,,Kapelanowi przestrzeni morskich błogosławi ks. prymas Józef Glemp”
– Jak ks. prałat wspomina zmarłego ks. prymasa Józefa Glempa?
– Ks. kardynał był moim biskupem 11 lat. Nasze związki były szczególne z tego względu, że mając pięć lat kapłaństwa, zostałem wyróżniony dekretem proboszcza jako najmłodszy proboszcz w diecezji gnieźnieńskiej. Obarczono mnie obowiązkiem organizowania w stanie wojennym ośrodka dla młodzieży, gdzie miały się odbywać zajęcia oazowe dla młodzieży. Wyróżniony zostałem dodatkowym tytułem moderatora diecezjalnego tak zwanej Oazy. Ze względu na to i na newralgiczny wówczas czas, kontakty z ks. prymasem musiały być częste. Spotykaliśmy się raz na kwartał.
– Zawsze pamięta się ten pierwszy raz.
– Po mojej nominacji w czasie jednej z pierwszych wizyt w Gnieźnie, udałem się do ks. prymasa i zapytałem go, czy mam się spotykać z ubekami, którzy wydzwaniają do mnie i chcą mi złożyć wizytę? Ks. prymas odpowiedział prosto, mówiąc: „Słuchaj, nie zadzieraj z nimi, bądź ostrożny w tym co mówisz. Gdyby jednak raz na jakiś czas chcieli do ciebie przyjechać, to po prostu będziesz miał okazję zdać mi sprawozdanie co ich interesuje, o kim mówią, jakie sprawy są dla nich istotne”.
– A gdzie ci ubecy nachodzili księdza?
– Było to w niewielkiej parafii Ostrowo Janikowskie, a wiemy, że w tamtych okolicach doszło do zabójstwa Piotra Bartoszcze. Co ciekawe, już w 1983 roku ks. prymas ostrzegał: „Ty tam mieszkasz sam na plebanii, z jednej strony masz kościół, z drugiej cmentarz, a z trzeciej Jezioro Janikowskie, ty musisz się mieć na baczności. Mam sygnały z diecezji warszawskiej o oddziale milicji, która może posuwać się do przemocy fizycznej wobec księży”. Co ciekawe, ks. prymas mówił mi to na dobry rok przed śmiercią ks. Jerzego Popiełuszki.
– Wróćmy do budowy ośrodka oazowego. W jaki sposób prymas pomagał księdzu?
– W tamtym mrocznym czasie ksiądz prymas był człowiekiem, który ze swojej kasy prymasowskiej współfinansował tworzenie przeze mnie ośrodka. To była stara plebania, której cały strych zamieniliśmy na dwie sale, w których mogło się zmieścić ponad 20 łóżek. Dzięki prymasowi starą drewnianą szopę udało się zamienić na pawilon rekolekcyjny. Pamiętam jak dzisiaj samochód z ubekami z Inowrocławia stojący niedaleko prymasa święcącego pawilon i błogosławiącego moich pierwszych animatorów. Dzisiaj część z tej młodzieży to bardzo światli i praktykujący katolicy.
– Przez szereg lat był ksiądz stosunkowo blisko ks. prymasa. A w ostatnim pożegnaniu?
– Kiedy na telewizyjnym pasku pojawiła się wiadomość o śmierci ks. prymasa, to od razu podszedłem do mojej biblioteki i chwyciłem za książkę z jego dedykacją dla mnie. Coś mi się wydawało, że było to 23 stycznia 2012 roku. Wtedy to o godz 11.00 odwiedziłem mojego dawnego biskupa w wilanowskim mieszkaniu prymasa emeryta. Okazało się, że dokładnie rok później ks. prymas umiera. Od razu więc pomyślałem, że trzeba będzie zrobić wszystko, żeby pojechać na pogrzeb. Skontaktowałem się z moim ks. biskupem Ryszardem Kasyną i pojechaliśmy razem. Trafiliśmy na Miodową, gdzie była okazja przywitać się z biskupami, w tym z kolegami z seminarium, arcybiskupem Stanisławem Gądeckim i biskupem Andrzejem Dziubą. Stamtąd udaliśmy się do głównej nawy katedry św. Jana.
Pogrzeb był historycznym wydarzeniem. I katedra św. Jana, i krypta prymasów, i fakt, że tuż obok jest kaplica z sarkofagiem prymasa Wyszyńskiego, a obok pochowany jest ks. prymas Edmund Dalbor. Prymas Glemp spoczął w miejscu pochówku doczesnych szczątków arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, który przez władze carskie został przesłany do Warszawy z Petersburga. Sądzono, że jest to człowiek ugodowy, ale jednocześnie mówił on władzy zaborczej, że do pewnego momentu możemy współpracować, ale dalej non possumus. To samo non possumus, które z dobrej woli okazywał władzy komunistycznej młody wtedy kardynał Wyszyński.
– Miejsce pochówku prymasa Glempa nie jest więc przypadkowe.
– Ks. prymas miał wielki sentyment do świętego dzisiaj Szczęsnego Felińskiego. Postrzegał bowiem swoją misję przez analogię do tamtej misji. Powiedzmy szczerze, powstanie styczniowe było powstaniem powszechnym. Było najwięcej bitew na największym terenie pierwszej Rzeczypospolitej, ale były również największe represje. Prymas Glemp zdawał sobie sprawę z tego, że stan wojenny, który przyszło mu przeżywać jako młodemu prymasowi Polski, to było wydarzenie, które mogło sprowadzić wielką gehennę narodu. Tym bardziej że bardzo wielu na to właśnie czekało. Dzisiaj wielu historyków i dawnych opozycjonistów, którzy mieli pretensje, że jest zbyt ugodowy, przyznaje racje prymasowi. Taka a nie inna postawa zmarłego prymasa sprawiła, że okrutny stan wojenny pochłonął tak mało ofiar. Warto też wspomnieć, że największą grupą ludzi w Polsce byli księża.
