Taka mała Witunia, a taki król
Uroczystość koronacji nowego króla była zwieńczeniem wituńskiego dziesięciomartonu, zresztą jedynego takiego przedsięwzięcia w kraju. Jego uczestnicy w ciągu 10 dni przebiegli 10 maratonów. W biegu numer 10 wystartowało 60 biegaczy z całej Polski, w tym czołówka krajowych amatorów. Kończąc ten bieg, Kałaczyński, pod względem zaliczonych maratonów, wyprzedził Jerzego Bednarza z Poznania, który przez wiele lat był liderem Klubu 100 maratonów i dzierżył tytuł Króla Polskiego Maratonu. Klub skupia zawodników, którzy ukończyli 100 i więcej klasycznych maratonów. Obecnie liczy on 153 członków. Dziesięciomaraton miał też swojego drugiego bohatera, który podjął się jeszcze większego wyzwania. Znany nie tylko w lokalnym środowisku Kamil Gwóźdź, ten z biegającej rodzinki, podjął się próby przebiegnięcia 20 maratonów w ciągu tych 10 dni. Niestety, nie udało się. Kamil przerwał swoją próbę na półmetku, ale i tak należą mu się wielkie gratulacje. – Po kilku dniach pojawiły się bóle kolan i piszczeli. Nie było sensu dalej się zarzynać, dlatego zdecydowałem, że kończę – mówi Kamil Gwóźdź.
Koronacja nowego króla odbyła się na linii mety, czyli przed domem Rysia. Tutaj czekał na niego spory tłum kibicujących mu przyjaciół, okazały puchar oraz tron, czyli wiklinowy, bujany fotel. Niestety, do Wituni nie dojechał Jerzy Bednarz, ale w jego imieniu aktu koronacji dokonała Królowa Polskiego Maratonu, Barbara Gil z Sierpca. Co prawda korona była papierowa, ale liczy się symbolika. Obecni na uroczystości zaśpiewali Rysiowi: „Sto lat i tysiąc maratonów”.
– Chcę wszystkim podziękować za obecność i pomoc w przeprowadzeniu tej imprezy. Dla nich warto to robić. Teraz chwila odpoczynku i wspólnie z Kamilem będziemy się przygotowywać do wyjazdu na sześciodniówkę, na Węgry – mówi Ryszard Kałaczyński.
Bieg, o którym mówi Rysiu, to morderczy Emu 6 Day Race. Polega on na tym, że uczestnicy pokonują 1000-metrową pętlę przez 6 dni i 6 nocy. Wygrywa ten, który w sumie pokona najdłuższy dystans.
Ryszard Kałaczyński jest szaleńcem, ale jak sobie coś postanowi, to dopina swojego celu. Wszyscy pamiętamy, jak w 7 dni pokonał dystans między Zakopanem a Sopotem. Potem przebiegł 366 maratonów w 366 dni. Teraz został królem polskich maratonów z rekordem życiowym 2:57:37. Rysiu jest człowiekiem, który potrafił uczynić z rodzinnej Wituni stolicę amatorskiego biegania. Za każdym razem spotykamy tutaj ludzi z całej Polski. Nie mają tutaj żadnych luksusów. Warunki są wręcz spartańskie, ale jak widać to im się podoba. Jeśli wpiszemy do internetowej przeglądarki imię i nazwisko Ryszarda Kałaczyńskiego, ukaże się kilkadziesiąt pozycji. W powiecie sępoleńskim nie ma drugiej takiej osoby. Powstał o nim film i książka, liczne reportaże. Poprzez swoje szaleńcze wyczyny promuje także powiat i gminę Więcbork. W tym kierunku robi chyba więcej niż zatrudnieni na etacie w urzędzie miejskim urzędnicy od promocji. Rysiu jest facetem, którego nie da się nie lubić.