Dom granicą podzielony
– Moja babcia Antonina w ramach wykonania dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 1947 roku o przeprowadzeniu reformy rolnej otrzymała na własność 14,25 hektarów ziemi w Sitnie. Wraz z ziemią otrzymała zabudowania oraz inwentarz żywy i martwy wyszczególniony w dokumencie nadania. Od 1954 roku zamieszkiwała z nią córka z mężem. W 1973 roku babcia aktem darowizny przekazała mi całe gospodarstwo. W międzyczasie, w części domu zajmowanej wcześniej przez ciotkę pojawili się lokatorzy. To na ich wniosek, w 1985 roku z mojej nieruchomości wydzielono działkę rentową. Nie zostałem o tym poinformowany, mimo że byłem właścicielem. Podczas pomiarów budynek mieszkalny i działka zostały podzielone, a mój podpis sfałszowany. W 1986 roku wydzielona działka została sprzedana. Od tego momentu cały czas istnieje problem z tą nieruchomością. Zagmatwanie, jakie spowodowały błędne pomiary geodezyjne, nie pozwala mi na uregulowanie spraw związanych z moją własnością. Chcąc przepisać moje gospodarstwo na syna, u notariusza poinformowano mnie, że najpierw należy prawidłowo wytyczyć granice, ustalając stan faktyczny posiadanych gruntów – mówi Jan Grzesik. Potwierdzeniem zdarzeń, które pan Jan przedstawił w dużym skrócie, są dwa segregatory wypełnione rozmaitymi dokumentami dotyczącymi tej sprawy. Obecnie sytuacja jest taka, że budynek mieszkalny jest podzielony w połowie granicą dwóch nieruchomości gruntowych. Wcześniej granica działki pana Jana biegła wzdłuż szczytu budynku. – Kiedy w związku z wejściem unijnych dopłat otrzymałem mapy satelitarne, okazało się, że granica jest przesunięta o 4 metry, na moją niekorzyść – mówi pan Jan.
Podział gospodarstwa pana Grzesika nastąpił w 1985 roku. Na tę okoliczność 3 października sporządzono protokół graniczny określający sposób podziału. Pan Jan twierdzi, że jego podpis oznaczający akceptację, znajdujący się na dokumencie został sfałszowany. Protokół powinien być parafowany również na innej stronie. Podpisu urzędników tam są, ale parafy pana Jana nie ma wcale. Prawdopodobnie to wtedy powstał bałagan w materiałach geodezyjnych. Sytuacja była taka, że dom mieszkalny został podzielony granicą działek na połowę. Podział jest taki, że granica przebiega przez środek pokoju, korytarza czy innych pomieszczeń. To zrodziło konflikt z lokatorami pozostałej części budynku. W 2004 roku sprawa trafiła do sądu. Powołany przez sąd biegły Jerzy Szwankowski napisał wówczas w swojej opinii: „Wobec stanu zastanego na gruncie należy stwierdzić, iż podział budynku w przeszłości dokonano w sposób nieprawidłowy. W świetle obowiązującego prawa podział budynku w płaszczyźnie pionowej jest dopuszczalny, jeżeli następuje wraz z działką i jeżeli linia podziału przebiega przez ścianę budynku dzielącą budynek na części regularne i samodzielne”.
W toku postępowania cywilnego sąd ustalił, kto z jakich pomieszczeń w budynku może korzystać. Sąd postanowieniem z 1 sierpnia 2011 roku ustalił również granicę między spornymi nieruchomościami, ale przy tym oparł się na wspomnianym protokole granicznym z 1985 roku. Prawomocne wyroki sądu usankcjonowały stan istniejący, ale przy każdej okazji powoływano się na numery znaków geodezyjnych, nie lokując ich w konkretnym miejscu. Pan Jan zwrócił się do gminy o dokończenie rozgraniczenia spornych działek. Ten wniosek został odrzucony. Zwrócił się do powiatu. Geodeta powiatowy uznał jednak, że wszystko jest w porządku. Zwrócił się również do wojewódzkiego inspektora nadzoru geodezyjnego. Też nie uzyskał tam pomocy. Lokatorom swojego domu wytoczył proces o eksmisję, a o mały włos sam nie został eksmitowany. – Do domu musiałem wchodzić przez okno. Dopiero później wybiłem sobie dodatkowe drzwi – mówi pan Jan. Ta historia jest bardzo zagmatwana i momentami trudno się w tym wszystkim połapać. Jest wielce prawdopodobne, że kiedyś popełniono tutaj urzędnicze błędy. Jeśli doszło do przestępstwa, a tak sugeruje pan Jan, to uległo ono przedawnieniu. Czy można coś jeszcze w tej sprawie zrobić? Mało tego, pan Jan płaci do gminy podatek za cały budynek, a przecież według sądu jest właścicielem tylko jego połowy.
– Sąd ustalił przebieg granic działki tego pana. Granica jest opisana w protokole granicznym oraz ustabilizowana znakami granicznymi. Ponieważ istnieją dokumenty określające położenie tych znaków, należy dokonać ich wznowienia. Jeśli okaże się, że są jakieś nieprawidłowości, sprawę należy skierować ponownie do sądu. To odbywa się na koszt zainteresowanego. My jako powiat nie mamy swoich geodetów – mówi Ewa Zygmunt-Lorbiecka, dyrektor Wydziału Geodezji i Kartografii Starostwa Powiatowego w Sępólnie.
Wydaje się, że rzeczywiście nie ma innego sposobu na rozwikłanie tej sprawy. Nie można w administracyjny sposób wzruszyć wyroków sądowych. Dlatego pan Jan powinien zatrudnić geodetę, który dokona tak zwanego wznowienia znaków granicznych i wówczas wszystko powinno być jasne.