Liga powiatowa

21. kolejka powiatówki. Porywające widowisko w Sitnie

Piotr Pankanin, 20 maj 2012, 19:05
Średnia: 5.0 (1 głosów)
Najbardziej porywające widowisko obserwowaliśmy w Sotnie. Miejscowy TomDach wprawdzie nie sporostał Firemanowi trochę z Pęperzyna, trochę z Zabartowa, ale walka była naprawdę zażarta. Już w 8. min było 1:1, w 60. min 2:1, w 66. min 2:2, w 69. min 2:3. Wynik 3:3 ustalono w 75. min. 5 min przed końcem bląd sędziego wypaczył wynik spotkania. Ten mecz powinien zakończyć się zwycięstwem Sitna 4:3.
21. kolejka powiatówki. Porywające widowisko w Sitnie

Wyrównanie dla Lutowa padło w ostatnich minutach w takich okolicznościach. Fot. Piotr Pankanin

 

Tom-Dach Sitno - Fireman Zabartowo/Pęperzyn 3:3 (1:1)

Bramki: Konrad Śniegowski 2, Kamil Pacek Sitno. Rafał Łabuszewski, Patryk Borowicz, Piotr Piotrowski Zabartowo. Żk. Sylwester Spichalski (czwarta kartka) Sitno. Rafał Łabuszewski, Adrian Łabuszewski (trzecia kartka), Patryk Borowicz, Maciej Bachusz Zabartowo. Sędzia Wiesław Jarząb.
Mecze rozgrywane na nierównym boisku w Sitnie należą do zdecydowanie najciekawszych w lidze. Tydzień temu obejrzeliśmy tu bardzo dobry mecz z Lutowem, a teraz z sąsiadem zza miedzy. Pojedynkom w Sitnie towarzyszy bardzo fajna atmosfera. Przychodzą całe rodziny, matki z małymi dziećmi, a na wszystko ma baczenie sołtys Elżbieta Śniegowska. Napięcie w niedzielnym meczu falowało niczym sinusoida. Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Spotkanie zakończyło się sprawiedliwym podziałem punktów. W 8. min było już 1:1. Najpierw Kamil Pacek uzyskał prowadzenie dla gospodarzy, a chwilę później Rafał Łabuszewski przepięknym strzałem z woleja wyrównał. Kolejne bramki wisiały w powietrzu. Aktywny z prawej strony Spichalski uderzył z daleka, a bramkarz Firemann końcami palców przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Piotrowski z kolei nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy.
W drugiej połowie przewagę osiągnęli piłkarze z Sitna, pewnie dlatego że mieli z górki. W 59. min obecność na boisku potwierdził dopingowany przez mamę Konrad Śniegowski, który strzelił bramkę na 2:1. Wyrównał po rzucie wolnym Patryk Borowicz. Trzy minuty później prowadzenie przejęli goście. Jeden z zawodników wyłuskał piłkę z rąk bramkarza i podał ją do nadbiegającego Piotra Piotrowskiego. Ten strzelił z bliska tuż przy słupku, praktycznie do pustej bramki. Kwadrans przed końcowym gwizdkiem wynik ustalił Śniegowski. Piłka jeszcze raz wylądowała w bramce gospodarzy po strzale Macieja Bachusza. Sędzia Jarząb nie uznał jej, twierdząc, że strzelec wcześniej dopuścił się faulu, za co został ukarany żółtą kartką. Arbiter niestety w niedzielę miał słabszy dzień. Oberwało mu się od kibiców za sytuację z ostatnich minut, kiedy to goście wybijali piątkę, a piłka trafiła bezpośrednio do napastnika znajdującego się za linią obrony Sitna. Sędzia spojrzał na chorągiewkę bocznego - Jacka Nowaka i odgwizdał spalonego. Oczywiście o spalonym mowy być nie mogło. Wiesław Jarząb krzyknął: – Przepraszam, pomyliłem się – ale mało kto to słyszał. Kibice i piłkarze zawsze oczekują od nas oceny pracy sędziego, ponieważ ich zdaniem każdy arbiter ligi jest do kitu. Nie podejmujemy się tego zadania, gdyż sędziowanie tej ligi jest zadaniem karkołomnym. Ponadto nie można ocenić danej sytuacji, patrząc w obiektyw aparatu fotograficznego. Każdy zespół, przystępując do rozgrywek, przyjmuje zasadę, że sędzia ma zawsze rację. Kto chce sędziować? Zarząd ligi da mu taką szansę. Jak dotąd chętnych brak. Ktoś na naszej stronie napisał, że mecz w Sitnie został skrócony o 6 minut. Nieprawda, druga połowa rozpoczęła się 6 minut wcześniej. Reasumując, mecz był bardzo ciekawy, ładny dla oka i oby takich więcej.

