Najwięcej skarg dotyczy Lutówka
W ubiegłym tygodniu w starostwie powiatowym doszło do spotkania rolników z leśnikami. Spotkanie zostało zorganizowane na wniosek Andrzeja Basińskiego, właściciela gruntów rolnych na terenie Iłowa i Jazdrowa. Za nim stanęło murem kilkunastu innych rolników. Andrzej Basiński twierdzi, że nie otrzymał odszkodowania za szkody łowieckie w kwocie 150 tysięcy złotych i sprawę skierował na drogę sądową, a nawet do prokuratury.
– Od wielu lat mam potężne problemy ze szkodami łowieckimi. Sam poluję i sam szacuję szkody, więc wiem, o czym mówię. W ubiegłym roku na moich polach regularnie pasło się około stu danieli. Doszło do tego, że 18,5 hektara rzepaku musiałem zlikwidować. Te daniele w ogóle nie schodziły z moich pól. Przez wiele lat ustępowałem leśnikom, jeśli chodzi o szacowanie szkód. Kiedy dwa lata temu zwierzyna zniszczyła
mi całe pole, powiedziałem dość.
W ubiegłym roku nie oszacowano mi w ogóle strat na 101 hektarach rzepaku. W protokole pisze się bzdury. Protokoły nie posiadają numerów. Nie jestem powiadamiany o wizytach na moich polach. Jestem lekceważony na każdym kroku. Chodzi mi o sąsiedzkie rozwiązanie tego problemu. Nie niszczę lasu, nie wyrządzam w nim żadnych szkód. Nie można prowadzić gospodarki leśnej kosztem rolników. Co mam robić, panie dyrektorze, jak wygrać z tą machiną? – pytał Andrzej Basiński niczym słynny „paprykarz” premiera Tuska.
Rolnik z Sitna gospodarujący w Iłowie w swej wypowiedzi wskazał na fatalną współpracę z pracownikami Nadleśnictwa Lutówko, które zarządza obwodem łowieckim na tym terenie. Jest to tak zwany obwód leśny, który nie został wydzierżawiony kołu łowieckiemu, tylko jest administrowany przez gospodarstwo Lasy Państwowe. Zgodnie z ustawą Prawo łowieckie rolnikowi należy się odszkodowanie za szkody wyrządzone przez dziki, łosie, jelenie, daniele, sarny. Oględzin i szacowania szkód, a także ustalenia wysokości odszkodowania dokonują przedstawiciele zarządcy lub dzierżawcy obwodu łowieckiego. Słusznym jest więc stwierdzenie, że myśliwi czy, jak w tym przypadku, leśnicy, są sędzią we własnej sprawie. Jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Na żądanie strony w szacowaniu szkód może uczestniczyć przedstawiciel właściwej terytorialnie izby rolniczej. Z tej możliwości Andrzej Basiński zawsze korzysta. Mało tego, zleca wyceny niezależnym rzeczoznawcom. Różnią się one diametralnie od tych sporządzonych przez pracownika nadleśnictwa. Bardzo ważne jest też przestrzeganie terminów.
– Szkodę należy zgłosić 3 dni od daty jej wystąpienia. Koło łowieckie lub nadleśnictwo ma 7 dni na oszacowanie strat. Na 2 dni przed szacowaniem należy o tym powiadomić rolnika – przypomina Barbara Wiśniewska, dyrektor Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Sępólnie.
Rolnicy obecni na sali zgodnie twierdzili, że w Lutówku tych terminów się nie respektuje. Mało tego, twierdzą również, że mimo zgłoszenia, nie dokonuje się szacowania strat.
– Nie mogę siać wszystkich upraw. Ziemniaków nie sadzę już kilka lat. Wszystko było niszczone przez zwierzynę. Chciałem od nadleśnictwa słupy na ogrodzenie, nie dostałem – skarżył się Leszek Kotuniak, rolnik z Jelenia.
– To wszystko, co mówi pan Basiński, to niestety prawda. Przez długi czas byliśmy cierpliwi. Musieliśmy interweniować w Toruniu, aby dostać słupy na ogrodzenie. Z Lutówkiem nie można się dogadać – potwierdza Aneta Pankau, również z Jelenia.
Kilka lat temu rolnicy z Jelenia też podnieśli bunt. Odbyły się dwa spotkania z leśnikami. Nadleśniczy obiecywał radykalną poprawę stosunków z rolnikami przy szacowaniu strat. Jak widać, nic się nie zmieniło.
