Burmistrz Stupałkowski wyrzuca na bruk
Barbara Szydeł z mężem i dwójką małych dzieci tworzą rozwojową rodzinę, ot, jak wiele innych, którym państwo, a tym bardziej lokalny samorząd, powinni błogosławić. W Sępólnie tak nie jest. Gąszcz nadinterpretowanych przepisów bezdusznego prawa, młode małżeństwo już na starcie musi krzyżować z arogancką postawą paraurzędników. Jaki najczęściej jest tego finał? Ucieczka z kraju. Pani Babara nie zamierza uciekać. Wystarczy, że jej mąż, w trosce o los ledwie założonej rodziny, musi pracować zagranicą narażając rodzinę na półroczne rozłąki. Nie musi tego robić wypędzający tę rodzinę na bruk burmistrz i jego bezduszni urzędnicy, a zwłaszcza jedna - inspektor Jadwiga Jagodzińska.
„Zgodnie z art.691 § 1 kodeksu cywilnego. W brzmieniu ustalonym ustawą o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i zmianie kodeksu cywilnego w razie śmierci najemcy lokalu mieszkalnego w stosunku najmu lokalu występują: małżonek niebędący współnajemcą lokalu, dzieci najemcy i jego współmałżonka, inne osoby, wobec których najemca był obowiązany do świadczeń alimentacyjnych oraz osoba, która pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu z najemcą”. Treść chroniącego panią Barbarę artykuły kodeksu cywilnego przytoczył burmistrz Waldemar Stupałkowski w piśmie z 7 stycznia br. Pisze w nim dalej: „Pani wniosek został rozpatrzony na posiedzeniu Społecznej Komisji Mieszkaniowej 19 grudnia 2012 r. w związku z niedopełnieniem obowiązku stałego zamieszkania z głównym najemcą, bardzo niskimi dochodami na dzień 19.12.2012 r. oraz zabezpieczeniem lokalowym na ul Bajkowej, komisja zaopiniowała wniosek negatywnie.
W związku z brakiem pozytywnej opinii ww. Komisji oraz niedopełnieniem obowiązków wynikających z ustawy, wniosek rozpatrzono odmownie. Proszę o opróżnienie i zdanie lokalu zarządcy w terminie 14 dni od otrzymania pisma”.
A to się burmistrz narobił. Zwyczajowo komisje rady ten sam burmistrz traktuje obcesowo. Sprawa ze Spamedem, o której piszemy w innym miejscu, jest tego wymownym przykładem. Od lat przyglądamy się z bliska pracy burmistrza i jedno można powiedzieć na pewno: spychologia to jego specjalność. Cudowna komisja zaopiniowała negatywnie, więc dla burmistrza nie ma problemu. On sam własnego zdania nie ma, ale jeszcze niedawno miał. –13 grudnia ub. roku byłam u burmistrza. Z łatwością przyznał, że w trzech czwartych spełniam warunki do wstąpienia w prawo najmu tego lokalu. Zauważył, że od samego początku najmu lokalu przez ojca jestem w nim zameldowana na pobyt stały. Około 22 lat regulowane są comiesięczne opłaty wliczane do czynszu w związku z moim tam zameldowaniem. Przez ostatnie półtora roku przed śmiercią ojca byłam jego opiekunką i prowadziłam z nim gospodarstwo domowe, a więc prałam, gotowałam – jednym słowem, pomagałam mu w trudach codziennego życia. Dodatkowym atutem, zdaniem burmistrza, mogącym wpłynąć na pozytywną reakcję komisji mieszkaniowej miało być wyrażenie chęci spłacenia zadłużenia – mówi Barbara Szydeł.
Posłuchaj rozmowy burmistrza Stupałkowskiego z państwem Szydeł
Po spotkaniu z burmistrzem przed rodziną Szydłów zapaliło się zielone światło. Wraz z mężem spłacili zadłużenie wobec ZGK po śp. ojcu, wierząc, że zgodnie z rachowaniem burmistrza spełniają warunki stuprocentowo i podjęli decyzję o remoncie należnego im mieszkania.
Jagodzińska miesza
– Ledwie umarł mój tata, mieszkaniem zainteresowała się pani Jagodzińska. Pytała, kiedy mieszkanie zostanie zwolnione? Odparłam, że ja jestem tam zameldowana. Pani urzędnik twierdziła, że z tym mieszkaniem związane są inne plany – relacjonuje pani Barbara. Wszystko wydaje się zatem bardzo jasne - burmistrz i jego najważniejsza urzędniczka ruszają do kolejnego starcia z mieszkańcami, których obowiązani są być sługami.
