Real Radzim w rozsypce
Victoria Orzełek – Mastel Lutowo 3:3 (2:2)
Bramki: Marcin Szreder 3 Orzełek. Adrian Kolasa, Bogdan Szydeł, Kamil Kitza Lutowo. Żk. Tomasz Czapiewski (czwarta kartka) Orzełek. Sędzia Kazimierz Linke.
Marcin Szreder, zły sen wszystkich bramkarzy i obrońców, w tym tygodniu prześladuje szczególnie ekipę z Lutowa. Wydawało się, że doświadczeni goście mają ten mecz pod kontrolą, ale popularny „Paszczak” nie dość, że strzelił im 3 bramki, to 2 punkty odebrał im w ostatniej minucie spotkania. – Sponsorem Lutowa jest cyfra ,,3” – żartował jeden z kibiców Mastela. Niedzielny mecz na trudnym boisku w Orzełku był naprawdę ciekawym i emocjonującym widowiskiem, co godne podkreślenia toczącym się w sportowej atmosferze, bez głupich incydentów na boisku i poza nim. Od pierwszych minut było widać, że walka idzie o pełną pulę. W 15. min Adrian Kolasa strzałem „z niczego” uzyskał prowadzenie dla gości. Kwadrans później Boguś Szydeł podwyższył na 2:0 znakomitym strzałem z rzutu wolnego. Wydawało się, że kolejne bramki to tylko kwestia czasu, a komplet punktów pojedzie do Lutowa. Orzełek w swoim stylu grał na Szredera, ale ten rozkręcał się tego dnia dosyć długo. Goście zadowoleni z gry i prowadzenia stracili dwie bramki w ciągu dwóch minut i to w bliźniaczych akcjach. Marcin uciekł im prawą stroną i dwukrotnie wpakował piłkę między słupek a bramkarza. Autorem ostatnich podań, które otwierały drogę do bramki, był młodziutki Przemek Czapiewski, który coraz lepiej czuje grę swojego snajpera. Przez całe spotkanie zespoły toczyły równorzędną walkę. Okazję do strzelenia bramki mieli i jedni, i drudzy. Jako pierwszy wykorzystał ją Kamil Kitza, który wykorzystał gapiostwo bramkarza i obrońców Victorii w 57. min Szreder biegał jak nakręcony, dużo strzelał, ale niecelnie. W 89. min znowu uciekł pilnującym go skwapliwie zawodnikom Lutowa i, co praktycznie mu się nie zdarza, strzałem lewą nogą doprowadził do remisu. O jego grze z wielkim uznaniem i szacunkiem wypowiadali się nawet najbardziej fanatyczni kibice z Lutowa. Oczywiście bohaterem meczu był Szreder, ale my chcemy zwrócić uwagę na innego zawodnika. Krzysztof Suma, obrońca Victorii, którego nawet nie wypada pytać o wiek grał jak natchniony broniąc dostępu do własnej bramki. Ten remis to także jego zasługa.
Zobacz zdjęcia
LZS Płocicz – Real Radzim 13:0 (10:0)
Bramki: Arkadiusz Fridehl 4, Jacek Tryk 4, Adam Napierski 2, Arkadiusz Stępień, Dawid Drogoś, Dawid Chmarzyński. Żk. Przemysław Michalak Real. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
O piłkarskiej stronie tego żenującego widowiska w ogóle nie ma co pisać. Goście wyszli na boisko w ośmioosobowym składzie i tylko sędzia wiedział, jaki jest aktualnie wynik. Mimo to Real zagrał dwoma napastnikami, za co został szybko ukarany. Po przerwie gospodarze zmienili swoich podstawowych zawodników i gra nieco się wyrównała. Obserwujący to spotkanie prezes Zrywu Dąbrówka, Henryk Trzebiatowski, nie mógł patrzeć na te męczarnie i złożył zarządowi ligi propozycję wsparcia swoimi zawodnikami Realu Radzim. Zarząd zaakceptował tę propozycję. Zespół o nazwie Zryw/Real Radzim zostanie uzupełniony kilkoma zawodnikami z Dąbrówki, którzy obecnie nigdzie nie grają. Swoje mecze jako gospodarz będzie rozgrywał na boisku w Radzimiu.
