XV lat Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami

Robert Środecki, 04 sierpień 2013, 00:11
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W kwietniu 1998 roku w Pelplinie powstała Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami. W tym roku stowarzyszenie obchodziło jubileusz 15-lecia istnienia. Od samego początku na jego czele stoi ks. Andrzeja Jaskuła, proboszcz parafii w Sośnie. To wybitny żeglarz, mózg i inicjator przedsięwzięcia. O spektakularnych sukcesach i bieżących problemach Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami z kpt. ks. Andrzejem Jaskułą rozmawia Robert Środecki.
XV lat Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami

Ks. prałat Andrzej Jaskuła w stroju mieszkańca Dalmacji na pokładzie ,,Strażnika Poranka” płynącego po wodach Adriatyku. Fot. Piotr Pankanin

- Niedawno Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami obchodziła jubileusz 15-lecia istnienia. Uczciliście to wydarzenie rejsem na Hel. Proszę przypomnieć naszym Czytelnikom, jak doszło do powstania szkoły i kiedy zrodził się pomysł?
— Trzeba by sięgnąć pamięcią do 1992 roku, czyli do mojego pierwszego oceanicznego rejsu. Uczestniczyłem w nim jako kapelan i żeglarz. Z harcerzami polskimi płynąłem w Columbusie - wielkich regatach zorganizowanych z okazji 500.  rocznicy odkrycia Ameryki. Pomyślałem wtedy, że oprócz dobrych instruktorów żeglarstwa na pokładach żaglowców są potrzebni wychowawcy młodzieży. Drugą ważną inicjatywą, która poprzedziła powstanie szkoły, był rejs śladami pielgrzymki św. Wojciecha - patrona Polski. Z Bydgoszczy wyruszyliśmy Brdą, a potem Wisłą do miejsca jego męczeńskiej śmierci. Płynęło 13 łódek. To była dla mnie próba. Chciałem sprawdzić, czy jest taka potrzeba, żeby ksiądz zajmował się wychowaniem młodzieży. To był 1997 rok. Dwanaście miesięcy później powstała Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami. Z grupą nauczycieli w domu biskupim w Pelplinie podpisaliśmy list intencyjny, w którym była mowa, że coś takiego chcemy zrobić. W kwietniu 1998 roku zostaliśmy zarejestrowani jako stowarzyszenie, chociaż nasza działalność edukacyjna rozpoczęła się dwa miesiące wcześniej w trakcie ferii zimowych. Zaczęliśmy przygotowywać młodzież do pierwszego rejsu.
 
- Zaczęliście od spektakularnego przedsięwzięcia - rejsu dookoła Ameryki Południowej.
— Czasami nazywam to wejściem smoka. Zrobiliśmy dla młodzieży rejs oceaniczny przez Atlantyk, potem Kanał Panamski, Ocean Spokojny i Pacyfik. To była największa wyprawa w historii wolnej Polski, czyli po 1989 roku. Pokonaliśmy prawie 26 tys. mil morskich, opłynęliśmy Przylądek Horn. Rejs trwał od września 1998 do końca maja 1999 roku. Młodzież uczestnicząca w tym przedsięwzięciu zdążyła jeszcze wrócić do swoich szkół, gdzie stopnie uzyskane podczas rejsu zaakceptowano i przepisano im do dzienników. Wszyscy przeszli do następnej klasy. Młodzież płynęła dwa razy po pół roku. Wymiana załogi nastąpiła w lutym 1999 roku w Buenos Aires. Ten rejs został doceniony przez całe środowisko żeglarskie.

- Po powrocie z tej spektakularnej wyprawy spotkaliście się z Ojcem Świętym.
— Kiedy wróciliśmy, spotkaliśmy się z Janem Pawłem II w Pelplinie, ponieważ tak się złożyło, że kilka dni po naszym powrocie do kraju papież przyjechał na pielgrzymkę. Cała załoga miała miejsce w sektorze zerowym. Ojciec Święty nas widział.

