Karty rozdane?

Piotr Pankanin, 30 listopad 2014, 10:16
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W Więcborku uwaga wyborców skupia się na gorączkowych przygotowaniach do decydującego starcia o fotel burmistrza Toczko - Kuszewski. Tymczasem w pozostałych gminach powiatu sępoleńskiego, a także samym powiecie trwa rozdawanie kart. Najbardziej obrzydliwy okres każdorazowo tuż po wyborach samorządowych i tym razem nie jest wolny od kupczenia stanowiskami.
Karty rozdane?

Fot. Internet

Przegrali, czyli wygrali
Nic nie wskazuje, by wybory w powiecie sępoleńskim wygrała partia kipiąca korupcją, kolesiostwem, nepotyzmem, a także „ch... w d... i kamieni kupą”. Tymczasem wydaje się, że w rozdawnictwo posadek z przyjemnością zabawia się starosta Jarosław Tadych. Co go do tego upoważnia? Podobno największa ilość głosów, z jaką wszedł do rady powiatu oraz sama poseł Kozłowska. Istnieje przekonanie, że dla karierowiczów przegrana, a nawet sromotna klęska o niczym jeszcze nie świadczy. Wręcz przeciwnie, okazuje się, że można ją przekuć w zwycięstwo. Tak może być w naszym powiecie, gdzie zanosi się na to, że Tadych, Chart, Marach i Krzemińska (ta sama, co zamiast w robocie, siedziała u fryzjera), czyli czwórka z PO plus Suchomska, Fifielski i Fiałkowski – Przymierze oraz Witkowska i Zalewska – PiS połączą siły i wezmą się do... Tutaj brak jasno sprecyzowanej czynności. Ciśnie się „rządzenie”, ale czy o to końca chodzi przy tak beznadziejnych układankach?

PSL w opozycji?
Na czele radnych PSL wyłonionych w zwycięskiej dla tej partii wyborach w powiecie sępoleńskim stanął Henryk Pawlina. Odstawiony przedwcześnie przez Krakowiaka, Chatłasa i Tadycha wrócił do gry z podniesionym czołem. Drugi wynik wyborczy oraz siedmioro zwycięzców z wszystkich gmin upoważniło go do wstępnego liczenia szabli godnych bronić dobrego imienia powiatu. Wydawało się, że matematyka powyborcza równa jest dla wszystkich, tymczasem nic bardziej mylnego. Najpierw zaczęły się sępoleńskie podchody pod Sobiechowską i podstarzałego już nieco Orłowskiego. Tym samym potęga PSL-u zaczęła wyraźnie topnieć. To taka tutejsza specyfika, kiedy nad rozstrzygnięciem wyborców zaczynają panować miejscowi politykierzy, krążący wokół sępoleńskiego magistratu. W myśl zasady, co w Sępólnie, to nasze. Niemal każdorazowo spod kontroli szefów komitetów wyborczych, tuż po wyborach, wymyka się część zwycięzców. Tak jest i tym razem w wydawałoby się zwartej ekipie PSL. Szkoda, że nie rozumieją tego kandydaci, układając listy wyborcze. Czyż nie lepiej, żeby na przykład Sobiechowska wystartowała z partii władzy i urzędników? Czyż nie lepiej, żeby Witkowska i Zalewska nie kamuflowały się pod sztandarem PiS, tylko pod PO? Dla wyborców byłoby to jasne i czytelne od początku aż po podział stanowisk.   

