Dzicy lokatorzy pod ochroną chorego prawa
27 czerwca, tuż przed godziną osiemnastą, zauważono gęsty dym wydobywający się z pomieszczenia gospodarczego.
– Na początku był dym, a później żywy ogień. Tutaj jest drewniany strop i drewniany dach kryty papą. Strach pomyśleć, co by było, gdyby to wszystko stanęło w płomieniach. Sąsiedzi po obu stronach mają w swoich chlewikach słomę. Wszędzie jest składowane drewno opałowe. Niektórzy chlewiki przerobili na garaże – mówi jedna z mieszkanek osiedla.
Zanim na miejsce dotarli strażacy z Sępólna, ogień przy pomocy ogromnego węża ugasił wracający z pracy policjant. Działania strażaków polegały na oddymieniu pomieszczeń i dogaszeniu ognia. Okazało się, że jego źródłem była komórka pełna śmieci.
– Chlewik należał kiedyś do rodziny F. i M., ale razem z mieszkaniem zlicytował go komornik. To było kilka miesięcy temu, a oni ciągle tutaj mieszkają. Tam jest trójka dzieci i one od rana biegały po osiedlu z zapalniczkami. Rano próbowały podpalić trawę, ale sąsiadka je przegoniła. Zresztą te dzieciaki ciągle tutaj broją, a dorośli w ogóle się nimi nie interesują. Podobno nawet nauczyciele w szkole się ich boją – mówi kobieta przyglądająca się działaniom strażaków.
Każdy z gapiów wskazywał jako podpalaczy właśnie dzieci M. Właścicielem płonącego chlewiku jest pan Grzegorz, mieszkaniec Skarpy. Kupił je wraz z przynależnymi pomieszczeniami i, jak się okazuje, z lokatorami na licytacji komorniczej. Komornik Małgorzata Wolny działała w imieniu warszawskiej firmy Prokura, zajmującej się ściąganiem długów i handlem wierzytelnościami. Ogłoszenie o licytacji mieszkania należącego do dłużnika Krystyny F. pan Grzegorz znalazł w ,,Wiadomościach Krajeńskich”. Cenę wywoławczą komornik oszacowała na 29.550 złotych.
Ani zleceniodawcy, ani komornika nie interesowało to, że lokal zamieszkuje sześć osób: troje dorosłych i troje dzieci. Dla nich liczyły się pieniądze. Ta transakcja nie była obwarowana sądowym nakazem eksmisji. Nabywca kupił mieszkanie z lokatorami jakby na własne ryzyko.
– Cena była atrakcyjna i chciałem wygrać tę licytację. Na razie mam gdzie mieszkać, ale mam również określone plany wobec tego mieszkania – mówi pan Grzegorz.
Sprzedawanie mieszkań wraz z lokatorami to w Polsce częsty przypadek. Tak czy inaczej na samym końcu problem spada na barki gminy, która dzikim lokatorom musi zapewnić lokal socjalny. Tak działa ustawa o ochronie praw lokatorów. Tylko dlaczego lokatorzy-dłużnicy mają większe prawa od tych, którzy płacą uczciwie? Pan Grzegorz płaci podatek za ten lokal, a nie ma do niego prawa dostępu. Ponosi też inne koszty.
– Złożyłem do urzędu miejskiego wniosek o eksmisję lokatorów. Jeśli nic się nie zmieni, to sam będę musiał wystąpić do sądu, ale mam świadomość, że gmina musi im zapewnić inny lokal – mówi pan Grzegorz.
– Ta sprawa nie jest mi znana. Nie otrzymaliśmy informacji od komornika, ośrodka pomocy społecznej czy z sądu. Wiadomo, jaka jest sytuacja z mieszkaniami w gminie. Nowych nie budujemy. Możemy liczyć tylko na te, które w naturalny sposób są zwalniane przez dotychczasowych lokatorów, ale są to niestety pojedyncze przypadki. Liczba orzeczeń o eksmisjach rośnie. To pewnie nie jest odosobniony przypadek – mówi wiceburmistrz Sępólna, Marek Zieńko.
Pan Grzegorz całą noc po pożarze pilnował pogorzeliska, tak zalecili mu, jako właścicielowi, strażacy. Otwory okienne i drzwiowe zabezpieczył przed dostępem niepowołanych osób, ale problem dzikich lokatorów w jego mieszkaniu pozostał.