Nowy Dwór wzywa pomocy

Robert Środecki, 13 kwiecień 2012, 22:22
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W ciągu kilku ostatnich lat w Nowym Dworze doszło do fali samobójstw. Mieszkańcy popegeerowskiej wsi usytuowanej na obrzeżach gminy Więcbork są wstrząśnięci i poruszeni tym, co się stało. O tragedii, która w sposób szczególny dotknęła dwie rodziny, pisaliśmy w jednym z wydań naszego tygodnika. Od tego czasu w redakcji ,,Wiadomości Krajeńskich” nie milkną telefony. Nasi Czytelnicy zastanawiają się, czy można było temu zapobiec oraz czy stosowne służby i instytucje stanęły na wysokości zadania. Odpowiedzi na powyższe pytania nie są jednoznaczne i oczywiste. Wśród Czytelników ,,WK” oraz osób bezpośrednio dotkniętych tragedią głosy są podzielone.
Nowy Dwór wzywa pomocy

W tym bloku doszlo do czterech samobójstw

– Dlaczego pracownicy ośrodka pomocy społecznej nie docierają do nastolatków z rodzin, w których dzieci popełniają samobójstwa? – pytał na ostatniej sesji Rady Miejskiej w Więcborku Jan Antczak. – Według mnie ośrodek był zawsze tam, gdzie powinien być. Rodzina chłopca, który usiłował popełnić samobójstwo, jest objęta naszym wsparciem. Na miejsce skierowaliśmy psychologa. Rodzina korzystała z jego usług do pewnego momentu, aż uznała, że nie jest on potrzebny. Matka chłopca podpisała oświadczenie, w którym stwierdziła, że nie chce pomocy, ponieważ sobie radzi. Są przypadki, gdy nas się nie chce i nas się wygania – odpowiedział radnemu Tomasz Siekierka, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Więcborku.
Pracownicy ośrodka pomocy społecznej działają w ramach swoich kompetencji. Deklaracja matki, która rzekomo radzi sobie z problemami, była w tym przypadku bardzo ważnym czynnikiem determinującym dalsze działania lub ich brak. Kobieta ewidentnie nie radzi sobie z wychowaniem  własnych dzieci, skoro w krótkim odstępie czasu na własne życie targnął się kolejny młodociany członek rodziny. – Jeżeli nikt nam nie pomoże, to w tym domu dojdzie do kolejnych tragedii. To tylko kwestia czasu – mówi w rozmowie z nami sąsiadka. Panią Krystynę życie również boleśnie doświadczyło. Nasza rozmówczyni przedwcześnie straciła męża i syna. Obaj zginęli w zamachach samobójczych. Kobieta walczy o to, żeby uchronić swoje młodsze dzieci. – Jedyną osobą, która nas wspiera, jest kurator syna – wyznaje w rozmowie z nami. – Na nikogo innego nie mogę liczyć – mówi. Niedawno skontaktował się z nami kurator jednego z synów pani Krystyny. Miał do nas żal i pretensję, że ośmieliliśmy się napisać o tragedii dwóch rodzin, która rozgrywa się od kilku lat w Nowym Dworze. Treści tej rozmowy nie będziemy przytaczać, ponieważ nie ma to najmniejszego sensu. Nasza publikacja wywołała dyskusję, która ma dać odpowiedź na pytanie, co jeszcze można zrobić, żeby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości, i jak pomóc osobom przeżywającym rodzinny dramat. W skrajnych przypadkach należy odbierać dzieci rodzicom, którzy nie radzą sobie z ich wychowaniem. W przeciwnym wypadku patologia może się pogłębiać. – To sytuacja szczególna i dramatyczna. Musimy zapewnić rodzinie chłopca wszelką możliwą pomoc i zadbać o to, żeby była ona skuteczna. Nie jest to zadanie łatwe, ponieważ musimy być tuż obok, ale nikomu nie możemy się narzucać – mówiła na naszych łamach Izabela Szmaglińska, zastępca dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Więcborku. Panią dyrektor będziemy trzymać za słowo. W rozmowie z nami kurator jednego z chłopców mieszkających w Nowym Dworze  oświadczył, że cały system instytucji odpowiadających za przeciwdziałanie i łagodzenie skutków  tragedii wymaga naprawy. Z tym stwierdzeniem wypada się zgodzić, ale to właśnie kuratorzy są częścią tego systemu. Cztery zamachy samobójcze w dwóch rodzinach mieszkających w jednym domu to zdecydowanie zbyt dużo.