Więcbork
O poetyckiej wrażliwości w czasach niewrażliwych
Ten tekst ma być ładny. A nawet – bardzo. Co prawda trudno jest pisać o sprawach szkolnych, gdy nie słychać charakterystycznego zgiełku, kakofonii dźwięków, które na co dzień towarzyszą szkole. Kiedy się go słyszy, nawet w zaciszu domowym, jest jakby łatwiej, bo czuć ten niepowtarzalny klimat, człowiek niesiony wówczas pewnego rodzaju euforią, pozwala palcom wystukiwać treści dowolne, a efekt zazwyczaj i tak jest zgodny z oczekiwaniami.
Od zakończenia ubiegłego roku szkolnego minęło już sporo czasu. Jest to zatem dobry moment, by – ciesząc się z pewnego dystansu – nawiązać do tego, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu roku szkolnego, właściwie w przeddzień jego zakończenia w Szkole Podstawowej nr 1 w Więcborku. Mojej szkole.
Zainspirowany przedstawieniem poetyckiej twórczości Amelii Cukla przed panem Starostą, postanowiłem poprosić ją o to samo, ale przed publicznością bliższą: swoimi koleżankami i kolegami ze szkoły, przede wszystkim zaś rówieśnikami – już byłej klasy 8a.
Po uzyskaniu zgody na opisanie tego wydarzenia, które okazało się niezwykłe i bardzo pouczające, a także możliwości wglądu i skopiowania wybranych wierszy Amelii, obiecałem jej i jej mamie, że dam upust w formie pisanej swoim emocjom, dokładając przy tym szczyptę polonistycznej wrażliwości.
Kiedyś, gdy po kolejowych dworcach, w okolicach Aleksandrowa Kujawskiego, tułał się „dżinsowy poeta”, wyposażony w nieodłączny plecak, gitarę i gołębie serce, jego poezja, określona przez Henryka Berezę „życiopisaniem” zrosła się z biografią twórczą autora „Confiteoru”: (…) Naprawdę życie Stachury jest życiopisaniem. Jego pisarstwo – mówił H. Bereza - jest tożsame z jego życiem, jedno z drugiego wynika, jedno jest drugim, jest to jedność, jedność nierozdzielna, jedność całkowita. Nie dlatego przywołuję młodzieżowego wieszcza – jeśli wolno mi w ten sposób nazwać Edwarda Stachurę, by na siłę szukać analogii do twórczości Amelii. „Życiopisanie” Stachury bowiem, jakkolwiek będziemy ten neologizm rozumieli, zawiera na tyle potężną dawkę indywidualizmu, że wszelkie porównania nie mają sensu.
Zatem „życiopisanie” młodej poetki – nawet jeśli zaczerpnięte z gotowych wzorców – pozostaje jej życiopisaniem. To ona, najpierw przed zacnym gronem starostwa w Sępólnie, potem – przed swoimi rówieśnikami, a także przed panią Dyrektor, wychowawczynią, panią Ewą Iwaszkiewicz i mną – dała się namówić na obnażenie swojego wnętrza ujętego w formę kilku krótkich limeryków i trochę dłuższych form poetyckich. Reakcja dorosłych ma tu mniejsze znaczenie: to zrozumiałe, że byliśmy wzruszeni i pozostaliśmy pod ogromnym wrażeniem, jak to my dorośli.
Na uwagę zasługuje reakcja uczniów, którzy… otworzyli oczy i serca. Mało kto z nich bowiem wiedział, że wśród nich jest dziewczyna, znana większości tylko z imienia i nazwiska widniejącego w dzienniku, która przez swoje choroby, liczne operacje, nauczanie indywidualne wreszcie – jest tak samo, a może nawet bardziej wrażliwa od nich. Patrząc na ich reakcję doszedłem do wniosku (i jako polonista biję się w piersi), że takich spotkań powinno być więcej. Już mówię dlaczego.
Wśród huku gromów i brutalnych ocen spadających na młodzież w wieku szkolnym (przez wiele lat zwykliśmy używać określenia ‘gimnazjalną’) pojawia się nagle mała Amelia, która swoją szczerością i otwartością może nie tyle obala mity, co daje sygnał, że nigdy nie powinno się upraszczać i generalizować. Gdyż, jak pisze Amelia:
Zainspirowany przedstawieniem poetyckiej twórczości Amelii Cukla przed panem Starostą, postanowiłem poprosić ją o to samo, ale przed publicznością bliższą: swoimi koleżankami i kolegami ze szkoły, przede wszystkim zaś rówieśnikami – już byłej klasy 8a.
Po uzyskaniu zgody na opisanie tego wydarzenia, które okazało się niezwykłe i bardzo pouczające, a także możliwości wglądu i skopiowania wybranych wierszy Amelii, obiecałem jej i jej mamie, że dam upust w formie pisanej swoim emocjom, dokładając przy tym szczyptę polonistycznej wrażliwości.
