Hodowla zdziczałych psów
Samotne gospodarstwo znajduje się na terenie wybudowań w Olszewce. Jadąc drogą krajową w kierunku Bydgoszczy po prawej stronie. Teren jest nieogrodzony, a wokół biega kilkanaście psów. Ktoś policzył, że jest ich jedenaście, ktoś inny, że czternaście. Czworonogi są agresywne, atakują wszystko, co się rusza. Kto tutaj był, kategorycznie odradza zbliżanie się do domu właścicielki. Kobieta mieszka razem z bratem, ale on w tej sprawie nie ma nic do powiedzenia. Psy zapuszczają się do okolicznych gospodarstw i pobliskiego lasu. Podobno zagryzły już niejedną sarnę.
– W okolicy nie ma już ani jednej sarny. Dla nas, myśliwych, to duży problem. Mieliśmy w tej sprawie spotkanie w gminie, składałem wyjaśnienia na policji. Wczoraj kolega poinformował mnie, że widział cztery psy w Przepałkowie, prawdopodobnie należące do tej pani. Sam pojechałem do Olszewki sprawdzić, jak to wygląda i za samochodem od razu pojawiło się siedem psów. Jesteśmy bezsilni w tej sytuacji. Według starych przepisów myśliwy mógł w określonej odległości od zabudowań strzelić do bezdomnego psa. W tej chwili jest to zabronione. Obecnie jeśli widziałbym w lesie psy atakujące zwierzę, to muszę powiadomić urząd gminy, a on zleci złapanie psa – mówi Jarosław Żarczyński, łowczy koła łowieckiego „Knieja” z Sośna, które gospodaruje na terenie Olszewki i w okolicy.
Jeśli psy nie zagryzły zwierzyny, to skutecznie ją wypłoszyły. Trudno się dziwić, że myśliwi protestują.
– Byłem na miejscu z panią z Powiatowej Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej. Nie było wyjścia, musieliśmy uciekać. Życie jest ważniejsze od pracy – mówi Mirosław Grzegorzewski z Urzędu Gminy w Sośnie.
W podobny sposób własną skórę musieli niejednokrotnie ratować policjanci.
– To nie jest taka prosta sprawa, jak się wydaje. Zgodnie z nową ustawą o ochronie zwierząt, tych psów nie możemy właścicielce odebrać. Gdyby były głodzone lub bite, to co innego. One są w dobrej kondycji, ale trudno się dziwić, skoro karmią się leśną zwierzyną. Współpracujemy w tej sprawie z policją, inspekcją sanitarną i weterynaryjną. Wspólnie szukamy sposobu na rozwiązanie tego problemu. Mamy pewien pomysł, ale nie chciałbym go ujawniać. Potrzebujemy trochę czasu – mówi wójt Sośna, Leszek Stroiński.
Na zdziczałe psy narzekają myśliwi, ale co się stanie, jeśli zaatakują człowieka?
– Zebraliśmy informacje od okolicznych weterynarzy i jesteśmy przekonani, że te psy nie są szczepione – mówi wójt Stroiński.
Urzędnicy twierdzą, że mają związane ręce ze względu na przepisy prawa. Wygląda na to, że prawo zabrnęło w ślepą uliczkę i działa przeciwko obywatelom. Porozumienie się z właścicielką psów jest utrudnione ze względu na jej chorobę, a kobieta nie jest ubezwłasnowolniona. Musi więc dojść do tragedii, aby problem został rozwiązany, i to w radykalny sposób.