Zobacz zdjęcia
LZS Lutówko – Tom-Dach Sitno 2:3 (0:1)
Bramki: Bartosz Joachimiak, Kamil Pacek, Adrian Jabłoński Sitno. Paweł Betin, Piotr Betin Lutówko. Sędzia Kazimierz Linke.
Pół Lutówka przez cały mecz oczekiwało na pierwszy sukces swoich ulubieńców. Niestety, pomimo coraz dłuższych momentów składnej gry, gospodarze musieli uznać wyższość chłopaków z Sitna. Niepowodzeniu, co bardzo istotne, towarzyszyła świetna atmosfera. – Nie martwcie się, nam też z początku nie szło za dobrze – pocieszali naprawdę grzeczni piłkarze Tom Dachu. Zresztą, jakiej drużynie szło od razu dobrze?
Pomimo w miarę dobrej gry, pierwsza bramka o dziwo padła dla gości, i to wcale niestrzału ze kapitana „Hippka”, lecz zmienionego w drugiej połowie młodziutkiego Bartosza Joachimiaka. Do przerwy obu zespołom nic więcej nie dało sie zrobić.
Po przerwie do głosu coraz częściej zaczęli dochodzić goście. W wyniku dłuższych przestojów w grze Lutówka, Tom Dach zwietrzył szansę na podwyższenie prowadzena. Udało się to w 60. min Kamilowi Packowi, który posłał piłkę do pustej bramki po powietrznej walce z obrońcami i bramkarzem miejscowych. Pięć minut później bramkarz Sitna Zbyszek Napierski został zaskoczony przez braci Bettinów i po ograniu przez Pawła nie miał nic do powiedzenia. Na wyrównanie po pięknym, dalekim strzale, zdobył się w 80. min Piotr Bettin. Wydawało się, że remis, zadowalający gospodarzy i ich kibiców, jest w zasięgu. Tymczasem tuż przed końcowym gwizdkiem Adrian Jabłoński po zamieszaniu w kolu karnym po centrze z rzutu rożnego ustalił wynik spotkania. Goście zagrali równo, a na ich zwycięstwo zapracowali najbardziej Andrzej Hippler i Zbigniew Wrotniak. U gospodarzy zabrakło lidera umiejącego pokierować grą, która momentami była kompletnie chaotyczna. Inna rzecz, że bramkarz pomimo wielkich starań nie zapewniał drużynie poczucie bezpieczeństwa. Tym razem Michalski, nie wiedzieć dlaczego, w Lutówku się nie pojawił.
Zobacz zdjęcia
Time Lubcza – MTK Orzeł Dąbrowa 2:1 (1:0)
Bramki: Maciej Bednarski, Bartek Has Lubcza. Kamil Rudziński Dąbrowa. Żk. Patryk Theuss, Krzysztof Piszczek Dąbrowa. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Wokół jedynego ogrodzonego ligowego boiska zgromadziła się grupka najwierniejszych kibiców Time. Mieli sporo materiału do komentowania, ale i do oglądania. Wzmacniająca się nieustannie Lubcza w zasadzie nie miała kłopotów z pokonaniem Orłów z Dąbrowy, chociaż o szczęściu dostrzeżonym przez kibiców kontestujących wiele odważnych akcji gości trzeba wyraźnie wspomnieć. Szczęście imało się głównie bramkarza Wojtka Splitta, który strzegł bramki z dużym powodzeniem, dobrze czytając tempo niebezpiecznych akcji. Jego najbardziej spektakularna postawa w pierwszej połowie to trzykrotna obrona groźnych strzałów Dąbrowy w 42. min, kiedy to Krzysztof Piszczek i Kamil Rudziński dosłownie napadli na bramkę Time. Działo się to w sytuacji, gdy miejscowi prowadzili 1:0. W 23. min bramkę z rzutu karnego, za zagranie ręką w polu karnym gości, zdobył Maciej Bednarski. Na wyrównanie, wobec dobrej postawy Splitta i szalonego tempa gry gospodarzy, goście nie mogli się zdobyć. Za to 15 minut po przerwie Bartek Has technicznym strzałem zza pola karnego zwiększył prowadzenie Time. Pięć minut później Jarek Jankowski pięknym strzałem w prawy róg mógł dołożyć się do zwycięstwa gospodarzy, jednak czujny i sprawny Arkadiusz Grocki z najwyższym trudem obronił. Chwilę później doskonałej okazji na kontaktową bramkę z bliskiej odległości nie zmarnował Kamil Rudziński. Uradowani goście zwiększyli tempo, za którym nie nadążali wyczerpani gospodarze. Pomimo kilku groźnych ataków dobrze grającego Kamila Gbura, Krzysztofa Piszczka i wszędobylskiego Rudzińskiego, wynik nie uległ zmianie do ostatniego gwizdka arbitra. Gospodarze pokładali spore nadzieje na odnalezienie się Andrzeja Wilczyńskiego. „Webb” jednak, mocno angażujący się w grę całej drużyny, wciąż czeka na powrót skuteczności strzeleckiej. Sporo dobrej roboty w formacji obronnej wnosi Szymon Nowakowski, tak jak w Orle niezastąpiony i skuteczny Stanisław Stryszyk.
