Serca nie rosną na drzewach
– Nie jestem tutaj po to, aby sprzedać jakąś ideę. Jestem tutaj po to, aby sprowokować u was otwartość na dar życia dla drugiego człowieka. Każdy z was może dokonać cudu ratującego życie drugiej osoby. Nie musicie skakać do przerębla i ratować tonącego, aby zostać bohaterem – mówił do młodzieży profesor, który na co dzień kieruje oddziałem szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy.
Transplantolog przywiózł ze sobą żywy dowód na to, że przeszczepy organów mają sens. Przywiózł pana Henryka Szeląga, któremu 9 lat temu przeszczepiono nerkę. Nauczyciel Zespołu Szkół Samochodowych w Bydgoszczy dopiero po przeszczepie stał się aktywnym sportowcem i realizuje swoje pasje. Obu panów wspierała Monika Siekierka z Collegium Medicum UMK w Toruniu, która jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Osób po Przeszczepie. Pani Monika jest aktywną działaczką stowarzyszenia i orędownikiem transplantologii nie dlatego, że otrzymała drugie życie, ale dlatego, że jej matka, dla której przeszczep był jedyną szansą, nie znalazła dawcy i zmarła.
Uczestnicy spotkania obejrzeli film przedstawiający historie dwóch osób, które żyją wiele lat z przeszczepionym organem. Jedną z nich jest właśnie Henryk Szeląg. Pan Henryk z ogromnym wzruszeniem opowiadał o chwili, kiedy po raz pierwszy stanął nad grobem swojego dawcy i kiedy po raz pierwszy, przypadkowo poznał jego matkę.
– Ludzie po przeszczepie dzielą się na tych, którzy natychmiast chcą wiedzieć, kto był dawcą, na tych, którzy odkładają to na później i na tych, którzy nigdy nie chcą znać tej prawdy. Ja należałem do tych pierwszych. Dziś matka mojego dawcy nazywa mnie swoim synem – opowiadał pan Henryk.
Licealiści zadawali gościom bardzo wiele pytań. Część była trochę naiwna, ale Zbigniew Włodarczyk cierpliwie na nie odpowiadał. Część dotyczyła sfery moralnej i prawnej, nieodłącznie związanych z transplantologią. Młodzież chętnie pobierała deklaracje zgody, małe karteczki z danymi osobowymi, które nosimy przy sobie, wyrażające zgodę na pobranie narządów po naszej śmierci.
– Jeśli moja wizyta tutaj przyczyni się do uratowania chociażby jednego życia, to moja misja będzie spełniona – podsumował Henryk Szeląg.