Sosenka Sośno - Fuks Wielowicz 0:5 (0:4)

Bramki: Damian Nawrocki 2, Arkadiusz Grochowski, Dawid Pilarski, Mateusz Jędrzejewski. Żk. Mariusz Twardy Sośno. Sędzia Wiesław Jarząb.
Co można powiedzieć o meczu, który skończył się w 20 minucie? W tym krótkim czasie przez boisko cztery razy przejechała wielowicka lokomotywa napędzana przez duet Nawrocki - Grochowski i było po sprawie. Cztery bramki strzelone w zabójczo szybkich akcjach skutecznie podcięły skrzydła gospodarzy, którzy specjalnie na tę okazję wzorowo wystrzygli boisko pod lasem. Co strzał, to bramka i już było wiadomo, że Fuks po chwilowej zadyszce wrócił do swojej normalnej formy. Obserwując mecze tego zespołu, warto jednak zwrócić uwagę na tytaniczną pracę, jaką tyłu wykonuje „Mały Mi” czyli Michał Michaś. To on z jednej strony uruchamia swoich snajperów, a z drugiej wprowadza spokój w linii obrony. Skarb nie piłkarz. Po strzeleniu czterech bramek gra nieco się wyrównała. Szarpał Ariel Stremlau, ale bezskutecznie.
W drugiej połowie goście mogli sobie pozwolić na wymianę podstawowych zawodników. W 57. min wynik spotkania ustalił obrońca, Mateusz Jędrzejewski, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego. Rezultat jak najbardziej odzwierciedla jego przebieg i trudo tu silić się na jakieś wyszukane komentarze. Fuks po prostu był lepszy i tyle.

HZ Zamarte - Zryw Dąbrówka 4:1 (1:1)

Bramki: Grzegorz Landowski 2, Szymon Modrzyński, Daniel Herman Zamarte. Adrian Łangowski Dąbrówka. Żk. Jerzy Adamczyk Dąbrówka. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
Zdecydowanym faworytem niedzielnego meczu byli gospodarze, którzy w ubiegłej kolejce z kwitkiem odprawili drużynę z Kawli. Zryw skompromitował się przed własną publicznością w zpotkaniu z Sosenką doznając najwyższej porażki w historii ligi.
Przebieg pierwszej połowy wskazywał na to, że na boisku spotkały się dwie równorzędne drużyny. W 9. min wynik meczu otworzył Grzegorz Landowski. Zawodnik gospodarzy wykorzystał dokładne dośrodkowanie z rzutu rożnego i strzałem głową pokonał Macieja Krauśnika. Dwie minuty później goście doprowadzili do wyrównania za sprawą Adriana Łangowskiego. Ni to strzał, ni to podanie wpadło za kołnierz bramkarza gospodarzy. Bramka uskrzydliła przyjezdnych, którzy do przerwy mogli prowadzić, jednak napastnicy Zrywu razili nieskutecznoścą. Nie potrafili wykorzystać kardynalnych błędów defensorów z Zamartego. W pierwszej odsłonie niedzielnego meczu gospodarze bili głową w mur, a ich ataki były rozbijane przez obrońców przeciwnika.
Obraz gry zmienił się po przerwie, gdy miejscowi uświadomili sobie, że nie są Barceloną i nie wejdą z piłką do bramki Zrywu. W 60. min spotkania fenomenalnym strzałem z dystansu popisał się Szymon Mondrzyńki, który kilka minut wcześniej został wprowadzony na plac gry z ławki rezerwowych. W 67. min Daniel Herman strzałem z bliskiej odległości po raz trzeci pokonał bramkarza Zrywu. Wynik meczu sprytnym lobem w 90. min ustalił Grzegorz Landowski. Zawodnikom Zrywu paliwa w baku starczyło tylko na jedną połowę. W drugiej odsłonie wyraźnie opadli z sił, przez co stracili trzy bramki i do domu wracali bez zdobyczy punktowej.

