Poldek odjechał na zawsze
Pamiętasz młody człowieku, kibicu motocrossowych zmagań jeźdźców na błotnistej Plebance, schorowanego beznadziejnie Poldka dzierżącego uchwyt urządzenia startowego? Jestem spokojny. Wiem, że pamiętasz.
Pamiętasz Poldka starszy i stary wielbicielu motocrossowych uniesień? Pamiętasz, jak byłeś wabiony na tor po starej cegielni i na Plebankę? Sprawiał to ryk maszyn chłopaków Poldka - szefa więcborskiego WKM-u, panującego nad największymi zawodami. Czyż to nie one wpisały się pięknie i trwale w bogatą historię miasteczka nad Orlą? Boże, kto ma pamiętać lepiej.
Pamiętasz, kimkolwiek jesteś, Poldka, a w zasadzie różnorodny smak jego oranżady w butelkach, wypierających przedwojenne zamknięcia? Pamiętasz na pewno, bo smaki nigdy nie przemijają.
Pamiętasz Poldka w skórzanym kapeluszu kierującego zaprzęgiem konnym pędzącym w nieznanym kierunku bądź na dożynki gminno-parafialne? I to wszystko jeden Poldek? To nie wszystko, ale jeden i ten sam Poldek.
Leopold Stypa był prawdziwym człowiekiem orkiestrą. W każdym środowisku, gdzie sport odgrywa ważną rolę, animatorów nie brakuje. On był jednak wyjątkowym.
W Więcborku z naturalnych uwarunkowań skorzystali żeglarze i wioślarze rozgoszczeni nad brzegiem malowniczego jeziora. Pagórkowatość terenu okalającego miasto przypadła w udziale motocrossowcom. Już w zamierzchłych czasach tu i ówdzie rozlegał się intensywny warkot motocykli dosiadanych przez śp. Franciszka Kaczmarka i Ignaca Przybylskiego. Nieśmiałe początki z lat pięćdziesiątych nie porwały jednak zbyt wielu. Dopiero dojrzałość Leopolda Stypy, rozmiłowanego w tym sporcie bezgranicznie, otworzyła drogę systematycznej progresji. I tak to w 1981 roku zarejestrowany został Więcborski Klub Motorowy z Poldkiem na czele. Odtąd to Poldek tu, to Poldek tam. On i jego synowie Wojtek i Darek, których od najmłodszych lat zapędził na motory skutecznie.
Długie lata owocnej pracy, dziesiątki imprez, tysiące kibiców i te porywające widowiska. Ich przebiegiem i towarzyszącymi im emocjami fascynowano się w wielu środowiskach, domach, szkołach, kolejkach. Z czasem relacjonowały je, i relacjonują do dzisiaj, znaczące media. W ciągu 33 lat istnienia Więcborskiego Klubu Motorowego Leopold Stypa miał wiele powodów do satysfakcji. Jego imię odmieniano przez wszystkie przypadki jak Polska długa i szeroka. Nie każdy działacz obdarzony był taką estymą.
Ostatnimi laty gasnącego w oczach Poldka można było spotkać w pobliżu piekarni, z którą sąsiadował jego dom i firma „Styl”. Poruszając się z wielkim trudem po regularnym trójkącie, niemal zawsze trafiał do przyległego sklepu „Rolnika”. Tam zamieniał ze znajomymi kilka zdań. Tam też dzielił się spostrzeżeniami, jakie odsłania codzienna małomiasteczkowość.
Poldek już nigdy nie pojawi się na Plebance. Już nigdy nie chwyci za „wajchę” maszyny startowej. Już nigdy nie puści do szaleńczej walki zmotywowanych do granic jeźdźców na piekielnie mocnych maszynach, ocierających się o siebie na paskudnie trudnych wirażach. Teraz na jednym z nich znalazł się on sam. Za jego plecami koleiny żłobione przez koła żywota. Szpryca piachu spod przyczepnych protektorów przysłania pędzącą sylwetkę odzianą w barwny plastron. Po wyjściu z wirażu już tylko długa prosta zakończona potężnym podjazdem, wyrzucającym jeźdźca wysoko w przestworza. – Mistrzu, wracaj – krzyczą kibice i motocrossowcy z więcborskiego teamu. Poldek nie słyszy. Meta.