– Pola pana Basińskiego z czterech stron otoczone są kompleksem leśnym. Można je ogrodzić, ale tam są drogi publiczne. Mało tego, na granicy jest ponad 100 hektarów młodników, atrakcyjnych dla zwierzyny. Dodatkowo od 2 lat występuje tam wataha wilków. To powoduje skupianie się zwierzyny w większe stada. Co roku wzrasta odstrzał.
W tym sezonie odstrzelono w tym obwodzie 192 sztuki jeleni, 153 danieli i 80 saren. Generalnie, trzeba zmienić prawo łowieckie i wydłużyć okresy polowań. W ubiegłym roku na odszkodowania wydaliśmy około 100 tysięcy złotych. Ponad 80 tysięcy na słupki, siatki, pastuchy. Zatrudniliśmy też trzech stróży. Mamy 314 hektarów poletek łowieckich, gdzie zwierzyna może żerować. Uważam, że nie możemy samodzielnie szacować tak dużych upraw. Każdy procent to tysiące złotych – bronił się Ryszard Zambrzycki, nadleśniczy z Lutówka.
Niestety, nadleśniczy nie odniósł się do konkretnych zarzutów stawianych przez rolników. Wziął ich za to w obronę bezpośredni przełożony nadleśniczego.
– Cieszę się, że mogłem państwa wysłuchać. Tak dalej być nie może. Doskonale was rozumiem. Rolnik musi mieć zapłaconą szkodę. Od dawna dochodzą do mnie niepokojące sygnały. Najwięcej skarg dotyczy właśnie Lutówka. Tutaj musi nastąpić normalizacja stosunków z rolnikami. Co roku zatwierdzam tutaj zwiększone plany odstrzału. Obecny, 10-letni plan kończy się
w 2017 roku. Do tego czasu powinna nastąpić redukcja jelenia i daniela. Jest na waszym obszarze co najmniej 6 wilków. Wilki powodują zbicie się zwierzyny w duże stada i podchodzenie pod ludzkie siedziby. Po prostu tak czują się bezpieczniej. Odpowiedzialność na dużych areałach jest ogromna. Dlatego uważam, że w takich przypadkach szacowaniem powinni zajmować się biegli rzeczoznawcy – mówił Janusz Kaczmarek, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu.
Z konkretną propozycją ograniczenia szkód łowieckich wystąpił Antoni Dolny, przewodniczący komisji rolnictwa Rady Miejskiej Sępólna. Zaproponował, aby z gruntów należących do Skarbu Państwa, będących we władaniu Lasów Państwowych lub Agencji Nieruchomości Rolnych, wydzielić poletka zaporowe, na których uprawiano by rośliny atrakcyjne dla zwierzyny. W ten sposób nie wchodziłyby w szkodę rolnikom.
– Jestem nawet skłonny wydzierżawić od rolników niektóre grunty, aby zamknąć pewne obszary bytowania zwierząt i w ten sposób nie dochodziłoby do szkód i konfliktów. Na pewno serio potraktuję dzisiejsze spotkanie. Z Lutówka mam zbyt dużo skarg. Będę reagował na sygnały rolników. Widzę, że jest potrzebna męska rozmowa z moimi podwładnymi. Poproszę ich do Torunia i sobie porozmawiamy. Panie nadleśniczy, oczekuję poprawy stosunków z rolnikami. Jeśli tak się nie stanie, to powezmę inne kroki – dyrektor Kaczmarek zwrócił się do siedzącego obok Ryszarda Zambrzyckiego.
– Mam grunty na terenie Nadleśnictwa Lutówko i Runowo. Jeśli chodzi o szacowanie strat, to są dwa różne światy – przyznał jeden z mieszkańców Jelenia.
Rolnicy najwięcej pretensji mieli go Grzegorza Groma, który z ramienia nadleśnictwa zajmuje się szacowaniem szkód łowieckich. Wszyscy wspominają jego poprzednika, który był podobno jego przeciwieństwem.
– Szanowni rolnicy, moi sąsiedzi. Jeśli nie zgadzacie się z szacowaniem, nie podpisujcie protokołów albo wnieście do nich swoje uwagi. Nie ma się czego bać. Jak nie to pójdziemy do sądu, chętnie każdemu pomogę – apelował Andrzej Basiński.
Spotkanie zorganizowane przez starostwo powiatowe na pewno było potrzebne. Andrzej Basiński nie był osamotniony. Poparło go kilkunastu innych rolników. Padło wiele ostrych słów i wiele deklaracji. Ciekawe, czy deklaracje dyrektora Kaczmarka to tylko kurtuazja, czy rzeczywiście wola załatwienia tego poważnego problemu.