Remis w meczu na szczycie
Obrol Obkas – LZS Płocicz 1:1 (0:0)
Bramki: Tomasz Fridehl Płocicz, Kacper Szmytkowski Obkas. Żk. Piotr Narloch, Kacper Szmytkowski Obkas. Sędzia Kazimierz Linke.
To był mecz godny dwóch czołowych drużyn ligowej tabeli. To był mecz zespołów, które mają najliczniejszą i najwierniejszą grupę kibiców. Niestety, malutkie boisko w Dąbrówce nie sprzyja szybkim, obustronnym atakom skrzydłami. Gra tocząca się na niewielkiej przestrzeni sprawiała, że wiele piłek grzęzło gdzieś w gąszczu nóg zawodników i często nie docierała do adresata. Ponieważ napastnicy mieli słabszy dzień, uwagę skupiały na sobie linie obronne. Do 85. min spotkania były to zasieki nie do przejścia. Po jednej stronie niezawodny Józek Rękiewicz i wspierający go dzielnie Tomasz Fridehl, a z drugiej Jacek Kołtonowski i Jacek Wiese. Początkowo nieznaczną przewagę osiągnęli goście. Piłkarze z Obkasu sprawiali wrażenie nieco zaskoczonych przebiegiem gry. Sporo krwi napsuł im duet Adam Napierski - Arkadiusz Fridehl. Ten pierwszy w 38. min wykonywał rzut wolny. Precyzyjnie uderzył nad murem, a piłka zmierzała wprost pod poprzeczkę. Wysokimi umiejętnościami popisał się jednak Krystian Kowalski, który w bramce Obrolu zastępuje kontuzjowanego Dawida Kołtonowskiego. Końcami palców przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Jego vis a vis „Łapa” też miał dobry dzień i kilka razy uratował swój zespół przed utratą bramki. Gospodarze, którzy z biegiem czasu nabrali właściwego rytmu gry, mieli kłopoty z celownikami. Piłka uderzana z kilu metrów frunęła wysoko nad bramką. W 40. min kibice Obrolu niemal oszaleli ze szczęścia, kiedy piłka po strzale Dawida Wierzchuckiego zatrzepotała w bramce Płocicza. Niestety, była to radość przedwczesna. Sędzia Linke dopatrzył się pozycji spalonej i miał rację. Po przerwie gospodarze bardziej zdecydowanie ruszyli do ataku, a pod bramką przyjezdnych co chwilą robiło się gorąco. W 67. min w kierunku bramki uderzył Adrian Wierzchucki. Wydawało się, że zmierza ona wprost do siatki, zwłaszcza że Beker nie pozbierał się jeszcze po poprzedniej interwencji. Na linii strzału stał jednak Dawid Wierzchucki i to on uratował przeciwnika od utraty bramki, oczywiście w przypadkowy sposób. W 73. min w wymarzonej sytuacji znalazł się Jacek Wiese. Przyjął piłkę w powietrzu na 5. metrze i … podał ją wprost do rąk bramkarza z Płocicza. Jacek po meczu twierdził, że słyszał gwizdek i myślał, że jest na spalonym. Wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, ale w 85. min Tomasz Fridehl uciekł obrońcom i strzelił przy słupku nie do obrony. Płocicz nie był faworytem tego meczu, więc sensacja wisiała w powietrzu. Obkas, podobnie jak w meczu z Orzełkiem, udowodnił, że gra do końca. W 87. min po rzucie rożnym, w potwornym tłoku najprzytomniej zachował się Kacper Szmytkowski i strzelił wyrównującą bramkę. Piłkarze obu zespołów włożyli w ten mecz wszystkie swoje siły. Niektórzy mieli pretensje, że zjedli całą trawę w Dąbrówce, ale stworzyli bardzo fajne widowisko. Sam wynik chyba nikogo nie krzywdzi. Po raz wtóry możemy pochwalić kibiców za głośny i kulturalny doping.
Zryw/Real Radzim – HZ Zamarte 1:5 (0:2)
Bramki: Błażej Odyja 2, Piotr Reca 2, Daniel Herman Zamarte. Samobójcza Radzim. Żk. Janusz Zabrocki (czwarta kartka) Radzim. Marcin Gappa, Andrzej Grzegórski Zamarte. Sędzia Kazimierz Linke.
