Felieton Radka Skórczewskiego

Pożegnanie z Marią

Radek Skórczewski, 25 wrzesień 2025, 10:52
Średnia: 0.0 (0 głosów)
To było lato 2016 lub 2017 roku. Siedziałem właśnie na SOR-rze, gdy zauważyłem na podglądzie podjeżdżający na podjazd dla karetek solidny furgon w szarych barwach na rejestracjach warszawskich. Po chwili wysiadł z niego kierowca w jakimś takim mundurowym uniformie, rozejrzał się niepewnie i po chwili ruszył schodami do izby przyjęć. Po chwili przedefilował niepewnym krokiem przed moją cnotliwą osobą i oparł się rękoma o blat rejestracji. 
Pożegnanie z Marią
– Where is nuclear medicine? – wydukał niepewnie. Jego angielski szybował między poziomem Dudy a Tuska. 
– A co ? – rzucam po polsku w jego kierunku. Robi duże oczy. 
– Pan doktor z Polski? – Napięcie na twarzy ustępuje lekkiemu uśmiechowi.
– Jeny jak fajnie, bo ja po niemiecku tylko, wie pan Hände hoch... i heil ... wie Pan... hehe (nawiasem mówiąc, to warszawiacy nie pałają chęcią nauki języka niemieckiego… zresztą trudno im się dziwić) 
– Jo... A o co chodzi? 
– Bo ja tu ze Świerku jestem, mam dostawę izotopów... I pierwszy raz tu jestem... i nie wiem, gdzie mam towar oddać. 
Tak, Oddział Medycyny Nuklearnej w naszym szpitalu kupował swego czasu izotopy w Polsce. Produkowane w reaktorze Maria. Ostatecznie oddział się zlikwidował jakoś rok później i siostry z tego odcinka zostały przygarnięte przeze mnie. Trochę mi zajęło, aby z flegmatycznych nuklearnych piguł zrobić pełnoskalowe siostry intensywnego nadzoru kardiologicznego. Ale to już inna historia… 
Reaktor MARIA to jedyny działający polski reaktor jądrowy o mocy cieplnej 30 MW. Reaktor nosi imię Maria na cześć Marii Skłodowskiej-Curie. Jego budowę rozpoczęto w czerwcu 1970 r., a uruchomiony został w grudniu 1974 r. w Instytucie Badań Jądrowych (IBJ) w Otwocku-Świerku pod Warszawą. To właśnie w Świerku pod Warszawą produkuje się radiofarmaceutyki - promieniotwórcze substancje wykorzystywane w diagnostyce i leczeniu wielu chorób, przede wszystkim nowotworowych (chodzi m.in. o jod-131 czy molibden-99). 10% światowej produkcji molibdenu-99 wytwarza właśnie Maria. Jesteśmy też liczącym się światowym producentem jodu-131, jego praca pokrywa 100% polskiego zapotrzebowania na tę substancję. Otrzymywany z molibdenu technet jest wykorzystywany do niemal wszystkich badań medycyny nuklearnej z wyjątkiem badania PET. Chodzi m.in. o diagnostykę chorób onkologicznych, serca czy tarczycy. Mowa tu np. o scyntygrafii serca czy kości, a także badaniach nerek u dzieci z defektami układu moczowego, badaniach mózgu w diagnostyce chorób neurologicznych czy wykrywaniu węzłów chłonnych ocenianych pod kątem rozsiewu nowotworu, np. czerniaka czy raka piersi. Ja sam kieruję pacjentów do pracowni medycyny nuklearnej w celu diagnostyki rzadkich chorób serca, np. amyloidozy. 
 
