Gmina Sępólno
Chcemy być dobrym sąsiadem przez 29 lat
Między Iłowem a Jazdrowem ma powstać gigantyczna farma fotowoltaiczna o powierzchni około 140 hektarów i mocy do 130MW. To jest jakieś 43.000 paneli wbudowanych w urozmaicony, typowo krajeński krajobraz. Na razie inwestycja jest na etapie wydawania decyzji środowiskowej. W ubiegły wtorek odbyła się rozprawa administracyjna w tej sprawie z udziałem stron postępowania. Każda taka rozprawa to starcie interesów inwestora, właścicieli gruntów i okolicznych mieszkańców.
Postępowanie dotyczące wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach przedsięwzięcia zostało wszczęte na wniosek spółki DME PV z Kawna w województwie zachodnio-pomorskim. Wniosek dotyczy budowy farmy fotowoltaicznej o mocy do 130 MW położonej na działkach w obrębie Jazdrowa i Iłowa. Farma ma zająć powierzchnię około 140 hektarów. Zgodnie z obowiązującymi procedurami burmistrz Sępólna wystąpił do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, Państwowego Gospodarstwa Wody Polskie i państwowego powiatowego inspektora sanitarnego z pytaniem, czy istnieje konieczność sporządzenia raportu oddziaływania planowanego przedsięwzięcia na środowisko. Każdy z tych organów stwierdził, że istnieje konieczność opracowania raportu. Raport wykonany przez pracownię Anny Mojzesowicz został dostarczony do Urzędu Miejskiego w Sępólnie w styczniu tego roku. RDOŚ, Wody Polskie i sanepid uzgodniły ten raport, ale uwagi wniósł Krajeński Park Krajobrazowy, Nadleśnictwo Lutówko i mieszkańcy. Do tego rodzaju raportów mamy raczej ambiwalentny stosunek, ponieważ są one opracowywane na zlecenie i za pieniądze inwestora.
W związku z uwagami do raportu we wtorek zorganizowano tak zwaną rozprawę administracyjną z udziałem wszystkich zainteresowanych. Mamy wrażenie, że jej organizatorom chodziło o to, aby przyszło jak najmniej mieszkańców. Rozprawę zorganizowano o godzinie 12.00 na terenie Urzędu Miejskiego w Sępólnie. Braliśmy udział w tego typu rozprawach na terenie gminy Sośno i Więcbork. Gdyby wtorkową rozprawę organizował wójt Sośna czy burmistrz Więcborka, to odbyłaby się ona najwcześniej o godzinie 17.00 i to w świetlicy wiejskiej w Iłowie. Być może chodziło o to, aby urzędnicy nie musieli pracować w godzinach popołudniowych. Trzeba jednak pamiętać, że to urzędnicy są dla mieszkańców, a nie odwrotnie. Tak czy inaczej wtorkowa rozprawa była z góry skazana na niepowodzenie, jeśli chodzi o frekwencję mieszkańców Iłowa i Jazdrowa. Jakby tego było mało, to rozprawa była fatalnie przygotowana i poprowadzona. Odwołując się do wspomnianych już rozpraw w sąsiednich gminach, które dotyczyły farm fotowoltaicznych Roztoki i Runowo, zwracamy uwagę na to, że prowadzili je wójt i burmistrz wspomagani przez sztab merytorycznych urzędników, a nawet niezależnych ekspertów. W tym przypadku na sali obecny był zastępca burmistrza Marek Zieńko, który w ogóle się nie odezwał. Inwestora reprezentował wspólnik spółki DME PV Sławomir Majewski. W dyskusji o raporcie oddziaływania na środowisko nie uczestniczyła jego autorka. Byli za to autorzy tak zwanej karty informacyjnej planowanego przedsięwzięcia, która z raportem ma niewiele wspólnego. Obecny był również Andrzej Basiński z małżonką prowadzący gospodarstwo w Iłowie. To głównie na jego gruntach ma powstać ogromna farma. Było również dwóch rolników z Jazdrowa, którzy także chcą udostępnić swoje grunty pod inwestycję. W rozprawie wzięli również udział pracownicy Krajeńskiego Parku Krajobrazowego z dyrektorem Krzysztofem Wojtkowiakiem na czele oraz Nadleśnictwa Lutówko z zastępcą nadleśniczego Wiolettą Sieg. W związku z nietrafioną godziną spotkania wzięło w nim udział tylko kilku mieszkańców Iłowa i Jazdrowa, a ci są pełni obaw co do planowanej inwestycji. Przede wszystkim tego typu inwestycje w sposób radykalny ingerują w otaczający nas krajobraz. To nie jest przyjemne oglądać z okien swoich domów morze paneli i nic więcej.
– My jako mieszkańcy nie wiemy, jaki wpływ to przedsięwzięcie będzie miało na ludzkie życie. Nie ma badań, które jednoznacznie rozwiałyby nasze obawy dotyczące na przykład promieniowania elektrostatycznego, czy tym bardziej promieniowania cieplnego. Inwestor napisał, że farma nie będzie miała żadnego wpływu na ludzkie życie. Kto mi to udowodni? Ponadto nasze nieruchomości na sto procent stracą na wartości. Kto potem będzie chciał je kupić? - pytała Paula Pszczółkowska, mieszkanka Jazdrowa.
Sporo uwag do raportu oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko miał dyrektor KPK Krzysztof Wojtkowiak. W tym miejscu należy zaznaczyć, że park nie jest stroną w tym postępowaniu. Nikt nawet nie ma obowiązku informowania służb parku o takich inwestycjach. Pracownicy parku sami śledzą informacje na stronach internetowych gmin i jako tak zwany czynnik społeczny wstępują w prawa stron postępowania.