Wbrew pozorom nie był to mecz do jednej bramki. To gospodarze prowadzili grę, ale szybkie kontrataki zawodników z Zamartego były skuteczniejsze. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby Arkadiusz Prądzyński wykorzystał sytuację z 2. min. Bez żadnych kompleksów w pełnym biegu strzelił na bramkę gości, ale piłka odbiła się od słupka. Prądzyński dobijał praktycznie do pustej bramki, ale uderzył tak słabo, że piłka zatrzymała się tuż przed linią bramkową, w sporej kupce żwiru, którym wysypano pole bramkowe. Chwilę później gości przed utratą bramki uchronił Mazurkiewicz. Rozochoceni niespodziewanym przebiegiem gry gospodarze nieco przysnęli w obronie i w 10. min stracili pierwszą bramkę. Jej autorem był powracający do zespołu Błażej Odyja. Największe zagrożenie przyjezdnym groziło ze strony Łukasza Górskiego. Popularny „Bula”, mimo że kilkadziesiąt kilogramów starszy, nie zapomniał, jak kiedyś grał. Obydwa zespoły obrały sobie taką samą taktykę łapania przeciwnika na pozycji spalonej. Momentami dochodziło do sytuacji, w której gra toczyła się na wąskim, może 40-metrowym wycinku boiska. W zespole z Radzimia coraz lepiej radzi sobie młodzież wspierana doświadczonymi zawodnikami z Dąbrówki, jak chociażby wspomnianym Łukaszem Górskim czy Arturem Dulskiem. Właśnie po akcji tego drugiego prawą stroną boiska padła honorowa bramka dla gospodarzy. Piłka wstrzelona w pole bramkowe odbiła się od obrońcy Zamartego i wolno wtoczyła do siatki. Zwycięstwo gości zasłużone, ale w słabym stylu.
Sosenka Sośno – Time Lubcza 2:1 (2:1)
Bramki: Ariel Stremlau 2 Sośno. Mateusz Tomasz Lubcza. Żk. Paweł Gonerski, Przemysław Drobiński (trzecia kartka), Waldemar Gackowski Sośno. Mateusz Tomasz (siódma kartka). Czk. Adam Głowacki (dwa mecze dyskwalifikacji) Sośno. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Gospodarze od początku nie pozwalali na swobodę wyżej lokowanej w tabeli ekipie z Lubczy, zatem gra toczyła się pod dyktando Sosenki. Chwilowe akcje przyjezdnych nie zdołały zagrozić bramce miejscowych. Swój dzień miał tradycyjnie niezawodny Ariel Stremlau. Jak zwykle w pięknym stylu rozprawił się z obrońcami Time na czele z „Bagim” Michałem Baumgartem. W starciu sam na sam z bramkarzem lekkim strzałem w prawy róg otworzył worek z bramkami. Sosenka grała dobrą piłkę. Kolejnym dowodem była brawurowa akcja niesamowitego ,,Arniego” Ariela Stremlaua. Mateusz Tomasz z Lubczy straciwszy piłkę, nie zauważył, że w pobliżu znajduje się snajper z Sośna. Ariel precyzyjnym strzałem z 30 metra wycelował wprost pod poprzeczkę bramki przyjezdnych. Kwadrans przed końcem pierwszej połowy po brutalnym faulu na Łukaszu Tomaszu sędzia wyciągnął czerwony kartonik. Osłabienie gospodarzy wykorzystali przyjezdni. Mateusz Tomasz, radząc sobie z obrońcami, przełożywszy piłkę z nogi na nogę, zdobył kontaktowego gola.
Po przerwie Sosenka przystopowała. Lubcza, chcąc wywieźć z Sośna komplet punktów, musiała walczyć do samego końca. Bez wątpienia tak było, lecz brak wykończenia i celności nie pozwolił na zmianę wyniku. Mimo walki i osłabienia Sosenki, Lubcza nie zdołała zdobyć kolejnych bramek. Miejscowi bronili się że zdwojoną siłą, co w ostatecznym rozrachunku przyczyniło się do ich sukcesu.
Tom-Dach Sitno – Mastel Lutowo 0:9 (0:3)
Bramki: Krystian Rychter 4, Bogdan Szydeł 2, Marek Dankowski, Tomasz Dankowski oraz samobójcza. Sędzia Henryk Wirkus.