ZOBACZ ZDJĘCIA


Mastel Lutowo - Obrol Obkas 2:2 (0:1)

Bramki: Krystian Rychter, Kamil Kitza Lutowo. Dawid Wierzchucki, Szymon Skiba Obkas. Żk. Krystian Rychter Lutowo. Szymon Skiba (trzecia kartka), Dawid Wierzchucki Obkas. Sędzia Kazimierz Linke.
Oj, działo się w tym meczu, działo. Goście sygnalizujący od początku chęć powalczenia na równych prawach z każdą drużyną, zupełnie swobodnie urwali punkty gospodarzom chcącym rywalizować o mistrzowski fotel. Niewiele brakowało, by młoda i potrafiąca przyspieszać drużyna z obkaskich gór wywiozła z lutowskiej równiny komplet punktów.
Wynik do przerwy ustalił Dawid Wierzchucki, który w ośmiu meczach zdobył aż 13 goli. Tym samym ze średnią 1,65 bramki na mecz jest najskuteczniejszym strzelcem i wyprzedza Damiana Nawrockiego z Fuksa, który w 21 meczach zdobył 27 goli – 1,28 na mecz.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Goście raz po raz sunęli na bramkę Radosława Słupikowskiego, siejąc postrach w szeregach zaskoczonych miejscowych futbolistów. Kolejnego gola zdobyli jednak lutowianie. W 50. min Krystian Rychter piękną główką nie dał szans bramkarzowi Lutowa. Gol wprawdzie lekko uskrzydlił gospodarzy, jednak goście ani myśleli odpuszczać. Grali lepiej, przede wszystkim kolektywnie i z większym pomyślunkiem. Efektem tego był kolejny gol po pięknym pociągnięciu prawą nogą Szymona Skiby. Próby odrabiania strat przez Mastel trwały 20 min. W tym czasie dokonano wymiany trzech zawodników, co okazało się zbawienne. W 80. min po dynamicznej akcji i główce Olszewskiego z prawej strony bramki, piłka trafiła do Kamila Kitzy, który skierował ją w drugi róg obok zaskoczonych obrońców i bezradnego bramkarza.

ZOBACZ ZDJĘCIA


Real Radzim - KS Kawle 3:5 (2:2)

Bramki: Emilian Wilczek 2, Kamil Nowaczyk, Artur Lewiński, Damian Janke Kawle. Łukasz Krauze, Zbigniew Szmagliński Radzim. Żk. Leszek Pukrop (czwarta kartka) Radzim. Andrzej Bardoński(czwarta kartka) Kawle. Sędzia Kazimierz Linke.
Niedzielne spotkanie w Radzimiu ku zaskoczeniu kibiców mogło zakończyć się zwycięstwem lub remisem gospodarzy. Gospodarze nie wytrzymali presji i kilka minut przed końcem spotkania stracili dwie bramki. Piąta minuta spotkania ukazała wyższość miejscowych. Zbigniew Szmagliński, zdobywając pierwszą bramkę spotkania, udowodnił, że Radzim już niebawem pokaże, na co go stać. Jednobramkowa przewaga nie trwała jednak długo. Kilka minut później Emilian Wilczek jak w czapce niewidce minął obronę gospodarzy, aby w ostateczności zdobyć wyrównującego gola. Kwadrans później w jego ślady poszedł Kamil Nowaczyk. Jego strzał z wolnego sprawił , że przyjezdni objęli oczekiwane prowadzenie. Miejscowi nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Bardzo aktywny tego dnia Łukasz Krauze pod koniec pierwszej połowy w pięknym stylu zapisał się na liście strzelców. Z dośrodkowania Adama Michalaka zdobył wyrównującego gola.
Po przerwie, tak jak to miało miejsce na początku spotkania, do głosu doszli gospodarze. Po raz kolejny dał o sobie znać Krauze. Lobując bramkarza gości, zdobył trzecią bramkę. Takiego przebiegu gry nie spodziewali się kibice ani piłkarze z Kawli. Zwycięstwo Radzimia było na wyciągniecie ręki. Nie udało się jednak powstrzymać bramkostrzelnego Wilczka, który w sześćdziesiątej piątej minucie doprowadził do remisu. Remis również byłby wystarczający dla Radzimia. Jeden punkt w ogólnej klasyfikacji okazałby się cenniejszy niż złoto. Nie wiadomo kto zawinił w ekipie Realu, ale ostanie sześć minut spotkania bez wątpienia należało do KS Kawle. Jako pierwszy swoją cegiełkę w budowie ostatecznego wyniku dołożył Lewiński. Kilka minut później w jego ślady poszedł Damian Janke, aby w ostateczności ustalić wynik spotkania. Niedzielny mecz w Radzimu okraszony był serią ciekawych akcji. Bardzo ruchliwy tego dnia Łukasz Krauze z Radzimia stanął na wysokości zadania. Mimo przegranej, gospodarze pokazali, że w nowym sezonie podniosą się jak Feniks z popiołów.

