Reklamowaliśmy Więcbork na kole podbiegunowym

Redakcja, 03 październik 2015, 23:25
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W ubiegłą środę na pokład samolotu lecącego do Bergen wsiadło trzech więcborskich żeglarzy, uczestników ostatniego etapu rejsu Solanusa. Zadaniem Witolda Kantaka, Andrzeja Chatłasa i Szymona Birkholza będzie bezpieczne przyprowadzenie jachtu do domu i zacumowanie w porcie w Górkach Zachodnich. Tolek wykorzystał kilkudniową przerwę w rejsie na spotkanie z najbliższymi. W trakcie przygotowań do ostatniego etapu podróży postanowiliśmy wysłuchać jego kolejnej morskiej opowieści odsłaniającej kulisy wyprawy.
Reklamowaliśmy Więcbork na kole podbiegunowym

Żeglarze dotarli do koła podbiegunowego

- Jest Pan uczestnikiem kolejnej spektakularnej wyprawy bydgoskiego Solanusa. Co wymyśliliście tym razem?
– Naszym celem było opłynięcie Spitsbergenu. W połowie maja jacht wyszedł z portu w Górkach Zachodnich, trasa wiodła przez Cieśniny Duńskie, zachodnie wybrzeże Norwegii, wokół Spitsbergenu i z powrotem po zachodniej stronie Norwegii. Teraz Solanus pokonuje etap z Trondhaim do Bergen. Ja dolatuję do krainy fiordów. Spitsbergenu nie udało się opłynąć, ze względu na złe warunki pogodowe.

- Jaki cel przyświecał waszej wyprawie?
– Płynęliśmy „Morskim szlakiem Polonii”, śladami walk polskich marynarzy podczas II wojny światowej. W Bergen odbyliśmy spotkania z Polonią i złożyliśmy wieńce na cmentarzach. Głównym zadaniem było jednak złożenie wieńca w miejscach, gdzie został zatopiony Grom i Chrobry. Są tam liczne cmentarze i pomniki. Mieliśmy możliwość je odwiedzić. Jednocześnie spotykaliśmy się z miejscową Polonią, której życie koncertuje się wokół kościoła. Co ciekawe, proboszczem w tym kościele jest Niemiec. Tak się złożyło, że przyjął nasze zaproszenie i razem z nami złożył wiązankę kwiatów w miejscu zatopienia ORP Grom.

- Ciężki rejs?
– Mój udział w wyprawie rozpoczął się w Reine, południowe Lofoty. Nasz etap z Reine do Narviku w całości odbywał się poza kołem polarnym. Poniżej koła polarnego nie schodziliśmy. Na początku mieliśmy ciągle jasno. Dopiero w końcówce zaczęliśmy pływać po ciemku. Do panujących warunków szybko się przyzwyczailiśmy. Zresztą, jak się pływa na jachcie, to ze względu na rotacje wacht śpi się w różnych godzinach. Czasem w dzień odsypia się to, co straciło się w nocy. Problemem były przeciwne wiatry lub brak wiatru, stąd musieliśmy dość sporo przepłynąć na silniku, głównie po to, żeby zdążyć w umówione miejsca. Dwumiesięczny etap wyprawy, w którym brałem udział, był o tyle trudny, że wymagał od nas sporo cierpliwości. Mieliśmy jeszcze inne zadania. Obsłużyć grupę naukowców, członków wyprawy pontonowej. Oni opływali Spitsbergen na pontonach. Wieźliśmy dla nich zaopatrzenie. Chętnie korzystali z naszej gościnności gorącej, kawy, herbaty czy posiłku. Spędzili noc na naszym jachcie. Bardzo sympatyczni ludzie, z którymi mamy zamiar się spotkać po zakończeniu rejsu.

- Płynął Pan razem z Markiem Januszewskim, młodszym kolegą z Więcborka.
– Na całym etapie płynęliśmy razem z Markiem. Byliśmy w jednej wachcie. Współpracowaliśmy bardzo dobrze. Marek to mój wychowanek żeglarski i szkolny. Byłem jego wychowawcą w szkole, a jednocześnie był u mnie w drużynie harcerskiej. Nasz etap trwał dwa miesiące. Już w ubiegłym roku pływałem razem z Markiem i to na niezłym odcinku z Azorów do Francji.

- Na ostatnim etapie będzie Pan dowodził jednostką?
– Tak, będę kapitanem. Zabieram ze sobą dwóch kolegów z Więcborka Andrzeja Chatłasa i Szymona Birkholza. W tym roku będzie nas 4, którzy Solanusem popływali. Staraliśmy się reklamować Więcbork. Gdy przekraczaliśmy koło podbiegunowe, robiliśmy zdjęcia w koszulkach z logiem Więcborka. Jedno ze zdjęć wykonaliśmy przed najbardziej na północ wysuniętą pocztą na świecie.

- Jakie plany na przyszłość?
– Zobaczymy. Latek przybywa. Jest bardzo wiele miejsc, gdzie mnie nie było, a czasu mało. Chcielibyśmy pokonać Przejście Północno-Wschodnie nad Syberią przeskoczyć nad Alaskę i Kanadę i pokonać Przejście Zachodnie. Niestety, jest problem natury politycznej. Spotkaliśmy na Spitsbergenie zało gę szwedzką, która nie miała żadnych problemów z uzyskaniem pozwoleń i przepłynęła z Petersburga,  kanałem Białomorskim na morze Barentsa przez Murmańsk.

- Dziękuję za rozmowę.