

Krótkofalowiec w Skarpie

Może na początek trochę wyjaśnień co to jest krótkofalarstwo i czym się zajmuje krótkofalowiec według encyklopedii:
"Hobby polegające na nawiązywaniu łączności radiowych na wydzielonych pasmach radiowych – od fal długich poprzez średnie, krótkie, ultrakrótkie aż do mikrofal, między krótkofalowcami przy pomocy radiostacji, potwierdzaniu łączności za pomocą kart QSL, uczestnictwie w zawodach krótkofalarskich, jak również konstruowaniu urządzeń radiowych i antenowych do nawiązywania łączności."
W eterze jestem od 32 lat i aby uzyskać licencję trzeba było zdać państwowy egzamin na uprawnienia operatorskie. Następnie złożyć wniosek o zezwolenie na pracę w eterze i przyznanie znaku. W moim przypadku trwało to długo bo w międzyczasie był stan wojenny. Wreszcie w 1983r uzyskałem zezwolenie po sprawdzeniu przez milicję wszystkich członków rodziny. Otrzymałem znak SP2MKY który określa, że jest to stacja polska i z jakiego okręgu Polski nadaje. Nabycie sprzętu fabrycznego w tym okresie było niemożliwe i był on bardzo drogi. Pozostawało zrobić sobie go w własnym zakresie co czyniło 95% nadawców. Pierwsze urządzenie to był odbiornik wykonany w stanie wojennym i nadajnik ukończony w 1983r. W roku 1985 wykonałem już radiostację zespoloną tzw. transceiver, na którym pracowałem emisją jednowstęgową, mając łączności krajowe i zagraniczne.
Chcę opisać jedną łączność która wiąże się z rodziną Prądzyńskich, właścicieli Skarpy. Wiosną 1985 roku zrobiłem wywołanie i zgłosiła mi się stacja SP7GV. Po wymianie obowiązkowych danych tzn. raportu o słyszalności i siły sygnału oraz imienia i miejsca nadawania korespondent zapytał mnie czy jest to Skarpa położona koło Chojnic, Człuchowa i Tucholi. Był to Stanisław z Łodzi, który poprosił mnie o podanie adresu bo jest rodzinnie związany z Skarpą i chce do mnie napisać list.
List szybko otrzymałem i okazało się, że jego matka od 1915r podczas I wojny światowej ukrywała się z żoną Barona Turnau i jej dziećmi w majątku Lucjana Prądzyńskiego i często mu to opowiadała, miło wspominając ten okres. Szczególnie wychwalała gościnność rodziny i wspominała małego Jędrka /Andrzeja Prądzyńskiego/, który liczył sobie roczek bo urodził się w 1914r.. Opisał mi również historię swoich rodziców, którą pokrótce opiszę.
Matka Stanisława Workiewicza czyli SP7GV była guwernantką i boną na dworze barona Augusta Turnau w Zaleszczykach w Galicji. Majątek odziedziczyła jego żona Stella po swoich przodkach, którzy nabyli go od Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pomimo, że byli narodowości austriackiej byli związani z Polską i chcieli aby ich dzieci uczyła polka.
Nie pamiętam imienia mamy Stanisława. Jadąc pociągiem zostawiła w przedziale podpisaną książeczkę do nabożeństwa oprawioną w skórę, którą konduktor przekazał zawiadowcy stacji. Ten w wolna niedzielę wypastował oficerki, natarł włosy brylantyną i pojechał do Zaleszczyk. Tam poznał swoją przyszłą żonę i zakochał się od pierwszego wejrzenia.
W związku z wybuchem wojny i wyjazdem do Skarpy nastąpiła rozłąka, ale na zaproszenie Prądzyńskich przyjeżdżał i nieraz przez dwa tygodnie tu przebywał. Matka opowiadała jak musiała się ukrywać przed niemiecką policją w końskim zębie /odmiana kukurydzy/.
Po otrzymaniu tego listu skontaktowałem się z najstarszą mieszkanką Skarpy, która od urodzenia tutaj mieszkała. Pamiętała białą panią bo ubierała się na biało. Uczyła dzieci folwarczne wierszyków i śpiewała z nimi piosenki. Pani Marta Imbiorowicz wspominała, że bona bardzo lubiła konie i biały strój przepasywała srebrnym łańcuchem na którego końcu była głowa konia. Należy dodać, że rodzina Prądzyńskich była miłośnikami koni i hodowali je dla wojska na remonty. Opisałem to Stanisławowi, a On potwierdził, że wszystko się zgadza, a łańcuch ma w szufladzie.
Zaprosiłem go do Skarpy i przyjechał na dwa dni. Podobały mu się okolice. Dworek był wtenczas w remoncie, nowy dach z blachy cynkowej, założona izolacja fundamentów, nowa stolarka okienna i drzwi, park był zadbany. Niestety później szczególnie po zmianie właściciela ponownie został zaniedbany, a w tej chwili jest ruiną. Przy okazji pobytu tutaj załatwił sobie dwutygodniowe wczasy w Komierowie. Przyjechał z synem i radiostacją, zainstalował ją w pałacu i miał mnóstwo łączności. Chwalił brak zakłóceń sieciowych, które w Łodzi mu bardzo przeszkadzają. Między sobą mieliśmy stałą łączność na ręcznych radiotelefonach.
Stanisław był poliglotą i przysięgłym tłumaczem kilku zachodnich języków, dużo jeździł po świecie sprzedając i uruchamiając maszyny włókiennicze. Głównie wysyłano go do krajów afrykańskich, gdzie były niskie diety, bo był w owych czasach niepewny politycznie. Raz pojechał do Anglii i za zarobione pieniądze kupił sobie odbiornik do radiostacji marki Eddystone 880, ale żona wyrzuciła mu go przez okno z trzeciego piętra. Pozbył się odbiornika i żony też. Zmarł w samotności mając w ostatnim okresie życia same nieszczęścia.
Rozwój telefonii komórkowej i internetu zahamował rozwój krótkofalarstwa, a postęp techniczny trochę mnie wyprzedził i dzisiaj już bardzo mało buduję urządzeń, mając sprzęt fabryczny, który jest jeszcze drogi ale dostępny. Oczy i ręce też już nie te, a następców nie mam. Może ten artykuł zachęci kogoś o podobnych zainteresowaniach to z chęcią pomogę.
Proszę nie mylić krótkofalarstwa z posługiwaniem się CB radiem.

Pozdrawiam! Grzegorz Gawdzik SP2MKY Skarpa
PS.
O historii krótkofalarstwa w Polsce można poczytać w internecie w publikacji Ryszarda Raicha SP4BBU "Krótkofalarstwo moją pasją" gdzie również jest wspominany SP7GV.
Na żywo można słuchać rozmów w internecie na stronie: http://sp2pmk.tvk.torun.pl:8901/ . Trzeba jednak poświęcić trochę czasu aby nauczyć się go obsługiwać

Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...