Jadwiga Jagodzińska jest inspektorem w referacie gospodarki komunalnej sępoleńskiego magistratu. Jest też synową wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej Kazimierza Jagodzińskiego. Takie wyjaśnienia pozwalają często łatwiej zrozumieć proste zależności, które w sępoleńskim magistracie są normą prowadzącą do urzędniczej frustracji. Trafiła na to stanowisko po rozmowie kwalifikacyjnej, w której, rzekomo, „wykazała się wymaganym poziomem wiedzy z przepisów prawnych”. Widać nie do końca, skoro to ona stanęła za tym, żeby zameldowaną właściwie kobietę, matkę dwojga dzieci wyrzucić na bruk!
Burmistrz nierychliwy
Postawa burmistrza Waldemara Stupałkowskiego w całej tej sprawie budzi poważny niepokój. Jego chwiejność zatrwożyła petentkę, budząc zrozumiały niesmak, ale i lęk o los rodziny. – U kogo, jak nie u burmistrza miałam szukać zrozumienia i stanowczości? – pyta Barbara Szydeł. Nie ona pierwsza się zawiodła. Boli ją to tym bardziej, że nie oczekuje żadnej łaski, chce tylko, żeby jej niezbywalne prawo do najmu było respektowane. Burmistrz, wyraźnie unikający pomocy, cały czas posługuje się twórczością Jagodzińskiej. 7 stycznia spłodziła ona, a następnie podłożyła do podpisania burmistrzowi coś, czego nie potrafiła nazwać, pismo zawierające pięć akapitów. W jednym z nich pisze: „Pani wniosek został rozpatrzony na posiedzeniu Społecznej Komisji Mieszkaniowej w dniu 19 grudnia 2012 r. w związku z niedopełnieniem obowiązku stałego zamieszkania z głównym najemcą, bardzo niskimi dochodami oraz zabezpieczeniem lokalowym na ul. Bajkowej, komisja zaopiniowała wniosek negatywnie”. Pismo zamknęła krótkim zdaniem: „Proszę o opróżnienie i zdanie lokalu zarządcy w terminie 14 dni”. Jakie w związku z tym przysługują prawa Barbarze Szydeł, z jakiej procedury odwoławczej może skorzystać – ani słowa. Tak pracuje paraurzędniczka burmistrza Stupałkowkiego. Pod takimi wypocinami podpisuje się wybrana przez krzywdzonych mieszkańców głowa miasta!
To nie ostatni w tej sprawie skandal. Jagodzińska zarzuca Barbarze Szydeł, a burmistrz się pod tym idiotyzmem podpisuje, niskie dochody. Czy miałoby to znaczyć, że gdyby była przy kasie, jak niejeden petent, wokół którego urzędnicy dosłownie skaczą, to dałoby się coś zrobić? Wskazuje też zabezpieczenie lokalowe przy ul. Bajkowej. Nie pisze wprost, że ma iść sobie do teścia, który tam zamieszkuje i na dodatek zamierza mieszkanie sprzedać. Nie obchodzi ją, że pani Barbara z mężem włożyła sporo pieniędzy w remont lokalu po zmarłym ojcu. Kompletnie nie obchodzi jej los dzieci, nie wymienionych w żadnym piśmie paraurzędniczki. Godzi się w tym miejscu zapytać burmistrza, dlaczego podpisuje się pod absurdalnymi piśmidłami, od których zależeć ma los matki z dziećmi? Czy ze swoją już teraz czwórką dzieci (ujawnioną po naszej czwartkowej publikacji) i ich matkami postąpiłby tak samo? Panie burmistrzu, trochę więcej człowieczeństwa w postępowaniu z wyborcami! I znacznie więcej rychliwości w niesieniu ludziom pomocy, do czego sam pan się palił.
