Klubowy jubileusz pod wielkim dzwonem
Do tortu upieczonego przez córkę przymierza się Kazimierz Dobber, opiekun drużyny piłkarzy. Fot. Robert Środecki
Jeszcze tym razem kawalerowie poradzili sobie z żonatymi, wygrywając piłkarski pojedynek różnicą 4 bramek. Z boiska impreza przeniosła się na plac usytuowany w samym centrum malowniczej wsi. Organizatorzy zadbali o szereg atrakcji dla różnych grup wiekowych. Dzieci skakały w workach, chodziły na szczudłach, łowiły ryby i pokonywały rozmaite tory przeszkód. Dla dorosłych przygotowano konkurencje bardziej wyczerpujące. Rąbanie drzewa i przeciąganie liny mężczyźni potraktowali ambicjonalnie. Walczyli do utraty tchu. Salwy śmiechu wywołała zabawa, w której uczestniczyła sołtys Irena Steinborn i jej małżonek. Mąż sołtysowej, pomimo zasłoniętych oczu, musiał w jak najkrótszym czasie ściągnąć z ubrania swojej żony jak największą liczbę klamerek. Z tym karkołomnym zadaniem poradził sobie znakomicie.
Punktualnie o godzinie 18.00 w Orzełku zabiły dzwony. To tradycja pielęgnowana od kilku dziesięcioleci. – Dzwony biją 3 razy dziennie. O godzinie 6.00, 12.00 i 18.00 oraz jak ktoś umrze. Wszyscy mieszkańcy przyzwyczaili się do tego dźwięku – mówi Jadwiga Steinborn.
W sobotę działacze i zawodnicy miejscowego klubu mieli powody do świętowania. Victorii dowodzonej przez Kazimierza Dobbera stuknęło 10 lat. Wspaniały tort w kształcie koszulki piłkarskiej specjalnie na tę okoliczność upiekła Gosia Dobber. Jej tacie przypadł w udziale zaszczyt pokrojenia wielokolorowego dzieła sztuki. Huczne świętowania zawodnicy i opiekunowie odłożyli do przyszłego roku, kiedy w Orzełku zostanie otwarte nowe boisko piłkarskie.
Kolejny festyn rodzinny w Orzełku zostanie zapamiętany jako znakomita impreza integrująca lokalną społeczność.