Tak się bawili pseudosamorządowcy
To już druga edycja tej niepoważnej imprezy, którą wymyślił burmistrz Stupałkowski, znany z zamiłowania do żeglarstwa, któremu wielokrotnie się oddawał wespół z byłą, podległą mu skarbnik. Niech burmistrz sobie żegluje ile dusza zapragnie, byle nie w godzinach urzędowania (regaty odbywały się w godzinach 8-16). Po co siedzieć w gabinecie i myśleć o przyszłości gminy, skoro można w pracy robić to, co się lubi? Niestety, w tę zabawę dało się wciągnąć więcej osób. Na starcie stanęło 12 załóg. Bezapelacyjnie wygrała drużyna starostwa powiatowego Kacper Ziemiński-Andrzej Chatłas. Sadzanie za sterem żaglówki jednego z najlepszych żeglarzy w Polsce, zawodowca w tym przypadku, to po prostu cios poniżej pasa. Drugie miejsce zajęła reprezentacja z Urzędu Miejskiego w Mroczy. Trzecie miejsce druga załoga Urzędu Miejskiego w Sępólnie bez żadnego samorządowca w składzie, za to z czynnymi żeglarzami. Waldemar Stupałkowski z szefem CSiR Markiem Chartem przypłynęli na miejscu szóstym. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności załodze starostwa powiatowego kibicowała spora grupa urzędników tej instytucji. Czyżby wszyscy byli na urlopie?
Nawet gdyby mieszkaniec Sępólna chciał te regaty obejrzeć, to nie ma takiej możliwości. Młodzież jest w szkole, a dorośli w pracy, jeśli ją mają. Ale przecież to nie są regaty dla zwykłych ludzi, tylko dla samorządowców.
Niech burmistrz robi sobie takie imprezy tylko nie w godzinach urzędowania i byle nie za nasze pieniądze. Co prawda organizatorzy wyznaczyli wpisowe po 200 złotych od załogi, ale finanse tej imprezy są tajemnicą. Wystarczy powiedzieć, że specjalnie na te regaty ściągnięto z Wybrzeża łodzie klasy „Puck”. Przecież nikt za darmo ich tutaj nie przywiózł. Na obiad też nie serwowano grochówki, tylko coś lepszego. Władza bawi się w najlepsze, a kryzys, zwłaszcza ten dotyczący finansów publicznych, stoi za drzwiami. Kilkoro mieszkańców Sępólna, widząc, co się dzieje na tzw. molo i jeziorze, przyznało zgodnie, że komuna wróciła.