Witunia

Rodzinny interes

Robert Lida, 09 wrzesień 2021, 11:49
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Mieszkanka Wituni skarży się na uciążliwe sąsiedztwo. Na placu przy ulicy Zakrzewskiej pracuje kruszarka do betonowego gruzu. – Kurz cały czas leci na sąsiadów. Jesteśmy narażeni na potworny hałas nawet przy zamkniętych oknach od rana do wieczora. Kruszenie odbywa się nawet w niedzielę. Olej i paliwo z maszyn wylewa się na ziemię – mówi kobieta i pyta również o legalność tej działalności.
Rodzinny interes

Właściciele firmy twierdzą, że kruszą materiały na własne potrzeby

Rodzinny interes

Firma wynajmuje swój sprzęt Urzędowi Miejskiemu w Więcborku

Rzeczywiście, na placu za betonowym płotem piętrzą się zwały gruzu i ziemi, a obok stoi kruszarka oraz duża fadroma. Ewidentnie odbywa się tutaj kruszenie gruzu. Plac należy do firmy Barmek zarejestrowanej na mieszkankę Wituni Elżbietę Kriese. Tak naprawdę jest to rodzinna firma, którą tworzy pani Elżbieta, jej mąż Marek oraz syn. 
– Kruszymy materiał na własne potrzeby, a nie na sprzedaż. Chcemy go wykorzystać do utwardzenia placu. Kruszarka nie jest naszą własnością. Po prostu wypożyczamy ją od czasu do czasu. Kruszenie nie wchodzi w zakres działalności naszej firmy. Zajmujemy się usługami sprzętowymi przy wykorzystaniu koparek, równiarek i tym podobne – mówi Marek Kriese.
– Nie zaprzeczamy, że tu się kurzy, ale przecież mieszkamy na wsi. Jak kombajn kosi zboże, to jest jeszcze większy kurz. Nie wspomnę o kurzu, który unosi się z naszej drogi. Mycie okien nie ma tutaj sensu. Owszem, zdarza się, że wyleje się trochę paliwa, ale tak jest pewnie w każdym gospodarstwie rolnym czy firmie – dodaje pani Elżbieta.
Zgodnie z prawem, które obowiązuje od kilku lat, gruz budowlany jest odpadem. Zatem kruszenie gruzu jest przetwarzaniem odpadów. 
– Na ten rodzaj działalności wymagana jest zgoda w formie decyzji marszałka lub starosty. W naszym powiecie taką decyzję posiada tylko pan Szyling. Nie dotyczy to sytuacji, w której materiał jest kruszony na własne potrzeby – wyjaśnia Barbara Wiśniewska, dyrektor wydziału rolnictwa, leśnictwa i ochrony środowiska starostwa powiatowego. 
Państwo Kriese twierdzą, że telefon ze skargą do naszej redakcji to kolejny etap sąsiedzkiego konfliktu. No cóż, każdy ma prawo do nas zadzwonić i zgłosić swój problem. Bardzo często dzięki takim telefonom udaje się nam wytropić poważne afery.
Aktualnie burmistrz Więcborka prowadzi postępowanie administracyjne dotyczące działki, na której swoją bazę ma firma Barmek. Jest to postępowanie w sprawie wydania decyzji ustalającej warunki zabudowy zmiany zagospodarowania terenu polegającej na budowie punktu zbierania i przetwarzania odpadów budowalnych. Wynika z tego, że jednak firma zamierza w przyszłości legalnie zajmować się przetwarzaniem tego rodzaju odpadów. 
– Chcemy utwardzić plac, wybudować halę i inne urządzenia tak aby to wszystko było w zgodzie z literą prawa – mówi Marek Kriese. 
Sprawa kruszenia gruzu w Wituni ma swoje drugie dno. Otóż Marek Kriese i jego syn są pracownikami swojej żony i mamy, ale jednocześnie są pracownikami Urzędu Miejskiego w Więcborku. Mało tego, gmina bardzo często korzysta ze sprzętu firmy z Wituni. Wiele osób zastanawia się, na czym polega ten osobliwy układ. Jak coś się dzieje na styku samorządu i prywatnego biznesu i w grę wchodzą publiczne pieniądze, to od razu pojawiają się duże wątpliwości. Marek Kriese od wielu lat jest operatorem ,,urzędowej” równiarki i innego sprzętu. Ostatnio dołączył do niego syn, który jest operatorem sprzętu pracującego przy gminnej brygadzie brukarskiej. 
– Jak to jest? Kiedy pan Kriese pracuje na prywatnym sprzęcie wynajętym przez gminę, to on pracuje jako pracownik urzędu, czy jako pracownik swojej żony? Czy ktoś kontroluje jego pracę na gminnej równiarce? – pyta dociekliwy Czytelnik.
– Wynajmujemy od pana Marka sprzęt, którego nie mamy w naszym parku maszyn. Granica między jego pracą w urzędzie a we własnej firmie jest wyraźnie oddzielona. Jeśli w godzinach od 7.00 do 15.00 pracuje dla gminy na własnym sprzęcie, to płacimy tylko za wynajem sprzętu. Za pracę operatora nie płacimy. Chyba że korzysta z urlopu. Jeżeli chodzi o równiarkę, to zamontowaliśmy w niej GPS i mamy pełną kontrolę nad jej pracą. Zresztą skuteczniej od GPS pilnują go nasi sołtysi, którzy zlecają równanie dróg. Poza tym w zbiorniku paliwa równiarki zostało zamontowane urządzenie, które monitoruje jego zużycie. Ta współpraca ma jeszcze jeden plus. Potrzebny sprzęt mamy od ręki, praktycznie na zawołanie. Nie trzeba go ściągać z daleka – mówi Tomasz Fifielski, kierownik referatu rolnictwa, ochrony środowiska i dróg Urzędu Miejskiego w Więcborku, który jest bezpośrednim przełożonym panów Kriese. 
Wszystko fajnie, pod warunkiem że tak jest w praktyce. Do równiarki można zamontować nawet pięć GPS-ów, ale jeśli nikt nie sprawdza ich lokalizacji, to nie ma sensu. 
Od mieszkanki Wituni otrzymaliśmy kilka zdjęć, na których faktycznie widać plamy, prawdopodobnie substancji ropopochodnych, na placu przy ulicy Zakrzewskiej. Należałoby to zgłosić do ochrony środowiska, ale przecież od ochrony środowiska w więcborskim urzędzie jest kierownik Fifielski. Koło się zamyka. 
Żadne prawo nie zabrania prowadzenia działalności gospodarczej po godzinach, na swoim. Trzeba jednak przyznać, że w tym przypadku pole do nadużyć jest spore. W Więcborku mówi się, że to jest swego rodzaju układ, który kiedyś powstał jeszcze za burmistrza Maracha, a obecny burmistrz tylko go usankcjonował.