Kiedyś, gdy po kolejowych dworcach, w okolicach Aleksandrowa Kujawskiego, tułał się „dżinsowy poeta”, wyposażony w nieodłączny plecak, gitarę i gołębie serce, jego poezja, określona przez Henryka Berezę „życiopisaniem” zrosła się z biografią twórczą autora „Confiteoru”: (…) Naprawdę życie Stachury jest życiopisaniem. Jego pisarstwo – mówił H. Bereza - jest tożsame z jego życiem, jedno z drugiego wynika, jedno jest drugim, jest to jedność, jedność nierozdzielna, jedność całkowita. Nie dlatego przywołuję młodzieżowego wieszcza – jeśli wolno mi w ten sposób nazwać Edwarda Stachurę, by na siłę szukać analogii do twórczości Amelii. „Życiopisanie” Stachury bowiem, jakkolwiek będziemy ten neologizm rozumieli, zawiera na tyle potężną dawkę indywidualizmu, że wszelkie porównania nie mają sensu.
Zatem „życiopisanie” młodej poetki – nawet jeśli zaczerpnięte z gotowych wzorców – pozostaje jej życiopisaniem. To ona, najpierw przed zacnym gronem starostwa w Sępólnie, potem – przed swoimi rówieśnikami, a także przed panią Dyrektor, wychowawczynią, panią Ewą Iwaszkiewicz i mną – dała się namówić na obnażenie swojego wnętrza ujętego w formę kilku krótkich limeryków i trochę dłuższych form poetyckich. Reakcja dorosłych ma tu mniejsze znaczenie: to zrozumiałe, że byliśmy wzruszeni i pozostaliśmy pod ogromnym wrażeniem, jak to my dorośli.
Na uwagę zasługuje reakcja uczniów, którzy… otworzyli oczy i serca. Mało kto z nich bowiem wiedział, że wśród nich jest dziewczyna, znana większości tylko z imienia i nazwiska widniejącego w dzienniku, która przez swoje choroby, liczne operacje, nauczanie indywidualne wreszcie – jest tak samo, a może nawet bardziej wrażliwa od nich. Patrząc na ich reakcję doszedłem do wniosku (i jako polonista biję się w piersi), że takich spotkań powinno być więcej. Już mówię dlaczego.
Wśród huku gromów i brutalnych ocen spadających na młodzież w wieku szkolnym (przez wiele lat zwykliśmy używać określenia ‘gimnazjalną’) pojawia się nagle mała Amelia, która swoją szczerością i otwartością może nie tyle obala mity, co daje sygnał, że nigdy nie powinno się upraszczać i generalizować. Gdyż, jak pisze Amelia:
Kiedy ty się ze mnie śmiejesz
Obgadujesz mnie na boku
Bardzo ranisz serce moje
Słona łza się kręci w oku.
O zwierzęta bardzo dbacie
No, bo bardzo je kochacie
A ja żyję między wami
ty wytykasz mnie palcami
Obgadujesz mnie na boku
Bardzo ranisz serce moje
Słona łza się kręci w oku.
O zwierzęta bardzo dbacie
No, bo bardzo je kochacie
A ja żyję między wami
ty wytykasz mnie palcami
Nie o poetycki kunszt tu chodzi, bo to prosty przekaz ubrany w proste słowa. I w tej właśnie prostocie przekazu można doszukać się pewnej niezwykłości. Mieści się w nim ogrom doświadczeń, ocierających się o nietolerancję, brak empatii i zwykłą ludzką małostkowość, wyrażającą się w przydługawych spojrzeniach, szeptach, a nawet nie-szeptach.
Amelia pisze, że wytykanie palcami rani jej serce, że pojawiają się łzy i dziwi się, że ludzie dbają o zwierzęta, bo je kochają. A ona? Oczywiście też jest kochana, ale miłość w sensie ogólnoludzkim, to nie tylko głaskanie po głowie i całowanie. To przede wszystkim szacunek dla drugiego człowieka! Dodam, bo muszę to dodać – bez względu na jego poglądy, wygląd, orientację i wiarę. Bez względu na to, czy jest w pełni sprawny czy nie.
W obliczu tego, czego jesteśmy świadkami w przestrzeni publicznej, słowa niepełnosprawnej dziewczynki, domagającej się szacunku i zrozumienia mają wymiar wyjątkowy, bo ujęty w słowa płynące z duszy dziecka. Chciałoby się powiedzieć – nawiązując do tytułu słynnego filmu Randy Haines – „dziecka gorszego boga”. Ale nie ma tu i nie może być mowy o jakichś gorszych czy lepszych bogach, bo nikt z nas nie ma chyba wątpliwości, że to określenie wymyślił człowiek, nie Bóg.