Największe oszustwo
Można by sądzić, że największym nieszczęściem w tegorocznych wyborach samorządowych są „leśne dziadki”, czyli zgnuśniali sędziowie okupujący Państwową Komisję Wyborczą od czasów głębokiej komuny. Okazuje się jednak, że to pikuś. Największe oszustwa zachodzą zupełnie gdzie indziej. Właśnie  w związku z tym nasza redakcja otrzymuje najwięcej pytań typu: – Jak to jest, że głosowaliśmy na panią Sobiechowską - szefową sępoleńskich struktur PSL, a po kątach słyszymy, że kolaboruje ona z PO, Przymierzem oraz PiS-em? Podobnie jest z Orłowskim, chociaż z racji jego beznadziejnej ostatnio aktywności w samorządzie powiatowym, tych zdumień jest znacznie mniej. – Jak to jest, że panie z PiS kupczą z platformersami, którzy ich na co dzień opluwają? Oprócz zasadnych pytań, docierają do nas nieustannie informacje o odbywających się tu i ówdzie potajemnych spotkaniach, mających na celu wzajemne podkradanie głosów potrzebnych do ostatecznego ukształtowania trzonu władz powiatowych. A to w centrum na Jeziornej, a to w drugim centrum na stadionie, a to jeszcze gdzie indziej, odbywają się nasiadówki w przeróżnych konfiguracjach (mamy nadzieję, że nie za publiczne pieniądze). I tak to utrwalane zostają największe oszustwa wyborcze. Podobno w toczące się tutaj absuedalne gierki, wkroczyły władze wojewódzkie PO i PSL. Nie powinno to nikogo dziwić, skoro te ugrupowania tworzą globalną koalicję. Niech zatem biorą odpowiedzialność  także za losy powiatu. Proporcjonalnie.

Podpadziochy też wygrywają
Do wyborów z listy Platformy Obywatelskiej podeszła Zofia Krzemińska. Szefowa opieki społecznej z Kamienia tuż przed wyborami błysnęła nielada tupetem - standardem PO: zamiast w pracy, siedziała beztrosko u fryzjera. Burmistrz Głomski był święcie przekonany, że ma do czynienia z odpowiedzialną urzędniczką. Tymczasem dzięki nam przekonał się niemal organoleptycznie, że zaufał kobiecie, która go, delikatnie ujmując, kiwnęła, a może nawet „kiwła”. Nagłośnienie nagannej postawy pani dyrektor nie przeszkodziło jej w osiągnięciu 148 głosów, dzięki którym znalazła się w radzie. Zadziwiająco jednogłośnie głosowali na nią mieszkańcy DPS Kamień. Po czyim instruktażu? Na to pytanie mogłaby udzielić odpowiedzi tamtejsza szefowa, ale pewnie nikogo z szeregów PO nie będzie chciała wkopywać.        

Witkowski z „proaborcją”?
Przed wyborami Marek Witkowski - radny wojewódzki PiS, któremu aż nadto szeroko otworzyliśmy nasze łamy, połajał Stanisława Drozdowskiego. Pierwszemu burmistrzowi Sępólna i byłemu staroście, budowniczemu tego powiatu czynił za złe, że rusza do wyborów z listy Platformy Obywatelskiej. – Myślę, że jest to dobry moment, aby zadać pytanie, czy katolik może sobie i innym wytłumaczyć, dlaczego czynnie wspiera partię proaborcyjną? – pytał Witkowski w wywiadzie z Robertem Lidą. Po czym odpowiedział jednoznacznie: – Dla mnie jest to postawa nie do przyjęcia. Odpowiedź niewątpliwie właściwa, tyle że jej nadawca w mig stał się jednocześnie adresatem. Dlaczego? A bo zaczął grać dwiema dopiero co poczętymi radnymi: żoną Dorotą Witkowską z Więcborka i Danutą Zalewską z Sępólna. Wiadomo, że dwa głosy to łakomy kąsek dla każdego. Prosty dla PSL rachunek to 7+2=10. Siedmioro swoich do tego dwie panie z PiS i... W takich razach może się zdarzyć, że w dwóch głosach jawnych zawarty jest trzeci głos – niech będzie, że anonimowy. To tak dla bezpieczeństwa w zbliżających się, najbardziej strategicznych głosowaniach, wyłaniających władze powiatu na kolejną kadencję. Czy tak będzie? Nie wiadomo. Na dzisiaj (wtorek o północy) wszystko wskazuje na to, że Marek Witkowski i dowodzone przez niego nieformalnie radne PiS będą bratali się z ekipą proaborcyjną. W związku z tym wypada nam powtórzyć jego autorskie pytanie: – Czy katolik może sobie i innym wytłumaczyć, dlaczego czynnie wspiera partię proaborcyjną? Dowodzącym lokalnie PiS-em jest Tadeusz Wielgosz. Zapytany o przyczynę powyborczego tete-á-tete PiS-u z PO nie umiał wyjaśnić dlaczego radne z ramienia tej partii wybrały rozmowy z partią proaborcyjną. Czyli wszystko jasne. W tych szeregach karty rozdaje sekretarz Witkowski, który zapewnia, że koalicja m.in. z PO jest przemyślana i zmierza do w rozwoju powiatu i uczestnictwa w poszukiwaniu oszczędności. O szczegółach, będącymi kartami wstępu do salonu, rozmawiają nieustannie koalicjanci PO+PiS+Przymierze+SLD w pomieszczeniach opłacanych przez sępoleńskich podatników.