– Ks. prymas był raczej pozytywnie nastawiony do Jaruzelskiego.
– Można powiedzieć, że ks. prymas miał jakiś klucz do rozmów z generałem. Może dlatego, ponieważ miał wykształcenie prawnicze i był niezwykłym racjonalistą ważącym argumenty. Jaruzelski był wychowankiem szkoły prowadzonej przez zakon Marianów. Mógł więc ks. prymas rozmawiać z nim jak z katolikiem. Nie było to ostatecznie jakiś nasłany nie wiadomo skąd dziki człowiek, a poza tym nie sądzę, żeby ks. prymas nie wypomniał, kto zabił mu ojca. Sądzę, że ks. prymas miał możliwości apelowania do jego chrześcijańskiego sumienia i z nich korzystał.
– Znane jest zaangażowanie prymasa Glempa w niesienie pomocy internowanym i więzionym z przyczyn politycznych. Pamiętam, jak do więzieniu w Potulicach trafiały paczki z komitetu prymasowskiego, które dodawały nam otuchy za więziennymi kratami. Po wyjściu z więzienia również korzystałem z pomocy ks. prymasa.
– Tak, ks. prymas bardzo szybko powołał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom. W tym czasie kościół za przyzwoleniem ks. prymasa stał się teatrem, salą koncertową. Wszyscy artyści bojkotujący scenę występowali w kościołach.
– Działalność prymasa Glempa realizowana była na rozległym polu.
– Owszem, skupienie się na dzisiejszym omawianiu tej postaci w kontekście stanu wojennego nie jest czymś dobrym. Również niezwykle ciekawą kartą zapisał się jako kapłan sprawujący ponad 20-letnią posługę prymasowskę. Odchodząc na emeryturę z zachowaniem tytułu prymasa Polski, świadomie wybrał archidiecezję warszawską. Zdawał sobie sprawę, że tam właśnie jego autorytet jest niezbędny. Dlaczego to jest istotne? Ponieważ jego działania w rodzącym się nowym ładzie polityczno-społecznym były bardzo istotne, ale też trudne. Przecież ci wszyscy ludzie, którzy biegali do niego po jakimś czasie utworzyli ,,Gazetę Wyborczą”, po jakimś czasie zaczęli szkalować Kościół. Ks. prymas wytykał im to, mówiąc, że są oni z Kościołem koniunkturalnie, dla swoich doczesnych interesów, by po plecach Kościoła dostać się do władzy. Dzisiaj widzimy, że tak rzeczywiście było. Tak więc bycie prymasem w tych nowych trudnych warunkach było zadaniem niełatwym. Trzeba było blisko niego być, żeby zrozumieć, że on delikatnie i systemowo trzymał te wszystkie sznurki w swoich rękach, bo przecież był przez cały czas przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Nawet wtedy, gdy ta funkcja była wybieralna, to też KEP go wybrała jednogłośnie.
Różne pociągnięcia ks. prymasa były mi wcześniej znane. Mój kolega był kierownikiem sekretariatu. Nie mówię więc o ks. prymasie z dzisiejszych opinii, kiedy odszedł, tylko z tych czasów, to wszystko faktycznie się działo.
Ks. prymas jest współautorem zamierzeń, które były potem przeze mnie realizowane. W 1992 roku wydał dekret, bym jako kapelan harcerzy polskich wziął udział w wielkich regatach do Ameryki przez Atlantyk z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki. Wtedy właśnie zaczęło się moje myślenie o żeglarstwie edukacyjnym. Wcześniej ks. prymas ustanowił mnie opiekunem ośrodka żeglarskiego nad Jeziorem Janikowskim.
– A czy Chrześcijańska Szkoła Pod Żaglami była mu bliska, a może jej błogosławił?
– Oczywiście. Ks. prymas dowiedział się o nas żeglarzach i nam błogosławił przed morskim rejsem śladami dawnej wyprawy misyjnej św. Wojciecha z okazji tysiąclecia jego męczeńskiej śmierci. Zresztą, nasza słynna wyprawa edukacyjna na „Fryderyku Chopinie” dookoła Ameryki Południowej odbywała się m.in. pod patronatem ks. prymasa. Potwierdzeniem jego bliskości z moimi poczynaniami niech będzie wpis, jakiego mi udzielił w książce pt. „Kardynał Józef Glemp ostatni taki prymas”: ks. Andrzejowi Jaskule kapelanowi przestrzeni morskich błogosławi ks. prymas Józef Glemp.
– A kiedy ks. prałat miał okazję spotkać prymasa ostatni raz?
– Było to wiosną ub. roku po pogrzebie ks. bpa Bernarda Szlagi. Podszedłem do niego, gdy rozmawiał z nuncjuszem Celestino Migliore. Nie omieszkał przedstawić mnie watykańskiemu dyplomacie, mówiąc, że to jest komandor przestrzeni morskich, na co nuncjusz życzył, by ta woda sprzyjała ewangelizacji.
– Bóg zapłać za interesujacą rozmowę.