Kolejne podpalenie w Sikorzu
Słup ciężkiego, czarnego dymu unoszący się w kierunku bezchmurnego nieba wyrósł nad Sikorzem około godziny 4.00. Podobnie było we wrześniu. Obok dało się zauważyć charakterystyczną łunę pożaru. W ogniu stał narożny budynek zaadaptowany na magazyn. To o uratowanie tego budynku walczyli strażacy 19 września. Jego ocalenie uznano wówczas za sukces. Jak widać, niepotrzebnie.
– Do działań skierowano dwudziestu czterech strażaków z sześciu jednostek, trzy samochody z Jednostki Ratowniczo-Gasniczej w Sępólnie, w tym drabinę hydrauliczną. Główna część akcji gaśniczej trwała siedem i pół godziny. Na zabezpieczaniu pogorzeliska pozostali jeszcze druhowie z OSP. Największe obawy mieliśmy o stogi słomy, które znajdują się kilkaset metrów dalej. Na szczęście nie było wiatru – mówi kpt. Tomasz Kabat, dowódca JRG w Sępólnie.
Brama wjazdowa na teren obiektu nie była zamknięta. Właściciela, podobnie jak we wrześniu, nie było na miejscu. Praktycznie nie było czego ratować. Strażacy swoje działania skupili na tym, aby ogień nie wydostał się na zewnątrz. W budynku znajdowały się regały magazynowe wysokiego składowania. Na nich dominowały buty i tekstylia. W środku było też mnóstwo drewnianych palet, opony, części samochodowe. Na powierzchni wody wypływającej z pogorzeliska unosiła się jakaś substancja ropopochodna. Zresztą charakterystyczny zapach nie pozostawiał wątpliwości.
– W środku były rozłożone kanistry owinięte szmatami – mówi jeden ze strażaków biorących udział w akcji.
Ten fakt potwierdza kpt. Kabat.
Tak jak w przypadku wrześniowego pożaru i tutaj nikt nie ma wątpliwości, że było to podpalenie. Tym razem podpalacz nie silił się nawet na zatarcie swoich śladów.
– W przypadku poprzedniego pożaru nie udało się wykryć sprawcy podpalenia – mówi sierż. Małgorzata Friede, oficer prasowy KPP w Sępólnie.
Czy i tym razem będzie podobnie?