Jedna, a jak ważna
Gorączkowe liczenie pewnych szabelek, pomocnych w utrwaleniu obecnego sposobu zarządzania powiatem, wymaga troskliwej opieki nad każdym głosem. Dla Tadycha, pasjami nieznoszącego Pawliny, podebranie z jego zastępu choćby jednego radnego, to niczym strzał w samo okienko bramki tępionego przeciwnika. Dążenie do remisu, nawet w wydłużonym czasie gry, dla zdeterminowanych rywali jest raczej niemożliwe. Stąd najrozsądniejszym wydaje się być głęboki ukłon w kierunku Katarzyny Kolasy -  rodzynka w radzie z przegranego SLD. Rzecz w tym, że jest ona dyrektorem sępoleńskiej „Jedynki” i musi zdawać sobie sprawę z podległości burmistrzowi Stupałkowskiemu. Ten z kolei bardzo mocno sprzyja partii proaborcyjnej i samemu Tadychowi. Czy będzie więc miała na tyle odwagi, by przyjąć zaproszenie od zwycięskiego PSL-u? W pozornie tajnych głosowaniach nad podziałem najważniejszych, najbardziej intratnych łupów, wszystko jest możliwe. Powszechnie jednak wiadomo, że tajność głosowania w tym rozpracowywanym nieustannie i wzajemnie gronie, jest zwyczajną fikcją.

„Przymierze”, ale z kim?
Partia prowodzowska, jaką jest „Przymierze”, rozkraczyła się po tych wyborach maksymalnie. „Fi-Fi”, czyli duet Fiałkowski - Fifielski. Oldboj z Kamienia i trampkarz z podwięcborskiej wsi, znaleźli się w roli graczy pretendujących do wyjściowego składu. Dla powiatowych wyjadaczy, dwóch chłopaków urodzonych wedle wspólnej metryki przedwczoraj, znaczy więcej od dwóch dziewczyn urodzonych przed chwilą. Nade wszystko nikt z nich nie pyta o właściwości poczęcia, antykoncepcję, pro - czy antyaborcję. Fiałkowski urodził się dla Tadycha w Kamieniu dawno temu mentorem - i niech będzie - pradziadkiem. Fifielski w sępoleńskim starostwie - ledwie młodszym bratem. W takiej rodzinie wędrującej w trampkach z placu gry do piaskownicy, ważny jest ten, kto ma większą tutkę cukierków. Tymczasem ma ją Tadych, więc nie dziwota, że pobiegli za nią oldboj z trampkarzem. Słodyczy w postaci ciągutków nigdy dosyć, zwłaszcza że wokół nas coraz więcej atrakcyjnych substancji radzących sobie z jej nadmiarem. Zdziesiątkowane w tych wyborach „Przymierze” szuka dla siebie dobrych miejsc w kleconej właśnie koalicji. Za jaką cenę? Trudno powiedzieć. W grze jest Fifielski, który pewnie chętnie wskoczyłby na fotelik wicestarosty. Czy to dobry pomysł? Zerkając wstecz na jego wejście do zarządu po to, by z hałasem (nie mylić z Chatłasem) z niego wyjść i to tylko po to, żeby za chwilę znowu wejść (tym razem z Chatłasem), ten pomysł wydaje się tragiczny. Chwiejni radni musieliby siadać na huśtawce. Widzimy dla niej miejsce pośrodku okrągłości stołu, wokół którego powinni zasiadać wyłącznie radni „niechwiejni”. W teamie „Przymierza” jest taka radna, nazywa się Lucyna Suchomska, która właśnie przedłużyła mandat zaufania. Co „weźmie” z rozdawanych aktualnie stanowisk w ramach nieformalnych nasiadówek na koszt podatników? Zapewne inne propozycje dla „Przymierza” rysowały się wespół z PSL, a inne w zagmatwanej trójkoalicji. Oficjalne rozdania tuż - tuż, wobec czego za chwilę okaże się, jaką rolę chce odgrywać nareszcie srogo zlana partia władzy i migających się przed właściwą robotą urzędników.    