Nierychliwość burmistrza dotknęła i nas. W ub. piątek zwróciliśmy się z kilkoma pytaniami (rzecz jasna na piśmie, bo to teraz taki komunizm zapanował w tym urzędzie) dotyczącymi sprawy Barbary Szydeł. Zapytaliśmy m.in.: Na jakiej podstawie Jagodzińska stwierdziła, że Barbara Szydeł nie zamieszkiwała w mieszkaniu przy Odrodzenia, zwłaszcza że opinia urzędniczki była podstawą do wydania negatywnej opinii o umowie najmu? Czy urząd dysponuje dokumentami potwierdzającymi przypuszczenia urzędnika? Czy została przeprowadzona wizja lokalna? Czy wreszcie gmina dysponuje lokalem zastępczym dla tej pani, jej męża i dzieci? Odpowiedzi nie mamy do dzisiaj, ale rozumiemy, że gdy burmistrz długo nie chce odpowiedzieć, to znaczy, że gromadzi dowody. Od ręki ich nie ma, ale z czasem da się stworzyć. Mając do dyspozycji, za pieniądze podatników, takich urzędników i radców prawnych, to wszystko można.
Komisja wie, że nic nie wie
Zapytaliśmy radnego Kazimierza Drogowskiego ze Społecznej Komisji Mieszkaniowej, na jakiej podstawie komisja stwierdziła, że Barbara Szydeł nie mieszkała w lokalu na ulicy Odrodzenia, co było podstawą do odstąpienia od przedłużenia umowy najmu?
– My żeśmy tego nie sprawdzali, ale takie informacje do nas docierały. Wiedzę na temat tego, czy ktoś zamieszkuje dany lokal, przekazuje nam pracownik urzędu. My nie chodzimy po domach, nie przepytujemy ludzi i nie przeprowadzamy wizji lokalnych. Bazujemy na dokumentach i wypowiedziach zainteresowanych osób. Na jednym ze spotkań naszej komisji gościła pani Szydeł. Dokładnie pamiętam co mówiła. Powiedziała wówczas, że mieszkała z mężem na ulicy Bajkowej w mieszkaniu teścia. Lokal był zadłużony. Teść poradził im wtedy, żeby przenieśli się do mieszkania na Odrodzenia, a zadłużone mieszkanie na Bajkowej sprzedali. Zapewne ta wypowiedź zadecydowała o naszej decyzji. Uznaliśmy wówczas, że ma uprawnienia do dwóch mieszkań. Szczerze mówiąc, nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy ona tam mieszkała czy nie. Nie ma na to niezbitych dowodów. Być może został nam przedstawiony zniekształcony obraz tej sprawy. Nie jestem zwolennikiem wyrzucania ludzi na bruk. Jeżeli potwierdzi się, że mieszkała w lokalu na ulicy Odrodzenia, to będę za tym, żeby ją w tym lokalu pozostawić. Na miejscu tej pani bym się odwołał od decyzji, które zapadły, i poprosił o ponowne rozpatrzenie tej sprawy. Dobrze byłoby przedstawić świadków potwierdzających jej wersję. O ile udowodni, że mieszkała na ulicy Odrodzenia, to wycofam się z wcześniejszego stanowiska. Gmina, pomimo tego że jest właścicielem mieszkania, nie może tej pani wyrzucić na bruk. Do tego jest potrzebne orzeczenie sądu – mówi Kazimierz Drogowski, wieloletni członek Społecznej Komisji Mieszkaniowej.
Po co jest ta komisja? Czy po to, żeby wysłuchiwać bzdur paraurzędniczki, by na tej podstawie najniższa z najniższych komisji wyrażała wiążące opinie dla burmistrza? Pana Kazimierza warto zapytać, czy nie lepiej posiąść pełną wiedzę w tak ważnej społecznie sprawie, by się później nie wycofywać? Czy nie lepiej stanąć na straży prawa, niż zabawiać się w sępoleńskiego watażkę, któremu wydaje się, że z fotela burmistrza czy z pozycji członka komisji tudzież paraurzędnika wolno wszystko i byle jak?
Zapytaliśmy też mieszkańców bloków na Odrodzenia, co o tym sądzą.
– Od urodzenia mieszkam w jednym z bloków na ulicy Odrodzenia. Znam tę panią. Regularnie widuję ją na naszym osiedlu. Mieszka w sąsiednim bloku. Często widuję ją idącą z zakupami lub wychodzącą z dziećmi z klatki – mówi mieszkaniec osiedla.
– Od lat odwiedzam rodzinę mieszkającą w sąsiednim bloku. Panią Szydeł widuję na osiedlu prawie za każdym razem, gdy tam jestem. To chyba nie przypadek. Czy tak trudno rozpytać ludzi i to sprawdzić? – zastanawia się nasza rozmówczyni.