– W raporcie napisano, że lokalizacja inwestycji nie powinna rodzić konfliktów społecznych. Jak widać, ten konflikt jest. Jest też informacja o braku oczek wodnych. Podczas wizji terenowej stwierdziliśmy, że takie oczko tam jest. Znaleźliśmy w nim nawet siatkę z rybami. Jest też drugie oczko. Wiemy też, że na tym obszarze bytuje kilkadziesiąt żurawi. Odpoczywa tam również inne ptactwo. W inwentaryzacji przyrodniczej zbagatelizowano stanowisko ptaka chronionego – kani. Trudno nam się też zgodzić ze stwierdzeniem, że inwestycja nie wpłynie na krajobraz. W raporcie znalazło się również stwierdzenie, że nie występują tam szlaki turystyczne. Według naszej wiedzy są tam dwa szlaki. Niestety przy okazji zarzucono nam, że utrudniamy procedowanie raportu. My nie jesteśmy przeciwko farmom fotowoltaicznym. Po prostu mamy wątpliwości, czy w takiej formie i w tym miejscu – mówił dyrektor Wojtkowiak.
– Inwestor nie chce konfliktów z mieszkańcami i ludźmi, którzy zawodowo chronią przyrodę. Chcemy być dobrym sąsiadem przez 29 lat. Dla dobrej relacji z leśnikami odsunęliśmy się o 30 metrów od granicy lasu. Siatka ogrodzeniowa będzie 20-30 centymetrów od ziemi po to, aby pod spodem swobodnie mogły przechodzić mniejsze zwierzęta. Od wspomnianego zbiornika wodnego odsuniemy się o 100 metrów, tak aby zwierzęta mogły się tam napić. Zastosujemy też zieleń izolacyjną. – mówił Leszek Łochowicz pracujący dla inwestora.
– Nasze stanowisko i stanowisko Krajeńskiego Parku Krajobrazowego jest zbieżne – poinformowała zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Lutówko Wioletta Sieg, pytając jednocześnie o zabezpieczenie przeciwpożarowe planowanej inwestycji. Niestety na to pytanie odpowiedzi nie uzyskała.
– Co Jazdrowo będzie z tego miało? – spytał wprost sołtys tej wsi Aleksander Nowaczewski.
– Możemy się zobowiązać na piśmie wspieranie przez 29 lat funduszu sołeckiego – odpowiedział wspólnik inwestora Sławomir Majewski.
Przedstawiciele inwestora przekonywali również, że dzięki tej inwestycji do kasy gminy będzie wpływał podatek w wysokości 25 tys. zł od hektara rocznie, który wróciłby do mieszkańców w postaci gminnych inwestycji. Dobrze wiemy, że tak kolorowo nie jest, ponieważ gminy i właściciele farm w odmienny sposób interpretują przepisy podatkowe, jeśli chodzi o podatek od budowli, a taki tutaj wchodzi w grę.
– Proces zmierzający do budowy takiej farmy może potrwać jeszcze co najmniej 3 lata, pod warunkiem że dostaniemy zgodę od operatora na przyłączenie do sieci energetycznej. Być może w warunkach przyłączenia do sieci napiszą, że musimy wybudować kilka kilometrów linii kablowej, a wtedy ta inwestycja stanie się dla inwestora nieopłacalna. Kilometr takiej linii to 3 miliony złotych – mówił Leszek Łochowicz.
Podczas podobnych rozpraw w sąsiednich gminach inwestorzy mówili wprost, że ponad 70 procent wniosków o przyłączenie farm fotowoltaicznych do sieci w tej chwili kończy się odmowami. Po prostu infrastruktura energetyczna nie jest przystosowana do odbioru tak dużej ilości energii elektrycznej. Mało tego, okazuje się, że jeśli w pobliżu tak dużego źródła energii znajdują się przydomowe instalacje fotowoltaicznme, to mają one problem z „przebiciem” się do sieci. Boom na takie farmy jeszcze trwa, ale zapewne niedługo. Życie szybko pokazało, w czym tkwi problem. Po prostu jest to niestabilne źródło prądu. Latem, przy dużym nasłonecznieniu, operatorzy masowo wstrzymywali odbiór prądu z farm fotowoltaicznych z powodu nadprodukcji energii. Wprowadzenie jej do sieci grozi poważnymi awariami. Z drugiej strony, słyszymy informacje, że w tej chwili są dni, kiedy Polska musi importować prąd. Po prostu dni są bardzo krótkie i pochmurne. Dlatego jeśli ktoś mówi, że fotowoltaika zastąpi konwencjonalne źródła prądu, to niech się puknie w czoło. Tak to nie działa.
Wielohektarowe farmy w każdym przypadku budzą społeczny protest. Z drugiej strony, jest inwestor, który chce zrobić biznes. Nie można też mieć pretensji do rolników, którzy wolą wydzierżawić swoje grunty pod fotowoltaikę niż je uprawiać. Powodują to niskie ceny płodów rolnych, wysokie koszty produkcji i sięgające granic absurdu unijne przepisy. Po co orać, po co siać, skoro bez wychodzenia z domu można dostać 15 tys. zł za dzierżawę hektara pod panele? Przecież tak postąpiłby każdy.
W wielu krajach obowiązuje przepis, który mówi, że podobne instalacje mogą powstawać tylko na nieużytkach, glebach pozaklasowych i terenach o dużym nachyleniu. W Polsce jak zwykle wszystko puszczono na żywioł. Kto chciałby mieszkać w bezpośrednim sąsiedztwie tak wielkiej farmy? Jesteśmy przekonani, że nikt.