Sesja w piątek
Najbliższa sesja Rady Powiatu Sępoleńskiego odbędzie się już jutro. Otworzy ją senior zgromadzenia Kazimierz Fiałkowski, który nie chce być kapitanem reprezentacji powiatu. Dla wielu wyborców, a także w oczach ludzi interesujących się losami starostwa, jego decyzja jest bardzo wymowna, jasna i czytelna. „Pan na Kamieniu” przewodniczącym powinien zostać przed czterema laty. Niestety, wówczas Krakowiak z Tadychem ewidentnie wykiwali oldboja. Krakowiak został ukarany za to czerwoną kartką od „narodu”, Tadychowi dano jeszcze raz szansę. Czy uzna wreszcie, wespół z resztą „peło”, klarowną zasadę, że funkcję przewodniczącego sprawuje się rotacyjnie? Cztery lata temu przewodniczącym powinien zostać radny z Kamienia. W jego miejsce niemal siłą wdarł się Dariusz Krakowiak, depcząc demokratyczną zasadę. To cecha charakterystyczna dla trampkarzy, dla których liczy się wynik, bez względu na taktykę i styl gry. Także i tym razem Sępólno może zagrać brutalnie. Czy tak zagra, a może łaskawie odda pole gry Kamieniowi, Sośnu bądź Więcborkowi? Będziemy się tej grze przypatrywać. Naszym faworytem jest Henryk Dąbrowski z Sośna.

Starosta starostą?
Nic nie wskazuje na to, żeby fotel starosty na chwilę opustoszał. Zasiądzie na nim Jarosław Tadych z bagażem obciążonym największym poparciem? Niestety, nie jest ono największe. Wprawdzie Tadych rzeczywiście uzyskał największą ilość głosów (564). Odnosząc się jednak do procentowego poparcia z uwzględnieniem liczby głosujących w danym okręgu, jest to wynik znacznie słabszy. Na Tadycha mogło głosować 5458 wyborców, którzy stanęli przed urnami we wszystkich lokalach wyborczych gminy Sępólno. Zagłosowało tylko 564 wyborców, czyli ledwie  10,33 procent. Największym poparciem procentowym może się poszczycić Henryk Dąbrowski. Na weterana z Sośna głosowało 497 wyborców spośród 3932 uczestniczących w wyborach -12,63 procent. Drugim wynikiem może się poszczycić Henryk Pawlina. Spośród 4505 głosujących mieszkańców gminy Więcbork, jemu zaufało 535 wyborców, co stanowi 11,87 procent. Tak więc domaganie się szacunku ze względu na najlepszy wynik wyborczy, należy się najpierw obu Henrykom, a dopiero później Jarosławowi. Niestety, w obserwowanych przepychankach brany jest pod uwagę dość zafałszowany obraz rzeczywistości. Czy zrozumieją to rozpychający się powiatowi gracze? A może starosta nie będzie starostą?

Sesja otwarta dla wszystkich
Zarówno wyniki wyborów, jak i praca radnych, bywają bardzo często kontestowane po różnych kątach przez ich wyborców. Oceny poszczególnym radnym najczęściej stawiane są zaocznie, w wyniku zasłyszanych bądź wyczytanych informacji. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby przypatrzeć się temu wszystkiemu na żywo. Każda sesja inaugurująca kolejną kadencję samorządu powiatowego, to pouczająca lekcja demokracji. W kontekście tak zwanej pracy komisji wyborczej „leśnych dziadków”, trwają w najlepsze spekulacje odnośnie jakości życia publicznego w naszym kraju. Hasła „demokracja” krzyżują się niemal wszędzie z krańcową oceną: „Białoruś”. Takie są nastroje społeczne po siedmiu latach rządów Platformy Obywatelskiej do spółki z Polskim Stronnictwem Ludowym. A jak jest na poziomie powiatu sępoleńskiego? Żeby się przekonać, wystarczy uczestniczyć w sesjach rady powiatu. Pierwsza w nowej kadencji już w najbliższy piątek o godzinie 9.00 w sali im. L. Prądzyńskiego. Nie bądź bierny, chodź na sesje!