Felieton Radka Skórczewskiego
Mediolan
We Włoszech w 2023 roku odnotowano 50-procentowy wzrost liczby przybyłych imigrantów w stosunku do roku poprzedniego. W ciągu 12 miesięcy było to prawie 156 tysięcy ludzi.
Lotnisko
Bramka otwarta i możemy się pakować do samolotu. Za chwilę opuścimy barak zwany portem lotniczym Schönefeld i zasiądziemy w fotelach airbusa. Na horyzoncie majaczą się kontury budowanego lotniska Berlin Brandenburg... Ile to lat już budują... sam nie wiem. Never Ending Story śpiewał Limahl.
Zawsze wybieram ostatnie rzędy foteli... Ze statystyk wynika, iż w razie wypadku przeżywalność pasażerów w sekcji ogonowej samolotu jest największa. Moja lotnicza rodzina to potwierdza. Majstrowali te airbusy w Tuluzie. Więc 29 A, B, C i D. Dwa rzędy dalej jest toaleta, więc jakby się coś działo, to dzieciaki szybko zdążą. Nie pcham się do bramki. Przecież foteli nikt nie ukradnie. Powoli ustawiamy się na końcu kolejki. Kątem oka zauważam ruch w kącie poczekalni przed bramką. Dwóch rosłych policjantów wstaje z plastikowych foteli, prowadząc przed sobą czarnoskórego gościa w kajdankach. I stają za nami w kontrolowanym odstępie.
Pokazuję bilety, kontrola dowodów osobistych i już moje latorośle ciągną swoje mikrowalizki w kształcie zwierzątek po płycie lotniska. Najpierw zielony krokodyl, za nim pałęta się biedronka, ale tym razem bez czarnego kota.
Wchodzimy po schodach... – Tata, gdzie?
– 29 A, B, C, D... ja D.
– A ja chcę przy oknie!
– Jak też! – wtóruje druga latorośl. Jezu... dramat się zaczyna, nie omówiliśmy tego przed lotem.
Po negocjacjach syn siada przy oknie, w drodze z powrotem przy oknie będzie siedziała córka.
Za nami pakują się policjanci i ten koleś w bransoletkach. Zajmują 31 A, B, C.
Stewardessy (wtedy jeszcze stewardessy, bo ostatnio w Easy Jet było 2 x coś takie gender), pokazują, jak założyć kamizelkę. Dwa silniki Pratt & Whitney zaskoczyły bezbłędnie. Nagle widzę, że fotel za moim synem wpada w takie dziwne wibracje i zaczyna się trząść. Patrzę do tyłu... a gość w kajdankach trzęsie się, z ust to płynie piana. No...
Nawet całkiem mu to wychodzi. Prawie idealnie... No cóż, mnie nie nabierze, ale innych tak. Tumult z tyłu, stewardessa biegnie do przodu, w kierunku kabiny pilotów, start zostaje przerwany. Policjanci wynoszą trzęsącego się gościa na korytarz przed tylne drzwi...
Nie ruszam się, nic mu się nie stanie; dobrze się wyszkolił. Ale procedury zostały odpalone. No więc wywołano karetkę. Pudełkowaty Rettungswagen pojawił się dość szybko pod ogonem samolotu. Dosunięto powtórnie schody i dwóch sanitariuszy błyskawicznie wspięło się do samolotu. Po chwili podjechał jeszcze samochód z lekarzem, gość dostał wkłucie, coś jeszcze dożylnie i przestał się trząść. Widzę minę kolegi po fachu. Jest wkurzony. Wie, że to ściema, tylko po to, aby uniknąć deportacji do Włoch. Ale pacjent lecieć nie może. Formalnie doznał prawdopodobnie napadu padaczki. Zabierają go w asyście policji do karetki. Więc teraz do szpitala, na SOR, a potem tomografia komputerowa, dalsza diagnostyka w kierunku epilepsji, holter, echokardiografia itd. A... i tłumacz z ichniego na niemiecki. Szpital nie odpuści, czysty geszeft, złota kura. Państwo niemieckie zapłaci... a konkretnie urząd do spraw socjalnych (Sozialamt). Dla wyjaśnienia.
Za zwykłego pacjenta płacą powszechne kasy chorych, często poddają w wątpliwość wykonane zabiegi i ostatecznie nie opłacają całych kosztów hospitalizacji. Tną 10, 20% z rachunku... możesz się z nimi kłócić, ale to jest czasochłonne. W przypadku emigrantów płaci wspomniany urząd (Sozialamt) i zawsze płaci 100%. Emigrant?... Fajn... bierzemy na oddział... many, many, many... $$$$
Niestety, cały ten cyrk spowodował, że nie mogliśmy wystartować o przewidzianym czasie i musieliśmy poczekać na kolejne okienko startowe 1,5 godziny.
Miasto...