Odwołanie
Barbara Szydeł bez podpowiedzi Drogowskiego odwołała się od czegoś, co wyrzuca ją na lodowaty bruk. To coś napisane było 7 stycznia br. i jak już wspomnieliśmy, kończyło się tak: „proszę o opróżnienie i zdanie lokalu zarządcy w terminie 14 dni od otrzymania pisma”. To coś, jak wspomnieliśmy, podpisał sam burmistrz Waldemar Stupałkowski. Odpowiedzią było wezwanie do wydania lokalu z 21 stycznia br. Po dwuakapitowym ble, ble, ble i powoływaniem się na art 222 k.c. oraz 691 k.c. interpretowanego bez zrozumienia, spółka Jagodzińska - Stupałkowski grozi: „Jest to wezwanie ostateczne. Po upływie tego terminu podjęte zostaną kolejne kroki postępowania, czyli skierowanie sprawy na drogę sądową. Narazi to Panią na dalsze zbędne koszty zwrot opłat sądowych, koszty zastępstwa procesowego w postępowaniu, a w przypadku dalszej zwłoki koszty postępowania egzekucyjnego przed komornikiem”. Doprawdy, strach się bać tak upartych mocarzy, co to człowieka poczciwego mają w głębokim poważaniu.
Odpowiedzią na pogróżki tej spółki jest pismo Barbary Szydeł z 28 stycznia br. Tak pisze do burmistrza: „ Na mocy art. 691 §1 k.c. wstępuję w stosunek najmu lokalu po ojcu Andrzeju W. znajdującego się przy ul. Odrodzenia 23/4 w Sępólnie Krajeńskim. Nadmieniam, iż mam zamiar walczyć o prawo, gdyż takie posiadam do ww. lokalu i nie zamierzam go opuszczać, gdyż tak jak już wspomniałam we wcześniejszych pismach, wywiązałam się ze zobowiązań i dopełniłam postawionych mi wymogów. Ponadto nie mam innego miejsca zamieszkania i nie mam dokąd pójść wraz z mężem i dziećmi i to jeszcze w środku zimy. Widać gminie bardzo zależy, by odebrać nam wszelkie prawa do danego lokalu, a tym samym wszystko, co mamy w tej chwili, gdyż nawet prośba o ponowne rozpatrzenie wniosku pozostała bez odzewu. Dalsze pozostawanie burmistrza Sępólna przy swoim stanowisku spowoduje, że wytoczę gminie powództwo o ustalenie istnienia stosunku prawnego w trybie art 189 k.p.c.”
Jakie to proste
Stosunek burmistrza do tej sprawy wydaje się być zbyt agresywny. Dopóki nie wkroczyła w to Jagodzińska burmistrz widział płaszczyznę porozumienia. I tą drogą należało podążać, aż do samorozwiązania problemu. Wśród licznych pytań jest najważniejsze: dlaczego spółka Jagodzińska - Stupałkowski nie błysnęła intelektem i nie poprowadziła za rękę młodej mieszkanki Sępólna? Dlaczego pani Barbary nikt nie pouczył o powinności złożenia wniosku o uznanie nabycia prawa najmu do lokalu po śp. ojcu? Dlaczego burmistrz i paraurzędniczka nie pomagają zagubionemu często człowiekowi, tylko warczą jak wilki w swoich beznadziejnie tandetnych i odrażających piśmidłach?
Na koniec rzecz najważniejsza świadcząca o urzędniczym infantylizmie zarzucającym Barbarze Szydeł niskie dochody. Działająca z upoważnienia burmistrza Izabela Fröhlke-Zalewska 16 listopada 2012 r. zaświadczyła, że Barbara Szydeł pobierała świadczenie pielęgnacyjne z tytułu rezygnacji z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej w związku z koniecznością opieki nad ojcem, przyznane na Andrzeja W. w kwocie 520 zł miesięcznie na okres od 13 maja 2011 do 13 listopada 2012. No to spółeczka Jagodzińska-Stupałkowski już wie, dlaczego sama doprowadziła do niskich dochodów, które aktualnie są niby przeszkodą w niesieniu pomocy. Oj, urzędnicy i burmistrzu Stupałkowski, totalny wstyd! Jakikolwiek będzie finał tej sprawy kładącej się cieniem na sępoleńki samorząd, to warto uważać podczas kontaktów z burmistrzem i jego podwładnymi. Najlepiej podejmować rozmowy w towarzystwie świadków, prawników albo zwyczajnie nagrywać. Taką funkcję mają wszystkie niemal telefony komórkowe.