LZS Płocicz - MTK Orzeł Dąbrowa 3:2 (1:1)

Bramki: Józef Rękiewicz 2, Dawid Chmarzyński Płocicz. Kamil Gbur, Maciej Stryszyk Dąbrowa. Żk. Przemysław Kalla, Józef Rękiewicz (trzecia kartka), Tomasz Fridehl Płocicz. Bartosz Wojtasik Dąbrowa. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Tuż przed meczem miejscowi zapowiadali zwycięstwo dedykowane swoim najwierniejszym kibicom, którzy bardzo licznie obstąpili jedną z linii bocznych. Sporo kibiców zjawiło się także z Dąbrowy, licząc z kolei na zwycięstwo Orła. Niestety, nawet w derbach gminy wygrać może tylko jedna drużyna.
Stasiu, wymiataj! Józek, strzelaj! kibicowali głośno 5-6 letni przyszli piłkarze obu drużyn. Poskutkowało, Józek Rękewicz, bo kto inny, strzelił 2 gole i naprawdę natyrał się na niezwykle trudne zwycięstwo. Stasiu Stryszyk też posłuchał oddanych drużynie małolatów i zagrał na najwyższym poziomie, nie tylko wymiatając niezliczone zagrożenia, ale także inicjując akcje ofensywne swoich kolegów. A ci mieli tego dnia wyjątkową chęć do roboty.
Pierwszy gol padł po indywidualnej akcji Józka Rękewicza, który tradycyjnie wkurzył się na niemoc młodszych kolegów i przeszedł do indywidualnych popisów. Wyrównanie jednak padło wkrótce, a gol Kamila Gbura był najprzedniejszej marki. Remisem ze wskazaniem na lepszą dyspozycję gości zakończyła się pierwsza połowa. W drugiej gospodarze trafili do bramki dwa razy przy jednym golu gości i szczęśliwie zainkasowali trzy punkty.

ZOBACZ ZDJĘCIA 


Victoria Orzełek - Time Lubcza 3:0 (1:0)

Bramki: Marcin Szreder 2, Mateusz Hałasowski. Żk. Dawid Steinborn, Wojciech Czapiewski, Przemysław Czapiewski, Tomasz Czapiewski (czwarta kartka), Krzysztof Myszkowski Orzełek. Robert Pankau, Mateusz Tomasz, Andrzej Twardowski Lubcza. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Goście przyjechali do Orzełka w okrojonym 10-osobowym składzie. Pomimo osłabienia do przerwy dzielnie stawiali opór zawodnikom gospodarzy. Piłka kilkakrotnie wpadała do ich bramki, ale sędzia z różnych przyczyn nie uznawał goli. Gospodarze schodzili do szatni ze skromnym jednobramkowym prowadzeniem po strzale niezawodnego Marcina Szredera.
W drugiej połowie gospodarze za wszelką cenę chcieli udowodnić swoją wyższość na boisku. Defensywa Lubczy do pewnego czasu zdawała egzamin, ale w samej końcówce gościom zabrakło sił. Po raz drugi piłka znalazła drogę do bramki za sprawą Marcina Szredera, który silnym strzałem po ziemi pokonał bezradnego bramkarza gości. Zwycięstwo swojej drużyny przypieczętował Mateusz Hałasowski. Piłka po jego kąśliwym strzale z daleka odbiła się przed bramkarzem i wpadła do siatki. Zawodnicy i działacze z Orzełka, pomimo wysokiego zwycięstwa, mieli olbrzymie pretensje do arbitra. Stanisław Żekiecki nie uznał dwóch goli strzelonych przez gospodarzy. Ponadto w kilku sytuacjach zachował się tak, jakby po raz pierwszy biegał z gwizdkiem po boisku. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze mylił się na korzyść Lubczy. Być może na boisku sparaliżowała go obecność Tomasza Fifielskiego. Co najmniej kilka decyzji sędziego było kontrowersyjnych. Za uderzenie przeciwnika bez piłki należy się czerwona kartka. Arbiter pokazał tylko żółtą. W sumie sędzia ośmiokrotnie sięgał po żółty kartonik.

ZOBACZ ZDJĘCIA


Najlepsi strzelcy

27 bramek Damian Nawrocki Wielowicz 25 bramek Marcin Szreder Orzełek 21 bramek Arkadiusz Grochowski Wielowicz 19 bramek Ariel Stremlau Sośno 16 bramek Andrzej Hippler Sitno 13 bramek Dawid Wierzchucki Obkas