To, że Lutowo jest drużyną gotową na najróżniejsze cuda wiedzą wszyscy. O Tom-Dachu, który na zmiennym geometrycznie boisku potrafi rozprawić się z każdym, też powszechnie wiadomo. Nikt jednak nie zakładał meczu do jednaj bramki. Dewastację gospodarzy, których gra polegała na indywidualnych popisach każdego zawodnika z osobna, rozpoczął w 14. min Krystian Rychter - najlepszy piłkarz meczu uderzeniem z woleja, zaskakującym bramkarza Tom-Dachu. Od pewnego czasu na swobodną grę długowłosego napastnika lutowian patrzymy z podziwem. Cztery gole, jakie zdobył w tym meczu, uprawniają go aktualnie do gry w zespole gwiazd „powiatówki”. Pomimo sporej różnicy wieku nie ustępował mu Bogdan Szydeł. Weteran Mastela raz po raz popisywał się niekonwencjonalnymi zagraniami z wykorzystaniem wybornej techniki. Tak było w 39. min, kiedy po rajdzie a la Maradona, objeżdżając kilku obrońców, pięknym strzałem zdobył dla gości druga bramkę. Znakomicie dysponowany tego dnia był również Marek Dankowski. Aktywność utrzymującego dobrą formę byłego piłkarza Krajny spotyka się z bezwzględnymi atakami rywali. W 36. min wychodząc na pozycję strzelecką został dotkliwie sfaulowany i na kilka minut wyeliminowany z gry. Wynik do przerwy w 40. min ustalił Krystian Rychter.
Po przerwie dominacja gości stała się jeszcze bardziej wyraźna. Ostre strzelanie rozpoczął w 46. min ponownie Krystian Rychter. W 49. min próbujący się odnaleźć „Hippek” był bliski honorowego trafienia dla gospodarzy, strzelając jednak niecelnie, jak ze średniowiecznej armaty. Później do głosu dochodzili wyłącznie goście, którzy jeszcze czterokrotnie zmuszali do kapitulacji lekko podłamanego Zbyszka Napierskiego w bramce z nieustannie łopoczącą siatką. Raz nawet dołożył się do tego kolega z jego drużyny zdobywając gola samobójczego.
KS Kawle – MTK Orzeł Dąbrowa 1:4 (1:2)
Bramki: Kamil Rudziński 2, Bartosz Wojtasik, Łukasz Stryszyk Dąbrowa. Damian Janke Kawle. Żk. Marceli Kowalski, Emilian Wilczek, Artur Lewiński Kawle. Kamil Gbur (czwarta kartka) Dąbrowa. Sędzia Wiesław Jarząb.
W niedzielę drużyna Orła Dąbrowa wylądowała na trudnym terenie w Kawlach. Od samego początku mecz toczył się w szybkim tempie. W pierwszej połowie szczęście uśmiechnęło się do gości. Już w 10. min rzut karny sprokurował bramkarz gospodarzy. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Bartosz Wojtasik i precyzyjnym strzałem przy słupku pokonał Kowalskiego. Gospodarze bardzo szybko wyrównali. Pięć minut po stracie gola na listę strzelców wpisał się Damian Janke, który bezlitośnie wykorzystał błąd obrony i bramkarza przyjezdnych. Gospodarze mogli wyjść na prowadzenie, ale po jednym z ataków piłkę zmierzającą w światło bramki wybił Radosław Krajewski. W 18. min na listę strzelców wpisał się Łukasz Stryszyk, syn kapitana drużyny z Dąbrowy. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukasz dopadł do piłki, którą wypuścił z rąk bramkarz gospodarzy i z najbliższej odległości wpakował ją do bramki. W pierwszej połowie gospodarze nie odstawali poziomem od gości. Starali się grać szybko i pomysłowo. Brakowało jedynie szczęścia i skuteczności.
Druga odsłona przebiegała pod dyktando gości. Faworyci bezlitośnie punktowali miejscowych. Do bramki dwukrotnie trafiał Kamil Rudziński, obecnie najlepszy strzelec Orła. Postawa gospodarzy zasługuje na uznanie. Drużyna z Kawli, pomimo niekorzystnego rezultatu, walczyła do samego końca. Zawodnicy gospodarzy mogli schodzić z boiska z podniesionymi głowami. Nic więcej w tym meczu nie udało się zrobić. Orzeł po raz kolejny udowodnił, że jest murowanym kandydatem do podium. To chyba najlepiej wybiegana drużyna w całej lidze.
LZS Lutówko – Fuks II Wielowicz 3:1 (2:0)
Bramki: Piotr Gappa, Łukasz Oelberg, Krystian Twardy Lutówko. Karol Scheffler Wielowicz. Żk. Patryk Twardy Lutówko. Radosław Fotyga Wielowicz. Sędzia Wiesław Jarząb.
Pojedynek drużyn z dolnych rejonów ligowej tabeli zakończył się zasłużonym zwycięstwem gospodarzy, którzy przewyższali przeciwników w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła.
W pierwszej odsłonie mecz toczył się głównie w środkowej strefie boiska. Gra obu zespołów nie kleiła się.
