Bądźmy ostrożni, ale żyjmy normalnie
W ubiegłym tygodniu zostały odwołane wszystkie imprezy masowe, zamknięto szkoły, przedszkola, żłobki, targowiska i ograniczono dostęp mieszkańców do urzędów. Prawie wszędzie pozamykano instytucje kultury i biblioteki. Czy w małych ośrodkach miejskich wymienione działania mają sens? Czy odwoływanie wszystkich spotkań z udziałem większej ilości osób jest uzasadnione? Raczej nie. Dlaczego? Na to pytanie łatwo odpowiedzieć. W każdym większym markecie spożywczym przez godzinę przewija się więcej osób niż przez urząd przez cały tydzień. Konsumenci ocierają się o siebie między półkami z żywnością i stoją jeden za drugim w kolejce przy kasie. To są miejsca realnego zagrożenia. Do sklepów z żywnością i do kościołów przychodzą ci sami ludzie, którym ograniczono dostęp do urzędów czy bibliotek. Czy wprowadzenie ograniczeń dostępu ma chronić mieszkańców czy urzędników tam pracujących? Realne minimalizowanie zagrożenia należałoby rozpocząć od uszczelnienia granic i pozamykania sklepów wielkopowierzchniowych (co już się stało). Dobrą decyzją było zawieszenie zajęć w szkołach, ale niech nikt nie liczy na to, że młodzież na dwa tygodnie zamknie się w domach. Intensywność spotkań towarzyskich jeszcze wzrośnie. Będzie to widoczne w większych miastach.
Powszechny strach i panika powodują, że w wielu sklepach trwa czyszczenie półek z żywnością. Ta nerwowa reakcja społeczeństwa może spowodować, że niebawem zabraknie podstawowych produktów. Sami sobie stworzymy problem. Czemu ma służyć gromadzenie zapasów? Czy chomikowanie towarów uchroni nas przed chorobą? Raczej nie. Zupełnie niezrozumiałe jest odwoływanie imprez lub wydarzeń kulturalnych, które planowo miały odbyć się za miesiąc. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i w ciągu kilku dni wszystko może się zmienić.
Słuszne i uzasadnione są apele władz i inspekcji sanitarnej dotyczące przestrzegania zasad higieny. Należy myć ręce, unikać tłumów i kaszlących ludzi oraz, jeśli to możliwe, ograniczyć podróżowanie. Uratuje nas tylko samokontrola i zdrowy rozsądek. W ubiegłym tygodniu w jednym z felietonów na łamach WK Dariusz Jałocha napisał, że najlepszym i najskuteczniejszym lekarstwem i narzędziem walki z chorobą są nasze własne mózgi. Żadne zdanie lepiej nie puentuje tego problemu. Bądźmy ostrożni, ale żyjmy normalnie.