Kiedy nie było telewizji i Internetu
– Naszym celem jest kultywowanie tradycji ludowej, obrzędów, regionalnej gwary. Chcemy pokazać młodym, jak to kiedyś, kilkadziesiąt lat temu było – mówi pani Danka, szefowa świetlicy wiejskiej w Witkowie.
Dwa lata temu było skubanie pierza, rok temu koszenie kapusty. W tym roku autorka scenariusza zdecydowała się pokazać wycinek codziennego życia wiejskiego, jeden jesienny wieczór. Czym się wtedy zajmowano? Głównie plotkami, ale przy okazji wykonywano wiele pożytecznych czynności. Panie przędły wełnę, heklowały, wyszywały. Panowie wyplatali kosze, naprawiali domowe sprzęty. Dla potrzeb widowiska w świetlicy powstała stara kuchnia, czyli pomieszczenie, w którym koncentrowało się całe życie towarzyskie. Z całej wsi zniesiono stare sprzęty i wyposażenie. Była drewniana koponka, metalowe czajniki czy działający wciąż kołowrotek. Była też porcja owczej wełny, którą na oczach widzów Bernadeta Senska nawijała na wrzeciono kołowrotka. Kobiety między plotkami czas umilały sobie śpiewaniem, a panowie co jakiś czas znikali w sieni, a kiedy wracali, mieli coraz lepszy humor. Aktorzy posługiwali się gwarą krajeńską. Nie wszyscy pamiętają co to jest heklówka, rydel, śpiczka czy szlajfka. Autorka scenariusza korzystała z wydanego w Złotowie ,,Małego słownika gwary krajeńskiej” autorstwa Jowity Kęcińskiej z Wielkiego Buczka.
W scenariuszu przemycono też wiele pięknych zwyczajów, które niestety już zanikają, jak robienie znaku krzyża na bochenku chleba czy całowanie kromki, która spadła na ziemię. Autorami tego jedynego w swoim rodzaju spektaklu byli mieszkańcy Witkowa. Razem przygotowali scenografię, stroje, nauczyli się tekstu i odbyli kilka prób. Później mieli odwagę wystąpić przed swoimi sąsiadami. Takie rzeczy możliwe są tylko w Witkowie. Takie rzeczy możliwe są tylko wtedy, jeśli świetlicową jest Danuta Sałasińska, a sołtysem Wincenty Tetzlaff. Na scenie reprezentowali się również: Małgorzata Surdyk, Agnieszka i Natalia Warmke, Nikoletta Tetzlaff, Iwona Berendt, Bernadetta Senska, Arkadiusz Pałubicki i Bogdan Sałasiński.
Na scenie zaprezentowało się 10 osób. Po drugiej stronie, na widowni doliczyliśmy się 68 osób. Jak na niewielką, położoną na uboczu wieś to prawdziwy tłum.
Aktorskie popisy mieszkańców to tylko niewielki fragment Biesiady po Witkowsku. Później odbyły się konkursy dla dzieci i dorosłych. Jeden z nich polegał na znajomości słów gwary krajeńskiej wykorzystanych w przedstawieniu. W innym panie heklowały na wyścigi łańcuszek z wełny. Miejscowe gospodynie przygotowały całą masę potraw, którymi można było nakarmić sto osób. Później była zabawa przy muzyce do białego rana.