- Potem odwiedziliście Jana Pawła II w Rzymie.
— Pomyślałem sobie, że zbliża się rok 2000. Dla uczczenia narodzin Zbawcy postanowiliśmy zorganizować wyprawę, której celem był Rzym. Polecieliśmy samolotem do Ziemi Świętej. Potem z Zatoki Akaba po odprawieniu mszy świętej na Górze Synaj przez Kanał Sueski wyruszyliśmy śladami korzeni kultury europejskiej odwiedzając takie miejsca jak: Rodos, Kreta, Konstantynopol (Stambuł), ale również Korynt, Maltę i Syrakuzy. Dopłynęliśmy do południowego cypla Włoch, gdzie zdaliśmy żaglowiec i autobusem pojechaliśmy do Ojca Świętego. Papieża odwiedziliśmy 27 listopada 2000 roku. Potem Ojciec Święty opublikował encyklikę ,,Wypłyń na głębię”.
 
- Bardzo ważnym miejscem edukacji młodzieży jest wasz ośrodek na wyspie Iż w Chorwacji. To tam szkolicie młodych żeglarzy?
— To jest kolejny etap rozwoju Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami. Po roku jubileuszowym i powrocie od papieża wiele dyskutowaliśmy. Doszliśmy do wniosku, że wyprawy są bardzo  pracochłonne, a ich organizacja wymaga wiele zachodu. Takie wyprawy obejmowały wąską grupę młodzieży. To byli szczęśliwcy i wybrańcy. Chcieliśmy działać na szerszą skalę. Mieliśmy ambicje polegające na nauce kultury żeglarstwa. Chcieliśmy mieć pod swoimi skrzydłami setki młodych ludzi, którzy zetkną się z żeglarstwem opartym na kulturze połączonej z refleksją duchową. Dzisiaj, po 12 latach istnienia ośrodka żeglarsko-religijnego na wyspie Iż w Chorwacji, możemy powiedzieć, że jest to coś, co nam się udało. Przez te wszystkie lata przez nasz ośrodek przewinęło się 1600 młodych ludzi.

- Nie nauczacie tam jedynie żeglarstwa. Waszą misją jest wychowanie młodzieży w duchu chrześcijaństwa.
— Kościół jako wspólnota ludzi wierzących wykorzystywał wodę i łódź do ewangelizacji. Pan Jezus dzięki wykorzystaniu łodzi i echa odbijającego się od brzegu mógł dotrzeć do większej liczby słuchaczy. Był bardziej słyszalny. Od samego początku mówimy, że znajdujemy się w łodzi Kościoła, a kiedyś mówiono w nawie Kościoła. Słowo ,,nawa” wywodzi się od łacińskiego navigare.  Woda nie jest naturalnym środowiskiem człowieka, dlatego żeglarstwo, w szczególności jego morska odmiana, uczy człowieka pokory i zbliża go do Pana Boga.
 
- Ważnym wydarzeniem w kalendarzu Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami miały być tegoroczne Światowe Dni Młodzieży. Chcieliście popłynąć do Rio de Janeiro, ale się nie udało. Dlaczego?
— Moje kontakty w organizacji STAP (Sail Training Association Poland), która zawiaduje żaglowcami: ,,Pogorią” i ,,Gedanią” to pasmo niepowodzeń. Pomimo tego że organizowaliśmy warsztaty na Pogorii zarząd postanowił, że nie da nam jednostki na czas rejsu. W tym roku rozmawialiśmy w sprawie wyczarterowania ,,Gedanii” na rejs do Rio de Janeiro. Pomimo wstępnej zgody statku nie dostaliśmy. Obecność młodych, polskich żeglarzy na Światowych Dniach Młodzieży byłaby czymś, co można by zauważyć. Gdyby pojawiła się tam załoga Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami z polską flagą lub banderą, byłaby to doskonała forma promocji kraju. Okazuje się, że organizacje, które mają sprzyjać edukacji, mają zupełnie inne priorytety. To samo tyczy się innego z naszych planowanych przedsięwzięć. Na lata 2007 - 2009 zaplanowaliśmy rejs dookoła świata śladem pielgrzymek Jana Pawła II. Od nikogo nie dostaliśmy żaglowca. Dopada nas dziwna bezwładność materii. Wkrótce będziemy się kontaktować z najwyższymi władzami państwowymi, ale na razie mamy na głowie realizację tegorocznego sezonu w Chorwacji. Prezydent Komorowski, gdy był jeszcze posłem, wysłał swoją córkę na obóz żeglarski organizowany przez naszą szkołę. W liście kondolencyjnym po śmierci biskupa Jana Bernarda Szlagi prezydent wspomniał o Chrześcijańskiej Szkole pod Żaglami. Wie, że istniejemy, wie gdzie mamy swoją siedzibę, a wkrótce dowie się o naszych problemach. Ciekaw jestem, czy będzie w stanie nam pomóc. Za czasów tego rządu nie otrzymaliśmy żadnych pieniędzy i żadnej pomocy.

