Pierwszy taki dom w powiecie
Budynek z zielonym dachem przy ulicy Długiej w Wąwelnie. Na terenie posesji miniplac zabaw, trampolina, oczko wodne, nawet coś, co można nazwać domkiem na drzewie. Wszystko jest gotowe na przyjęcie nowych domowników. Dom oglądały dwie komisje z wydziału polityki społecznej urzędu wojewódzkiego. Nie było najmniejszych uwag czy zastrzeżeń. Jednak dom to nie tylko sam budynek. O to ,,coś” już muszą zadbać sami domownicy.
Państwo Kaproniowie małżeństwem są od 13 lat. Oboje wywodzą się z rodzin wielodzietnych. Pani Anita ma pięcioro rodzeństwa, a jej mąż ośmioro. Sami mają troje dzieci: Rubena – 12 lat, Anastazję – 8 lat i Tymoteusza – 2 lata. Kilka lat temu przeczytali w ,,Wiadomościach Krajeńskich” ogłoszenie powiatowego centrum pomocy rodzinie, które poszukiwało kandydatów na rodzinę zastępczą. Zgłosili się, przeszli pozytywną weryfikację i ukończyli specjalne szkolenie organizowane przez Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy w Bydgoszczy. Podpisali z powiatem umowę na prowadzenie rodzinnego pogotowia opiekuńczego. Trafiały do nich dzieci z interwencji domowych lub takie, o których zapominali pijani rodzice.
– To pogotowie działało u nas 9 miesięcy. W tym czasie przyjęliśmy 7 dzieci. Dwójka przebywała u nas 9 miesięcy, a najkrócej dziecko powierzono nam na 4 dni – mówi pan Mieczysław.
– Kiedyś przywieźli takie malutkie dziecko o dwunastej w nocy, ale było u nas bardzo krótko – dodaje 8-letnia Anastazja.
Badamy dyskretnie, co było przyczyną odebrania tych dzieci biologicznym rodzicom czy opiekunom. Padła krótka i zdecydowana odpowiedź: – Alkohol.
Pogotowie opiekuńcze w Wąwelnie przerwało swoją działalność z przyczyn osobistych. Z czwórką dzieci, które u nich przebywały, rodzina Kaproniów utrzymuje stały kontakt. Spotykają się, odwiedzają. Sąd przyznał im nawet tzw. urlopowanie. Właśnie te dzieci trafią do nich na stałe. Najmłodsze z nich ma 10 lat. Troje obecnie przebywa w domu dziecka w Więcborku, a jedno w Jastrowiu.
– Te dzieci cały czas mają kontakt z państwem Kaproń. Są do nich urlopowane. Cały czas pracuje z nami również psycholog. Najważniejsze, że same chcą tej przeprowadzki – mówi Beata Lida, dyrektor więcborskiej placówki.
– Już dawno byliśmy na to zdecydowani. Po prostu mamy taką potrzebę. Jest w życiu coś takiego jak misja i my tę misję mamy do spełnienia. Pewnie, są tacy, którzy myślą, że robimy to wyłącznie dla pieniędzy. Doświadczyliśmy tego, kiedy prowadziliśmy pogotowie. Kupiliśmy na kredyt większy samochód, 7-osobowy, a ludzie mówili, że dorobiliśmy się na dzieciach. Ludzie już tacy są i my tego nie zmienimy – mówi pani Anita.
Formalnie Rodzinny Dom Dziecka w Wąwelnie został powołany do życia uchwałą rady powiatu w dniu 31 sierpnia br.
– Dom jest jednostką organizacyjną powiatu działającą jak jednostka budżetowa. Może w nim przebywać od 4 do 8 dzieci. W tym przypadku będzie ich 4. 20 lipca wojewoda pozytywnie zaopiniował standardy lokalowe, które są u państwa Kaproń. Placówka rozpocznie działalność z dniem wpisania jej do rejestru wojewody. Myślę, że to kwestia tygodnia, najwyżej dwóch. Cieszymy się, że ci młodzi, sympatyczni ludzie przecierają u nas szlaki w tej dziedzinie – mówi Zofia Müller, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Więcborku.
Ponieważ dom jest jednostką organizacyjną powiatu, zarząd musi powołać jej dyrektora. Kto będzie dyrektorem?
– Oczywiście żona. Potem czeka nas załatwianie tych wszystkich NIP-ów, Regon-ów i innych niezbędnych formalności – mówi pan Mieczysław.
Co na pojawienie się nowych domowników mówią dzieci państwa Kaproniów?
– Wiemy, że znowu będą z nami mieszkać inne dzieci. Na pewno będzie fajnie – kwituje krótko Ruben.
– Dzieci w takiej placówce mogą przebywać do 18 roku życia lub do ukończenia 25 lat, jeśli się uczą – dodaje Anita Kaproń.
W trakcie sesji rady powiatu, kiedy radni podejmowali uchwałę o utworzeniu Rodzinnego Domu Dziecka w Wąwelnie, dyrektor Müller wymieniła kwotę 2.231 złotych na jedno dziecko miesięcznie, którą placówka będzie otrzymywała na swoją działalność. Ta liczba poprzez media poszła w świat, ale to nie jest do końca prawda. Już odezwały się głosy, że to całkiem dobry biznes. Wymieniona przez panią dyrektor PCPR kwota to kwota maksymalna, którą można otrzymać. W praktyce będzie to jednak bardzo trudne. Dotacja dla placówki składa się z kilku pozycji, a wynika to z ustawy o pomocy społeczne. Poszczególne składniki są obliczane na podstawie tzw. kwoty bazowej. Każde dziecko otrzyma 559,98 zł miesięcznie na żywność i pokrycie kosztów wynikających z uczęszczania do szkoły. Widać, że dziennie jest to mniej niż 20 złotych. Ta stawka może być wyższa, ale zarząd powiatu na początek ustalił właśnie taką. Nie podlega ona rozliczeniu. Do tego dochodzą pieniądze na pokrycie kosztów związanych z bieżącym funkcjonowaniem domu, czyli opłaty za prąd, wodę, opał, podatki itp. Obliczono to na podstawie dotychczas ponoszonych kosztów. Na ten cel ustalono kwotę 236,43 zł dla każdego dziecka i osób prowadzących dom. Jest to kwota maksymalna. Oprócz tego rodzina może uzyskać różne dopłaty na zakup wyposażenia i remonty oraz opiekę medyczną, które nie jest finansowana ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia.
Wiadomo jednak, że jeśli np. zostaną zakupione meble, to w kolejnym roku już takiej konieczności nie będzie. Pieniądze będą przekazywane po okazaniu faktur czy rachunków do wysokości poniesionych kosztów, ale nie więcej niż ustalone górne limity. Kwota 2.231 zł jest sumą wszystkich maksymalnych świadczeń.
Jeśli o finansach mowa, to koszt utrzymania dziecka w tradycyjnym domu dziecka jest co najmniej dwukrotnie wyższy niż w domu rodzinnym. Wartości niematerialne wynikające z wychowania dzieci w takiej placówce są nie do oszacowania. Nie ma wątpliwości, że tworzenie domów rodzinnych jest słusznym krokiem. Państwo Kaproniowie są pierwszymi w powiecie sępoleńskim, którzy podjęli takie wyzwanie.
– Zachęcamy innych do takiej działalności, naprawdę warto – mówi pan Mieczysław.