Zobacz zdjęcia
Fuks II Wielowicz – HZ Zamarte 0:4 (0:2)
Bramki: Sebastian Landowski, Arkadiusz Szulc, Maciej Herman, Dariusz Synak. Żk. Maciej Szulc Wielowicz. Sędzia Wiesław Jarząb.
W niedzielne przedpołudnie na boisku w Rogalinie zawodnicy Fuksa podejmowali faworyzowaną drużynę HZ Zamarte. Od samego początku mecz toczył się pod dyktando gości, którzy górowali nad przeciwnikiem w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Wynik spotkania już w 3. min otworzył Sebastian Landowski. Zawodnik gości zaskakującym strzałem z dystansu pokonał bramkarza gospodarzy. Dziesięć minut później goście prowadzili już różnicą dwóch bramek. Na listę strzelców wpisał się Arkadiusz Szulc, który przelobował dobrze broniącego Marka Garsztkę. Bramkarz Fuksa kilka razy uchronił swoją drużynę przed utratą kolejnych bramek. Parę razy wychodził zwycięsko w pojedynkach sam na sam z napastnikami przyjezdnych. W pierwszej połowie Fuks tylko raz poważnie zagroził bramce gości, ale niepilnowanemu napastnikowi zabrakło precyzji i zimnej krwi.
W drugiej odsłonie spotkanie toczyło się nadal pod dyktando gości. Drużyna z Zamartego zaaplikowała gospodarzom jeszcze dwa gole. Najpierw Maciej Herman strzałem głową pokonał bramkarza Fuksa, a następnie Dariusz Synak trafił do siatki z najbliższej odległości. Jacek Grabowski opiekujący się drużyną gospodarzy dokonywał roszad w składzie. Niestety, przeprowadzone zmiany nie zmieniły oblicza meczu. Zwycięstwo gości różnicą czterech bramek było w pełni zasłużone. Był to najmniejszy wymiar kary dla gospodarzy, którzy momentami razili nieporadnością. Byli wolniejsi, a gdy udało im się przenieść grę pod bramkę przeciwników, dawali się łapać na spalone. Młodzi i ambitni zawodnicy Fuksa mają problemy z piłkarskim abecadłem. Podczas kolejnych spotkań muszą zwrócić uwagę na wykonywanie stałych fragmentów gry i wyrzuty piłki z autu. Sędzia Wiesław Jarząb aż 5 razy odgwizdał gospodarzom błąd przy wprowadzaniu piłki do gry zza linii bocznej. Zawodników Fuksa czeka wiele pracy zanim jak równy z równym będą rywalizować z najlepszymi drużynami piłkarskiej ligi powiatowej.
Zobacz zdjęcia
Sosenka Sośno – Obrol Obkas 1:2 (0:2)
Bramki: Dawid Wierzchucki 2 Obkas. Ariel Stremlau Sośno. Żk. Dawid Wardziński, Przemysław Drobiński Sośno. Jacek Kołtonowski Obkas. Sędzia Wiesław Jarząb.