- Wnioskuję zatem, że brak jednostki pływającej jest jedną z największych bolączek Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami?
— Zdecydowanie tak. Rozmawiałem w tej sprawie z marszałkiem województwa kujawsko - pomorskiego Piotrem Całbeckim. On myśli o tym, żeby województwo miało swój żaglowiec. Może w przyszłości radni z naszego regionu zaapelują do sumień i portfeli bogatych firm. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby województwo było reprezentowane na morzach. Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami widziałaby siebie jako armatora takiego statku. Opiekowalibyśmy się nim i realizowali nasz model wychowawczy. Na razie to pozostaje w sferze marzeń. Nie idziemy w tym kierunku, ponieważ to wymagałoby przemiany chrześcijańskiej szkoły w przedsiębiorstwo. Dzisiaj wszyscy pracują u nas na zasadzie wolontariatu. Nie ma ani jednego etatu. Gdybyśmy zostali właścicielami statku, to musielibyśmy zatrudnić ludzi.

- Czy niespełnione marzenie, jakim jest rejs dookoła świata, jest największym wyzwaniem dla szkoły?
— Tak, ponieważ nie ma ani jednego żeglarza morskiego, który nie chciałby popłynąć dookoła świata. Ja chciałbym, żeby taki rejs miał przesłanie duchowe, bo taki jest nasz model wychowawczy. Żeby z przesłaniem pielgrzyma nadziei odwiedzić wszystkie kraje nadmorskie, w których był Jana Paweł II. Jesteśmy dużym krajem, w którym jest wiele firm, które na takie przedsięwzięcie stać. Trzeba tylko chcieć. Nasza organizacja, pomimo skromnych warunków, zrzesza wielu ludzi o wielkim sercu, którzy pracują. W czasie naszej rozmowy w Chorwacji odbywa się kolejny obóz żeglarski.

- Czy jedzie ksiądz nad Adriatyk, żeby wszystkiego dopilnować?
— Za chwilę będę jechał jako szef na drugi obóz dla laureatów konkursu astronomicznego zorganizowanego przez urząd marszałkowski. Ci laureaci będą mieli okazję odpocząć w naszym ośrodku, ale również pobawić się w astronawigację. Wykorzystujemy narzędzie, jakim jest morze, do ćwiczenia tężyzny fizycznej, umysłowej i duchowej.

- Na co dzień jest ksiądz proboszczem parafii w Sośnie i prezesem Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami. Da się obie funkcje połączyć czy przydałby się następca? Może ma już ksiądz kogoś takiego na oku?
— Myślę, że organizacja jest na tyle prężna, że na pewno spośród siebie wybierze następcę. Troskam się o to w trochę innym znaczeniu. W naszym statucie jest napisane, że patronem szkoły jest biskup pelpliński. Jeżeli szkoła miałaby mieć legitymację kościelną, to powinna zadbać o to, żeby miejsce we władzach lub zarządzie miał duszpasterz delegowany przez biskupa. Myślę, że taki ksiądz się znajdzie.

- Życząc realizacji wszystkich planów i zamierzeń, dziękuję za rozmowę.