Czekają, aż umrą?
Jedną z przyczyn konfliktu jest mokre drewno spalane w kotłowni. W miejscu jego składowania mieszkańcy mieli kiedyś ogródek
Ten list przysłała do nas mieszkanka budynku przy ulicy Parkowej 2 w Sypniewie. Problemy poruszone w tym liście opisywaliśmy już kilkanaście lat temu, kiedy starostą był jeszcze Stanisław Drozdowski. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Właściwie problem się pogłębił. Wówczas Zespół Pałacowo-Parkowy był przedmiotem dzierżawy i właściciel, czyli powiat, miał w ręku jakieś argumenty. Teraz jest on własnością prywatną i powiat ma ograniczone kompetencje. Chodzi o budynek tak zwanej palmiarni, który znajduje się dosłownie kilka kroków od pałacu, po jego lewej stronie. Pozostał on własnością powiatu, a wszystko, co znajduje się poza jego murami, jest własnością prywatną. Aby dostać się do swoich mieszkań, najemcy lokali z palmiarni mają zapewnioną służebność gruntową. Tak czy inaczej, mieszkają jak na wyspie. Prawdą jest również to, że mieszkają tam głównie starsze osoby.
Autorka listu pisze we własnym imieniu, ale dobrze wiemy, że problemy, które porusza, w mniejszym czy większym stopniu dotykają wszystkich lokatorów. Od wielu lat lokatorzy starają się o wykup zajmowanych mieszkań. Obecnie nie mogą nimi dysponować. Jeśli przeprowadzają jakieś remonty, to na nie swoim majątku. Chcieliby to uregulować. Niestety, każdy wniosek o wykup jest odrzucany.
– Sprzedaż jest blokowana przez wojewódzkiego konserwatora zabytków. Mieliśmy nadzieję, że nowy konserwator będzie miał inne podejście do tej sprawy. Skierowaliśmy do niego oficjalny wniosek o wydanie zgody na sprzedaż. Na miejscu była przeprowadzona wizja. Wniosek został rozpatrzony negatywnie. Odwołaliśmy się od tej decyzji do ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Odwołanie zostało wysłane 11 kwietnia, a do dnia dzisiejszego nie mamy żadnej odpowiedzi. Mieszkańcy są informowani o wszystkich działaniach w tej sprawie. My chcemy sprzedać im te mieszkania. Nasze stanowisko w tej sprawie jest niezmienne. Niestety, póki nie będzie zgody konserwatora, to nic nie możemy zrobić – mówi starosta Jarosław Tadych.
Dlaczego kolejni wojewódzcy konserwatorzy zabytków nie zgadzają się na „prywatyzację” zabytku?
„Sprzedaż budynku dawnej palmiarni naruszałaby podstawową zasadę doktryny konserwatorskiej mówiącą o zachowaniu integralności zabytku. Sprzedaż na rzecz aktualnych najemców wiązałaby się z dodatkowym rozdrobnieniem polegającym na wyodrębnieniu lokali mieszkalnych oraz ustaleniem ułamkowych części gruntu. Z punktu widzenia zasad doktryny konserwatorskiej niedopuszczalne jest rozdrobnienie i wydzielenie odrębnych własności w centralnym punkcie założenia pałacowo-parkowego w budynku bezpośrednio powiązanym historycznie, funkcjonalno-przestrzennie i widokowo z pałacem” – czytamy w decyzji administracyjnej kujawsko-pomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków, odmawiającej zgody na sprzedaż lokali w dawnej palmiarni na rzecz ich dotychczasowych najemców. Podczas wizyty w Sypniewie pani konserwator miała stwierdzić, że nie byłoby problemu, gdyby cały budynek został sprzedany jednemu właścicielowi. Sprzedawanie budynku z lokatorami nie wchodzi w grę. Innym wyjściem, ale też nierealnym, byłoby zapewnienie lokatorom innych mieszkań w Sypniewie. Takich mieszkań powiat nie ma i nie będzie miał. Poza tym każdy zna przysłowie o przesadzaniu starych drzew.
Innym, bardzo poważnym problemem mieszkańców Parkowej 2 jest ta nieszczęsna kotłownia ogrzewająca pałac. Pomieszczenia piwnicy na ten cel są dzierżawione przez właściciela pałacu. Paliwem spalanym w kotłowni jest drewno, i to mokre drewno. Chodzi o wytworzenie tzw. holzgas’u. Spalaniu takiego drewna towarzyszy spore zadymienie. Wcześniej docierały do nas skargi, że drewno jest całymi godzinami rąbane w tej piwnicy, co obniżało komfort mieszkania. W kotłowni były już kontrole ze straży pożarnej i nadzoru budowlanego. Nic nie wykazały. Niestety, to niezbyt szczęśliwe rozwiązanie wywołuje konflikt na linii właściciel pałacu – mieszkańcy Parkowej 2. Jak się okazuje, konflikt nierozwiązywalny, bo trwający kilkanaście lat.
– Rzeczywiście, tam jest problem kotłowni. Właściciel miał w planach jej przeniesienie, ale tłumaczy, że obecnie zaangażował duże środki w inne prace, co zresztą widać gołym okiem. Myślę, że powinniśmy wrócić do rozmów na ten temat – mówi starosta Tadych.
Kiedy pojechaliśmy do Sypniewa, aby wykonać kilka zdjęć ilustrujących ten materiał, do naszego reportera podeszła jedna z mieszkanek i powiedziała:
– Wie pan, ja nie wierzę, że ktoś nam pomoże. Oni czekają, aż my tu wszyscy poumieramy i wtedy problem sam się rozwiąże.
Niestety, starsza pani chyba ma rację. Tak to wygląda, jakby właściciel budynku nie miał innych pomysłów. Cytując autorkę listu pytamy: – Czy tak się traktuje ludzi?