W hicie kolejki zmotywowani i dobrze dysponowani gospodarze podejmowali lidera rozgrywek. Od pierwszej do ostatniej minuty mecz toczył się w szybkim tempie. Zawodnicy obu drużyn do upadłego walczyli o każdą piłkę, imponowali szybkością i ambicją. Widać było, że o końcowym wyniku będą decydowały pojedyncze błędy. W pierwszej odsłonie gospodarze pomylili się dwukrotnie, a najlepszy strzelec rozgrywek wykorzystał to bezlitośnie. W 18. min spotkania kozłująca piłka przeleciała nad obrońcami gospodarzy, dopadł do niej Dawid Wierzchucki, który z najbliższej odległości wpakował ją do bramki. Był to pierwszy poważny błąd defensorów gospodarzy. W 36. min jeden z zawodników Obrolu huknął jak z armaty na bramkę strzeżoną przez Dariusza Ziegerta. Strzał był tak silny, że bramkarz Sosenki wybił piłkę przed siebie. Futbolówka trafiła pod nogi nadbiegającego Dawida Wierzchuckiego. Najlepszy snajper ligi silnym strzałem skierował ją do bramki. Drugi gol obciąża konto bramkarza Sosenki.
W drugiej odsłonie żadnej z drużyn nie udało się przechytrzyć obrony przeciwników. Dopiero na 10 minut przed końcem spotkania Ariel Stremlau wykorzystał rzut karny, zdobywając bramkę kontaktową. Na doprowadzenie do wyrównania Sosence, podobnie jak przed tygodniem w Dąbrowie, zabrakło czasu. Obrol osłabiony brakiem Tomasza Maculewicza na gorącym terenie zdobył trzy punkty i udowodnił, że należy do głównych faworytów tegorocznych rozgrywek piłkarskiej ligi powiatowej.
Zobacz zdjęcia
Fireman Zabartowo/Pęperzyn – KS Kawle 2:2 (1:0)
Bramki:Bartosz Gwizdalak 2 Zabartowo. Szymon Kałaczyński, Emilian Wilczek Kawle. Żk. Paweł Szołdra, Marcin Myślicki Zabartowo. Czk. Mariusz Bronowicki Zabartowo. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
Na boisku w Pęperzynie sypały się iskry. W pierwszej połowie mecz był bardzo wyrównany. Przebojowe akcje po obu stronach boiska niwelowali bardzo aktywni tego dnia bramkarze Szymon Kałaczyński i Dariusz Półgęsek. Bardzo siłowe akcje napastników nie dawały możliwości zmiany wyniku. Dopiero kilka minut przed końcem pierwszej części po faulu w obrębie pola karnego Kawli Bartosz Gwizdalak zdobył pierwszą bramkę. Celna jedenastka zakończyła pierwszą część spotkania. Po przerwie emocje sięgnęły zenitu. Druga strata bramki przez gości w 74. min nie przekreśliła jednak możliwości na wyrównanie a nawet zwycięstwo. Druga bramka, to kolejna brawurowa akcja Gwizdalaka, który strzałem po ziemi w lewy róg podwyższył stan posiadania. Andrzej Bardoński wślizgiem chciał uratować drużynę przed kolejną stratą, lecz minimalnie minął się z piłką. Podczas tej części obie drużyny i sędzia nie panowali nad emocjami. Brutalne faule i niestosowne słowa groziły bijatyką. Odgwizdanie faulu, a co za tym idzie rzutu karnego dla Kawli, rozwiązało worek złych emocji. Do strzału stanął Szymon Kałaczyński. Bez problemu zdobył kontaktowego gola. Dalsza gra toczyła się w napiętej atmosferze przepychanek i fauli, które groziły kontuzjami. Sędzia Arkadiusz Gnaś, mimo możliwości rozładowywania złych emocji żółtym lub czerwonym kartonikiem, wolał pouczać i słownie karać zawodników za złe zachowanie. Liczba kartek na koniec rozgrywek w szczególności brana jest do końcowej klasyfikacji w walce o puchar fair play. W takim wypadku brak kartek za niestosowne zachowanie, wpłynie na nieuczciwe przyznanie tak prestiżowej nagrody. Doszły nas słuchy, że podczas innych spotkań kartoniki sędziowie wyciągali z kieszonki w dużo bardziej błahych sprawach. Dopiero pod koniec meczu arbiter próbował panować nad sytuacją i ukazał dobrze skrywany czerwony kartonik. Wyrównującą bramkę, wykorzystując rzut z autu głową, wywalczył Emilian Wilczek. W tym meczu za nadmiar niepotrzebnych emocji bezsprzecznie odpowiadał sędzia.