Mam wynajęte mieszkanie na obrzeżach centrum, w starej kamienicy, blisko stacji metra. To dla mnie ważne, nie muszę wynajmować auta. Będziemy się poruszać wyłącznie komunikacją miejską w Mediolanie. Idziemy do metra. Cel: plac katedralny i sama katedra. Mówi się, że Milano to miasto, które pędzi. Schodzimy do metra. Tłum stopniowo gęstnieje, elegancko ubrane kobiety i mężczyźni, co drugi z telefonem przy uchu. Wszyscy gdzieś się śpieszą. Ściskam mocniej rękę córki. Nie zgub się, dziecko! Właśnie jeden skład odjechał... Pszuuuuu... Ale patrzę na monitor, następny za 5 minut. Czas szybko mija. Kolejny skład przychodzi w czasie. Ścisk narasta. Tłum porywa nas i wlewamy się do wagonika. Pszuuuuu.. Ściśnięci jak portugalskie sardynki w puszce pędzimy w kierunku Piazza de Duomo. Jest głośno jak na targu. Włosi są strasznie gadatliwi, kakofonia głosów, wszyscy ględzą, chwilami nie słyszę własnych myśli. Piazza de... przez głośniki przedziera się beznamiętny głos spikerki. Wylewamy się z wagoników, ruchome schody wypluwają nas na powierzchnię Piazza Cordusio. Uff... powietrze. Idziemy dalej Via dei Mercanti w kierunku katedry. Mediolan jest piękny, gapię się na mijane kamienice.
– Mister, torebka, Prada, tanio – zaczepia mnie jakiś czarny gość.
– No, thanks... – omijam natrętnego murzyna i przyspieszam kroku. Nagle czuję, że Marysia mocniej ściska moją rękę. Co jest? Patrzę na nią z góry...
– Tata, a czemu oni mają takie wielkie karabiny? – w niebieskich oczach mojego szczęścia widzę mieszankę strachu i niezrozumienia. Dopiero teraz dostrzegam na końcu ulicy żołnierzy z pistoletami maszynowymi przewieszonymi na ramionach stojących koło wozu opancerzonego. Jeden ma palec na cynglu. Ich wzrok czujnie lustruje każdego przechodnia. Ten beznamiętny skaner przesuwa się także po nas. Dopiero teraz zauważam, iż cała ulica zaryglowana jest niskimi betonowymi przeszkodami. Taka włoska wersja znanych mi z Niemiec klocków Angeli Merkel. Okazuje się, iż wszystkie ulice prowadzące na plac katedralny są w ten sposób zabezpieczone. I jak mam to wytłumaczyć sześciolatce?
Ciabatta
Rano wstaję, kiedy dzieci jeszcze śpią, i idę kupić bułki. Koło naszej kamienicy jest piekarnia, rok założenia 1628... Zapach świeżego pieczywa i lokalnych łakoci roznosi się po podwórku naszej kamienicy. Jest koniec marca, więc rano muszę się jeszcze ciepło ubrać. Zamykam za sobą bramę i idę oszronionym chodnikiem w kierunku piekarni. Klap... klap... klap... nagle przede mną trawersuje jakaś ciemnoskóra postać w klapkach ubrana tylko w jakąś dziwną formę szarej galabii. Skarpet brak. Resztki snu momentalnie spadają mi z rzęs. Po chwili druga taka postać wypada z bramy mijanej kamienicy i znika w podwórzu budynku po drugiej stronie ulicy. He? Co to kurde jest?
Kupuję pieczywo i lecę dalej do minimarketu zaopatrzyć się w wędliny... Tych parę plastrów aromatycznej szynki parmeńskiej każdego dnia ozdabia mi śniadanie w Mediolanie. Wracając, mijam kolejnych sandalarzy. Też bez skarpet. Tu już powoli nic mnie nie dziwi.
Do Włoch poprzez port w Lampeduzie na wyspie Pantelerii, która leży blisko wybrzeża Afryki, pontonami i łódeczkami zaczęły po wybuchu kryzysu libijskiego docierać tysiące tzw. imigrantów. Bariera, którą tworzył swoim reżimem w Libii Kaddafi, przestała funkcjonować. Pod presją różnej maści tzw. organizacji pożytecznych idiotów, lewicowej prasy i części społeczeństwa rząd włoski rozparcelował ich po całym kraju. Wielu nadal żyje tam bez rejestracji, wchodząc w świat przestępczy, handlując prochami, zajmując się kradzieżami, natarczywym handlem na ulicach czy też prostytucją, także tą męską.
We Włoszech w 2023 roku odnotowano 50-procentowy wzrost liczby przybyłych imigrantów w stosunku do roku poprzedniego. W ciągu 12 miesięcy było to prawie 156 tysięcy ludzi.
Z uwagi na narastające ryzyko zamachów terrorystycznych centra miast objęto dodatkową ochroną wojska. Kilka miesięcy po mojej wizycie w Mediolanie na Youtubie obejrzałem video, jak tłum niezadowolonych Senegalczyków niczym tornado demoluje włoską ulicę. Włosi i turyści w popłochu chowają się po sklepach, czarna masa przewraca stoły, krzesła, demoluje ogródki restauracji, rozbija donice z zielenią sandalarzy. Opancerzony samochód policyjny na wstecznym biegu chowa się w bocznej uliczce.
Jeżeli zgadzasz się na przysyłanie ci przybyszów z trzeciego świata, to masz w domu ten trzeci świat. A nasz rząd w grudniu 2023 r. podpisał pakt migracyjny.
W rządowych wytycznych dotyczących działania Centrów Integracji Cudzoziemców jest zapisane „wsparcie w zakresie legalizacji pobytu”. Hmmm... Uchodźcy polityczni z Białorusi czy z objętej wojną Ukrainy, czy też Ormianie wygnani z Górnego Karabachu, gdzie żyli od 1000 lat, nie wyrzucają dokumentów na granicy. Czyli będziemy Ibrahimom i innym Ahmedom nadawać nową tożsamość? Będziemy weryfikować... tak po niemiecku?