W ostatnim kwadransie zarysowała się przewaga gospodarzy. W 28. min najprzytomniej w polu karnym Fuksa zachował się Piotr Gappa. Po rzucie rożnym przed bramką gości zakotłowało się. Bezpańską piłkę dopadł Gappa i lekkim strzałem wkulał ją do bramki. Gol uskrzydlił gospodarzy, którzy atakowali coraz śmielej. W 40. min Łukasz Oelberg otrzymał świetne podanie, zgasił piłkę i precyzyjnym strzałem w krótki róg z ostrego kąta pokonał dobrze spisującego się bramkarza Fuksa. Krzysztof Budnik śmiałymi wyjściami na przedpole kilkakrotnie uchronił swój zespół przed stratą kolejnych goli. W drugiej połowie Fuks zagrał trochę lepiej. Wynikało to głównie z niemocy i nieskuteczności gospodarzy. Pomimo tego w 77. min dobre prostopadłe podanie trafiło do Krystiana Twardego, który nie miał żadnych problemów z pokonaniem bramkarza gości. W końcówce honorowego gola dla Fuksa ładnym strzałem zdobył Karol Scheffler. Zawodnik gości wykorzystał nieporadność i brak zdecydowania defensorów gospodarzy. Drużyna z Lutówka odniosła pierwsze (nie licząc wpadki z Radzimia) zwycięstwo w historii swoich startów w piłkarskiej lidze powiatowej. Po meczu zawodnicy z Lutówka nie kryli zadowolenia i w kole na środku boiska odtańczyli taniec zwycięstwa.
Fireman Zabartowo/Pęperzyn – Victoria Orzełek 6:6 (1:2)
Bramki: Adrian Łabuszewski 3, Marcin Myślicki, Karol Bronowicki, Tomasz Bronowicki Zabartowo. Marcin Szreder 4, Krzysztof Myszkowski, Tomasz Czapiewski Orzełek. Żk. Karol Bronowicki, Paweł Szołdra (trzecia kartka) Zabartowo. Tomasz Czapiewski (szósta kartka), Przemysław Czapiewski (trzecia kartka) Orzełek. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Takiego obrotu nikt nie był w stanie przewidzieć. Chłopaki z Orzełka, gdziekolwiek się pojawią, wzbudzają respekt. Nie inaczej było w Pęperzynie. Ich rówieśnicy przez niemal całą pierwszą połowę rozkładali ręce z bezradności. Dominacja gości trwała od 11. min, kiedy to Krzysztof Myszkowski strzałem głową przelobował Półgęska. Minutę wcześniej Marcin Szreder otworzył wynik idealnym trafieniem z rzutu wolnego. Fireman starał się jak mógł nawiązać walkę, jednak kilku dogodnych sytuacji nie wykorzystali m.in. Karol Bronowicki, Bartosz Gwizdalak i dobrze dysponowany Marcin Myślicki. Ten ostatni dopiero w 43. min po rzucie rożnym strzelił głową z najbliższej odległości. Jednobramkowa przewaga niczego nie przesądzała.
Po przerwie spodziewano się mnożenia kolejnych nieskutecznych zagrań z obu stron. O dziwo obie drużyny nawiązały otwartą walkę. Nową jakość zasygnalizowali już w 50. min Jacek Nowak - pięknym uderzeniem z rzutu wolnego i bramkarz Łukasz Czapiewski – jeszcze ładniejszą paradą powietrzną. W 54. min trzecią bramkę dla gości zdobył niezastąpiony „Paszczak”. Minutę później wynik poprawił Karol Bronowicki. Po wznowieniu gry piłkę przejął Adrian Łabuszewski i rozpoczynając koncert na trzy bramki doprowadził do remisu. Wstrząsową dla gości terapię ten sam zawodnik zastosował w 58. min, kiedy w zamieszaniu podbramkowym wyprowadził Firemana na prowadzenie. Przed nadmiarem radości przestrzegł gospodarzy Tomek Czapiewski, który strzałem z najbliższej odległości w 64. min oddalił widmo porażki . W 75. min Łabuszewski dynamiczne wejście lewą stroną zakończył wrzutką w pole karne, na głowę Karola Bronowickiego, który dopełnił formalności. W 80. min wyrównującego gola z rzutu karnego, a w 82. min prowadzenie dla Victorii zdobył rozstrzelany tego dnia Marcin Szreder. Ostatnie słowo należało do Łabuszewskiego, który z rzutu karnego ustalił wynik spotkania zakończonego ładnych kilka minut przed czasem.
Najlepsi strzelcy
22 bramki Marcin Szreder Orzełek.
16 bramek Dawid Wierzchucki Obkas.
15 bramek Ariel Stremlau Sośno.
12 bramek Andrzej Hippler Sitno, Kamil Rudziński Dąbrowa.
10 bramek Adam Napierski Płocicz.