Polska jest jednym z sześciu krajów na świecie, w których powstają te specyficzne substancje. 
 Ale 1 kwietnia 2025 roku praca reaktora została wstrzymana z powodu wygaśnięcia zezwolenia na eksploatację. Przez kilka poprzednich miesięcy Państwowa Agencja Atomistyki (PAA) przerzucała się odpowiedzialnością z Narodowym Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) o zakres prac niezbędnych do wydania zezwolenia na jego dalszą eksploatację. Ten typowo polski burdel doprowadził do tego, iż 1 kwietnia wstrzymano jego działalność. I wtedy podniosło się larum. Bo nagle nie było radiofarmauceutyków na wyciągnięcie ręki w normalnych cenach. Doszło jednak do tego, że przedłużający się przestój w tym kluczowym dla medycyny nuklearnej miejscu odbił się na pacjentach. Tymczasem w przypadku raka rdzeniastego tarczycy każde opóźnienie w terapii jodem radioaktywnym wpływa na skuteczność leczenia, a tym samym rokowania chorego. Może być np. czynnikiem decydującym o pojawieniu się przerzutów. 
Lekarze zostali niemile zaskoczeni, bo wcześniej, kiedy reaktor był zamknięty z powodu awarii, nie było żadnych przerw w dostawach i Narodowe Centrum Badań Jądrowych było w stanie sprowadzać surowce z zewnątrz. A teraz... szukajcie sobie sami. 
Tymczasem na produkcji reaktora bazuje terapia izotopowa wszystkich zakładów medycyny nuklearnej w Polsce. Nagle się wszyscy obudzili... Na mównicy sejmu pojawili się i ci z lewa, i ci z prawa. Chyba najbardziej sensownie wypowiadał się Adrian Zandberg. Jak to się mówi... gó…o wpadło w wentylator. Rzeczywiście obudzili się wszyscy. Ostatecznie ponowne uruchomienie Marii miało miejsce 5 sierpnia 2025 roku. Trafieni przez to, co wpadło w wentylator, decydenci przyznali tym razem Marii bezterminowe pozwolenie na pracę. 
Fajnie, że teraz pracuje. Ale nie to jest najważniejsze. Najbardziej boli to, iż prawie 40-milionowy naród nie jest przez dekady w stanie wybudować elektrowni atomowej i zamiast pielęgnować jedyny reaktor, jaki jest w użyciu w kraju, pozwala się go tak po prostu wyłączyć. Dodatkowo okazało się, iż reaktor nie ma stabilnego finansowania, jego działalność opierała się po części na grantach naukowych, a ich wysokość nie była przecież stała. A gdzie się mają kształcić osoby, które bedą pracować w przyszłej (przyszłych?) elektrowni atomowej? Gdzie będą jeździć na podstawowe praktyki? Ilu mamy inżynierów, którzy są w stanie operować pracą reaktora atomowego? Jak my podchodzimy do kwestii rozwoju energetyki atomowej, pokazała reakcja koreańskiego koncernu KHNP. 20 sierpnia pan Whang Joo-ho, prezes koreańskiej spółki jądrowej, potwierdził, że firma zamknęła działalność w Polsce i nie wybuduje elektrowni jądrowej nad Wisłą. Po prostu mieli dość tego bałaganu. Ucierpi na tym Konin, bo tam była planowana budowa 2. elektrowni atomowej. Po zamknięciu kopalni węgla brunatnego we wschodniej Wielkopolsce tysiące ludzi straci pracę… i wyjadą. Od 2021 roku ubywa w Koninie średnio ok. tysiąca osób rocznie, co jest związane przede wszystkim z zamykaniem kopalń i elektrowni przez zespół elektrowni PAK P(ątnów) A(damów) K(onin). 
 OZE nie jest w stanie zagwarantować stabilnego zasilania w energię elektryczną. Boleśnie przekonali się o tym Niemcy, których cholernie droga zielona energia powoli wykańcza. Ilość bankructw firm stale rośnie. 
 