Wiara w boga również jest obecna w poezji dziewczynki.
Amelia pisze, że wytykanie palcami rani jej serce, że pojawiają się łzy i dziwi się, że ludzie dbają o zwierzęta, bo je kochają. A ona? Oczywiście też jest kochana, ale miłość w sensie ogólnoludzkim, to nie tylko głaskanie po głowie i całowanie. To przede wszystkim szacunek dla drugiego człowieka! Dodam, bo muszę to dodać – bez względu na jego poglądy, wygląd, orientację i wiarę. Bez względu na to, czy jest w pełni sprawny czy nie.
W obliczu tego, czego jesteśmy świadkami w przestrzeni publicznej, słowa niepełnosprawnej dziewczynki, domagającej się szacunku i zrozumienia mają wymiar wyjątkowy, bo ujęty w słowa płynące z duszy dziecka. Chciałoby się powiedzieć – nawiązując do tytułu słynnego filmu Randy Haines – „dziecka gorszego boga”. Ale nie ma tu i nie może być mowy o jakichś gorszych czy lepszych bogach, bo nikt z nas nie ma chyba wątpliwości, że to określenie wymyślił człowiek, nie Bóg.
Wiara w boga również jest obecna w poezji dziewczynki.
Nieraz ludzie mnie pytają
Skąd ty, mała, bierzesz się?
Wtedy zaraz w myślach pytam,
Czy już dzisiaj się modliłeś
Bo choć jestem jeszcze dzieckiem
Wiek nie ma znaczenia
Też mam swoje przemyślenia.
Skąd ty, mała, bierzesz się?
Wtedy zaraz w myślach pytam,
Czy już dzisiaj się modliłeś
Bo choć jestem jeszcze dzieckiem
Wiek nie ma znaczenia
Też mam swoje przemyślenia.
Amelii towarzyszy poczucie inności, szczególnie wyeksponowane w kolejnym wierszu, o którym za chwilę. Tym czasem pada pytanie: „skąd ty, mała, bierzesz się?” i reakcja: „czy już dzisiaj się modliłeś?”. Oto odpowiedź na to, czy są lepsi czy gorsi bogowie. Są tylko lepsi i gorsi ludzie. Są ci, którzy się modlą i jeśli robią to szczerze, są ludźmi dobrymi i nie tracą czasu na zadawanie durnych pytań. Tymczasem, jak mówi Amelia, wiek nie ma znaczenia dla przemyśleń. Jest dzieckiem, lecz dziecięca jest tylko jej cielesna powłoka.
Bo, choć kunszt poetycki wymaga u niej doszlifowania i poprowadzenia za rękę – choćby w postaci jakichś warsztatów poetyckich, nie ulega wątpliwości, że podstawa już jest: chęć lirycznego dzielenia się z innymi nieliryczną często, nawałnicą emocji, refleksji, podsycaną niezasłużonym spazmem. Być może jest za wcześnie, by mówić o nieoszlifowanych diamentach, być może czytający te słowa dostrzeże w nich przesadę, ale…
Amelio – że zwrócę się do młodej poetki – nie zatrzymuj się w swoich próbach, szukaj inspiracji najbliżej siebie, jak to robiłaś do tej pory. Niech głos dziecka, któremu los nie skąpi cierpienia, przebije się przez obojętność i głupotę wielu dorosłych, którym dziś – tu i teraz – można zadać pytanie:
Bo, choć kunszt poetycki wymaga u niej doszlifowania i poprowadzenia za rękę – choćby w postaci jakichś warsztatów poetyckich, nie ulega wątpliwości, że podstawa już jest: chęć lirycznego dzielenia się z innymi nieliryczną często, nawałnicą emocji, refleksji, podsycaną niezasłużonym spazmem. Być może jest za wcześnie, by mówić o nieoszlifowanych diamentach, być może czytający te słowa dostrzeże w nich przesadę, ale…
Amelio – że zwrócę się do młodej poetki – nie zatrzymuj się w swoich próbach, szukaj inspiracji najbliżej siebie, jak to robiłaś do tej pory. Niech głos dziecka, któremu los nie skąpi cierpienia, przebije się przez obojętność i głupotę wielu dorosłych, którym dziś – tu i teraz – można zadać pytanie:
Dokąd idziesz po omacku
- moja wina
I nie słychać końca płaczu
- moja wina
Jedni cicho upadają
- moja wina
Drudzy ręce umywają
- moja wina
Coraz więcej wkoło ludzi
- moja wina
O człowieka coraz trudniej
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!
- moja wina
I nie słychać końca płaczu
- moja wina
Jedni cicho upadają
- moja wina
Drudzy ręce umywają
- moja wina
Coraz więcej wkoło ludzi
- moja wina
O człowieka coraz trudniej
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!