Stracili dach nad głową i cały dobytek
Do zdarzenia doszło około godziny 9.00.
– Po otrzymaniu zgłoszenia na miejsce pożaru zadysponowano trzy zastępy straży pożarnej. W momencie dojazdu pierwszych jednostek okazało się, że pali się jednorodzinny budynek mieszkalny. Pożar był już bardzo rozwinięty i obejmował większą część budynku. Zawaliła się konstrukcja dachu i częściowo drewniany strop, paliło się wyposażenie pomieszczeń. Na szczęście mieszkańcy zdążyli opuścić dom i nikomu nic się nie stało. Strażakom udało się uratować dwa psy, które przebywały w środku. Pożar spowodował straty oszacowane na około 80 tysięcy złotych. Budynek nadaje się wyłącznie do rozbiórki. Pożar prawdopodobnie powstał od nieszczelności przewodu kominowego. Działania, w których brały udział dwa zastępy z sępoleńskiej komendy oraz OSP Sośno, trwały blisko pięć godzin - mówi kpt. Robert Sieg, oficer prasowy komendanta powiatowego PSP w Sępólnie. Budynek nie był podłączony do sieci energetycznej. Mieszkańcy prąd wytwarzali sami przy pomocy agregatu. Strażacy pracowali w trudnych warunkach. Głównie mieli problem z dotarciem na miejsce. Prowadziła tam błotnista droga, w której grzęzły ciężkie, gaśnicze samochody. Na szczęście udało się zorganizować duży ciągnik, który za każdym razem je wyciągał. Na miejscu pojawił się również wójt Sośna Leszek Stroiński. Sytuacja była nadzwyczajna, ponieważ dom nie nadawał się do zamieszkania. Bez dachu nad głową pozostała 65-letnia kobieta i jej 68-letni brat. Pogorzelcy wyszli z pożaru tak, jak stali, nie pozostało im dosłownie nic.
– Tymczasowo umieściliśmy ich w świetlicy wiejskiej. Tam mają dobre warunki do bytowania. W tej chwili szukamy lokalu zastępczego, w którym mogliby zamieszkać. Pomoc zorganizował też gminny ośrodek pomocy społecznej – mówi wójt Leszek Stroiński.
– Otworzyliśmy temu państwu rachunek w sklepie na artykuły żywnościowe. Na stronach internetowych zamieściliśmy apel do mieszkańców o pomoc dla nich. Potrzebne są wszystkie rzeczy niezbędne do funkcjonowania w codziennym życiu. Od żywności po odzież, ręczniki, sprzęt AGD i meble. Mają zapewniony dostęp do wody i ciepło. Stały kontakt z poszkodowanymi utrzymuje pracownik socjalny – mówi Ewa Kwasigroch, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sośnie. W akcję pomocy bardzo mocno zaangażowała się sołtys Olszewki Anna Jaginiak i lokalna społeczność. To pani sołtys, a zarazem radna, wzięła na siebie sprawy związane z koordynacją zbiórki potrzebnych rzeczy.
– Odzew był niesamowity. Telefony dosłownie się urywają. Ci państwo mają na czym spać, na czym gotować i w co się ubrać. Praktycznie po trzech godzinach już mieszkali w świetlicy. Mają bardzo dobre warunki. W tej chwili dzwonią ludzie, a ja potwierdzam, czy coś jeszcze jest potrzebne, aby nie gromadzić niepotrzebnych rzeczy. Wszystkim jestem wdzięczna za pomoc – mówi Anna Jaginiak. Z rodzeństwem mieszkało 11 psów, więc powstał problem, co z nimi zrobić.
– Psy są sukcesywnie wyłapywane, szczepione, ogląda je weterynarz i trafiają do naszego przytuliska. Będziemy chcieli je rozdać chętnym mieszkańcom – dodaje Leszek Stroiński. Pożar w Olszewce był wyjątkowy, jeśli chodzi o skutki. Spłonął budynek i cały dobytek. Niczego nie udało się uratować. Teraz jego mieszkańcy będą musieli rozpocząć nowe życie.