Cóż tam panie w polityce? Chińczyki trzymają się mocno? 
Tak... budują kolejne elektrownie węglowe (w 2024 rozpoczęto budowę rekordowych 94,5 GW mocy elektrowni węglowych, co jest najwyższą wartością od 2015 roku), mają tanią energię i wykaszają europejską konkurencję. 
Taka elektrownia Bełchatów to w tej skali tylko 5,3 GW… 
Tymczasem w sejmie minister do spraw energii Motyka (?) z dumą opowiada, iż wprowadziliśmy (tzn. rząd) takie mechanizmy w zakresie funkcjonowania sieci energetycznych, które doprowadziły do tego, że Polska jest eksporterem energii elektrycznej. I są to dane za pierwszą połowę tego roku! Sukces rządu!!! 
Polska eksporterem energii. Brzmi dumnie? A owszem! Tylko że jest to jedna strona medalu, i do tego ta tańsza. A jest to raczej kolejna wpadka pana ministra, bowiem jesteśmy „eksporterem” i „importerem” jednocześnie, z tym że oddajemy prąd za bezcen w południe, by wieczorem odkupywać go kilkukrotnie drożej. Żaden wunder gospodarczy - raczej objaw porażki, podobnej do tej, którą zafundowali sobie potomkowie Adolfa. W południe, przy dużej produkcji OZE z PV (fotowoltaiki) i wiatru, dosłownie topimy się w nadmiarze energii. Elektrownie konwencjonalne nie mogą zejść poniżej swojego minimum technicznego, bo muszą trzymać system, więc Polskie Sieci Energetyczne (PSE) muszą wypychać prąd za granicę (jesteśmy eksporterem!), często po cenach symbolicznych. A wieczorem sytuacja się odwraca – fotowoltaika gaśnie, popyt rośnie, a Polska importuje energię za kupę kasy. Ratuje nas kabel energetyczny po dnie Bałtyku ze Szwecją. Logiczne, nie? Oddajemy za półdarmo, kupujemy ekstremalnie drogo. A jest jeszcze ciekawiej. Coraz częściej PSE odcina farmy PV, płacąc odszkodowania za niewyprodukowaną energię. Czyli płacimy OZE za nieprodukowanie prądu! To sensowne, nie? Cały wic polega na tym, iż wiatraki i panele działają wtedy, kiedy system najmniej tego potrzebuje. Więc pan minister zamiast stawiać na sterowalne i elastyczne źródła chce ich budować jeszcze więcej i więcej - logiczne prawda? To tak jakby rolnik latem rozdawał jabłka, bo mu gniją, a zimą sprowadzał drogie soki z zagranicy - jako rozwiązanie wymyślił, że zasadzi więcej jabłoni zamiast inwestować w nowe sokowirówki. W Niemczech powoli się budzą, że ekowariactwo prowadzi ich gospodarkę w ślepą uliczkę, ceny prądu idą do góry, gospdarka dostaje zadyszki, nie wytrzymuje konkurencji z innych stron świata. A kasę trzepią Francuzi. Są mniej zależni od OZE, mają kilkanaście elektrowni atomowych. Jeżeli ktoś jest za wiatrakami, to niech się zgodzi na budowę wiatraka koło swojego domu. Ja powtarzam... Atom, atom i jeszcze raz atom... Bez taniej, stabilnej energii nasza gospodarka nie będzie konkurencyjna. 
 
Prasówka z Berlina
Składam tekst w sobotę wieczorem, więc to, co na bieżąco, jest z końca tygodnia. 
 
rbb24.de: 
Centrum (Mitte). Młody mężczyzna zginął w wyniku gwałtownej sprzeczki przy berlińskim Forum Humboldta - jakby ktoś nie wiedział, to ścisłe centrum Berlina. To niedaleko miejsca, gdzie przed tygodniem grupa Afgańczyków pochlastała nożami dwóch Turków. W piątkowy wieczór w sprzeczce niedaleko Humboldt Forum w dzielnicy Berlin-Mitte śmiertelnie ranny został 20-letni mężczyzna. Według policyjnych raportów w sobotę około godziny 19:35 grupa 15 osób zaatakowała trzech mężczyzn. Jeden z nich został tak poważnie ranny nożem, że reanimacja musiała zostać przeprowadzona na miejscu przez lekarza pogotowia ratunkowego. Został przewieziony na oddział intensywnej terapii, gdzie zmarł w nocy. Policja nie podała żadnych szczegółów dotyczących tła ani okoliczności zbrodni. Co więcej, jak dotąd nie dokonano żadnych aresztowań. Jak poinformował w piątek rzecznik policji, świadkowie zgłosili incydent telefonicznie (!) i mówili o około 20 osobach. W tym samym miejscu trzy tygodnie temu doszło już do ataku nożem między dwiema grupami. Sześciu mężczyzn zostało rannych, w tym 24-latek z obrażeniami zagrażającymi życiu. Okoliczności nadal pozostają niejasne.
 
Dzielnica Reinickendorf. Podczas kłótni między dwoma meżczyznami jeden z nich został ciężko ranny. Według policji 31-letni mężczyzna doznał złamań twarzy i stracił wzrok w jednym oku - prawdopodobnie od ciosów nożem. 
W obu wypadkach nie ma nawet podanych imion pokrzywdzonych ani tym bardziej narodowości napastników. Gdyby to byli Niemcy, a nie daj Boże Polacy, imiona już dawno byłyby opublikowane. A tak, to możemy się domyślać... znowu Ahmed/Shachbrett, jak to mówią będący powoli mniejszością w swojej stolicy Niemcy. 
W rajchu nie ma dnia bez noża, jak to mówią niektórzy. Danke Angela... Tylko że Angela dała drapaka i mieszka w... Szwajcarii.