Człowiek z gitarą na ramieniu
- Czy Twoje dzieciństwo miało wpływ na muzykalną dorosłość?
— Od urodzenia, można rzec, od czterech dekad, związany jestem z Bydgoszczą. Moje miasto leży nad Brdą, rzeką, którą lubię najbardziej na świecie. Nad jej brzegami upłynęło mi dzieciństwo z wędką w ręku i młodość z pierwszą na ramieniu gitarą w pokrowcu z cienkiego materiału.
- Czy Twoje imię i nazwisko to pseudonim artystyczny, czy na prawdę od urodzenia należą do Ciebie?
— Każdy mnie o to pyta [śmiech]. Ja naprawdę nazywam się Leonard Luther. Cieszę się, że moje imię i nazwisko jest takie oryginalne.
- Jaki styl muzyczny zakorzeniony jest w Twoim sercu najbardziej?
— Mieszkając nad rzeką Brdą grałem i śpiewałem szanty, jednakże z upodobaniem i pasją oddałem się poezji śpiewanej. Wykorzystałem szansę współpracy z Aleksandrą Bacińską, Ludwikiem Lipnickim, Mariuszem Trzaską, Wiesławem Sikorskim, Sławomirem Luterem, Piotrem Beneckim czy Sławomirem Krysiem, którzy w wieczystą muzyczną dzierżawę oddali mi swoje teksty.
- Występowałeś na deskach popularnych festiwali. Czy takie doświadczenie pomogło Ci w karierze?
— Występowałem na deskach popularnych festiwali i przeglądów takich jak Yapa, Danielka , Bazuna, Włóczęga, Studencki Festiwal. Podczas festiwali piosenki w Krakowie wyśpiewałem niejedną nagrodę. Do dziś ze szczególnym sentymentem wspominam indywidualne nagrody przyznane mi przez Stare Dobre Małżeństwo na Yapie w 1989 roku i przez Agnieszkę Osiecką na Studenckim Festiwalu w Krakowie, czego finałem był udział w programie Butique. Tytuły przywiezione z przeglądów, festiwali i poetyckich spotkań z balladą, zaowocowały popularnością, której przejawem były programy w telewizji publicznej i lokalnej, a także powołanie do życia kilkuosobowego zespołu, z którym rozpocząłem „na poważnie” przygodę z poezją śpiewaną.
- Czy nadal współpracujesz z muzykami, z którymi rozpoczynałeś muzyczną wędrówkę?
— Skład muzyków, z którymi grałem i grywam, zmieniał się parokrotnie. Nie zmienił się tylko jeden człowiek – gitarzysta i aranżer Piotr Gąsiewski, z którym łączy mnie wiele lat muzycznej przyjaźni. W ostatnim czasie stałym ogniwem instrumentalnym, towarzyszącym gitarom podczas moich koncertów, jest też akordeon, na którym dźwięki wyczarowuje Rafał Chmiel. Na początku lat 90. wydane zostały kasety z moją twórczością. Obecnie moje piosenki znajdują się na płycie CV w zestawieniu z moimi najpopularniejszymi piosenkami.
- Czy w obecnych czasach ballada czy tudzież poezja śpiewana jest ciekawą formą muzykowania?
— Mimo tego że wokół mnie zmienia się świat i zmieniają się układy, ja z niezmienną satysfakcją „robię swoje”. Prowadzę autorskie wieczory „Z gitarą, sercem i duszą”, zasiadam w jury konkursów wokalno-muzycznych, promuje młode talenty. W wolnym czasie nadal tworzę i komponuję poezję śpiewaną. Z przyjemnością gram gościnnie podczas festiwali, w klubach oraz podczas różnego typu imprez plenerowych i kulturalnych, wszędzie tam, gdzie słowo ubrane w balladę jest dla ludzi sposobem na życie.
- Czy muzykowanie pomaga przetrwać przez cały miesiąc?
— Poza muzyką robię to, co większość z nas, czyli pracuję, gdyż z czegoś trzeba żyć. Bardzo lubię chodzić na spacery, bo czasem trzeba złapać oddech. Jestem otwartym człowiekiem i bardzo lubię spędzać czas z ludźmi, których cenię i lubię, oraz z tymi, którzy lubią mnie chociaż trochę wraz z moją muzyką, bo tylko wtedy czas nigdy nie jest zmarnowany.
- Bardzo dziękuję za rozmowę.
— Ja również dziękuję za rozmowę i serdecznie zapraszam na moje koncerty. Serdecznie pozdrawiam czytelników ,,Wiadomości Krajeńskich”.
- Życzę kolejnych sukcesów na niwie muzycznej przygody.