Szantaż się udał, orkiestra gra dalej
Po raz pierwszy od wielu lat podczas Święta Niepodległości przy pomniku Orła Białego zabrakło muzyków w zielonych mundurach, którzy byli stałym elementem uroczystości patriotycznych. Mieszkańcy nie do końca świadomi tego, co się dzieje wieszali psy na dyrekcji Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury. Tymczasem głównym winowajcą gigantycznego zamieszania i absencji orkiestry był Karol Koziel, były dyrektor i kapelmistrz w jednej osobie. Po rezygnacji ze stanowiska dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury Koziel zażądał gigantycznego wynagrodzenia za prowadzenie orkiestry dętej. – Uważam, że wysokie żądania finansowe były nieuzasadnione i nie mogliśmy na nie przystać. Pan Koziel nie zgodził się na stawkę, którą mu zaproponowaliśmy – wyjaśnia Joanna Soja-
-Tońska. Z naszych ustaleń wynika, że były dyrektor za kilka godzin pracy zażądał 1000 zł, w sytuacji gdy dom kultury oferował mu 600 zł. Szantaż Koziela poskutkował, gdy grupa jego wiernych przyjaciół opuściła szeregi orkiestry i napisała list do burmistrza. Z pisma, które trafiło na biurko Pawła Toczko, wynika, że Koziel jest niezastąpiony i znaczna część orkiestry nie wyobraża sobie dalszej pracy bez niego. Iwona Sikorska, zastępca burmistrza Więcborka, w rozmowie z nami oświadczyła, że o piśmie nic nie wie. Nadmieniła również, że magistrat daje pełną autonomię w kwestii zatrudnienia dyrektorce Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury.
Rozmowy między zainteresowanymi pozwoliły osiągnąć porozumienie. – Zwiększyliśmy ilość godzin prób orkiestry dętej o kilka w miesiącu. Ponadto ustaliliśmy kwotę wynagrodzenia dla kapelmistrza – mówi dyrektorka Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury. Z naszych ustaleń wynika, że Karol Koziel za prowadzenie orkiestry otrzyma 800 zł miesięcznie netto. Żadnego problemu nie widzi burmistrz Więcborka.
– Wszystko jest już dogadane. Orkiestra będzie działała pod batutą Karola Koziela – mówi Paweł Toczko, osoba, która z kapelmistrza zrobiła kiedyś dyrektora domu kultury.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Karol Koziel chciał za kilka wieczornych prób z orkiestrą zarabiać najniższą krajową. To oczywiste, że dyrektorka Joanna Soja-Tońska nie mogła się na to zgodzić. W końcu to osoba odpowiadająca za finanse placówki, którą zarządza. Początkowo o żadnym porozumieniu pomiędzy stronami nie było mowy. Do kompromisu doszło, gdy w całą sprawę zaangażował się urząd i burmistrz. Gdzie tu samodzielność i pełna autonomia dyrektora?