Przestańmy wreszcie płacić za śmierdzącą wodę
Jedna z mieszkanek Osiedla Piastowskiego napełniała dziecku basen i pomimo zastosowania szeregu filtrów wymienianych co godzinę, kilkanaście tysięcy litrów wody musiała wylać. Kilka dni później z nadzieją na poprawę ponownie napełniła basen, wymieniając tyle samo kosztownych filtrów. Tym razem ściany basenu dodatkowo oblepiły glony. Oto dorobek miejskich wodociągów trujących mieszkańców Więcborka powoli, aczkolwiek z narastającą intensywnością.
Tragedią, jaką przeżywają niemalże nieustannie mieszkańcy Wiecborka, najmniej stresują się lokalne władze i sanepid. Jego szefowa przyznała, że próbka cieczy, którą złożyliśmy na jej biurku, nie nadaje się do spożycia. Rzecz jednak w tym, że Więcbork ją spożywał. Więc jak to, nie nadaje się do spożycia, a mieszkańcy ją piją, a władza każe sobie za tę truciznę płacić? Co to za woda? Co to za szef wodociągów, który puszcza w krany wodę nie nadającą się do spożycia? Co to za sanepid, który łaskawie bada wodę dopiero po naszej interwencji z jakichś z góry upatrzonych kraników?
Nie dość, że więcborska woda jest brudna i śmierdząca, nawet po zastosowaniu kilkustopniowej filtracji (odwrócona osmoza), to z reguły jest nadmiernie napowietrzona. Generalnie wiatraczek licznika napędza woda, przepraszam, smierdząca ciecz i powietrze. W jakich proporcjach? To pozostanie pewnie na zawsze słodką tajemnicą mistrzów z wodociągów. Problem w tym, że powietrze w Więcborku ma cenę wody - oczywiście śmierdzącej, kasowanej jak za pachnącą i czystą. Może by tak w końcu przestać płacić za regularne trucie? Wszak skoro woda nie nadaje się do spożycia, to jest trująca.
Piotr Pankanin