Sępólno
Traktor charytatywny
Kiedy jedziemy drogą krajową do lub z Bydgoszczy, pod lasem w Siedlisku mijamy posesję, na której znajduje się kolekcja pojazdów i maszyn rolniczych. Nie wszyscy wiedzą, że jest to instytucja kultury zarejestrowana u ministra kultury i dziedzictwa narodowego pod nazwą Krajeńskie Muzeum Rolnictwa i Motoryzacji. Dosłownie kilka dni temu jeden z ciągników rolniczych znajdujących się w kolekcji został zlicytowany za 78 tys. zł, a uzyskane w ten sposób pieniądze zostały przekazane na leczenie dzieci poszkodowanych w wypadkach rolniczych.
Z Mariuszem Spicą, twórcą i właścicielem muzeum, rozmawia Robert Lida:
Skąd pomysł na stworzenie takiej kolekcji?
– Jeśli chodzi o zbieractwo, to trwa u nie mnie już ponad dwadzieścia lat. Natomiast zalegalizowanie muzeum trwało rok. Jest to legalne muzeum zarejestrowane pod numerem 1022 i nazwą Krajeńskie Muzeum Rolnictwa i Motoryzacji Siedlisko. Moje zbieractwo jest związane z tym, co robię na co dzień. Zarobkowo zajmuję się rekonstrukcją przyczep rolniczych i handlem maszynami rolniczymi. Przy okazji znajduję bardzo ciekawe eksponaty. Mam bardzo wielu znajomych w Niemczech, właścicieli potężnych firm, którzy mnie tym zarazili. Jednak takim głównym bodźcem była znajomość z Marcinem Gulką, który od lat prowadzi muzeum PRL-u w Sępólnie. On namówił mnie do legalizacji tego przedsięwzięcia. Jest to muzeum prywatne. Na razie w organizacji.
Co daje rejestracja takiego muzeum?
– Generalnie, to nic nie daje. Natomiast korzyści są takie, że niejako przy okazji poznaje się ciekawych ludzi. Jako właściciele podobnych muzeów jesteśmy zrzeszeni, spotykamy się często, zapraszamy się nawzajem i pomagamy sobie.
Muzeum z założenia to ekspozycja, którą udostępnia się do zwiedzania. Rozumiem, że docelowo tutaj też tak ma być?
– Tak, tak ma być. Jednak uważam, że muszę wszystkie swoje plany dopiąć do końca i wtedy upublicznię swoje zbiory.
Ile w tej chwili jest tutaj pojazdów, maszyn? Jaka jest najcenniejsza?
– Nie powiem dokładnie ile. Sporo. Wydaje mi się, że najcenniejszy jest buick z 1930 roku. Jest to samochód oryginalny, w pełni sprawny technicznie i jeżdżący. Z tym samochodem wiąże się bardzo ciekawa historia. W 1975 roku został sprowadzony z Urugwaju do Niemiec, a w Urugwaju jeździł nim niemiecki dyplomata. Do Niemiec ściągnął go jego syn. Pojazd był u kogoś w kolekcji. Przez przypadek przeprowadzaliśmy jakiś biznes i zapytał mnie, czy nie chcę go kupić. Myślałem, że on żartuje, ale zaproponował mi cenę, która była adekwatna do jego stanu i wartości. Wydaje mi się, że bardziej chciał mi zrobić przyjemność niż mnie skasować. Po wyjściu z szoku po prostu kupiłem ten samochód. Jak przyjechali do mnie chłopacy z ,,Auto Świat Classic” [magazyn motoryzacyjny - przyp. red.], jak zaczęli analizować te wszystkie niemieckie dokumenty, łącznie z VIN-em, to byli w szoku. Ten samochód został przez nich na wskroś sprawdzony. Tym bardziej że nie pochodzi z byle jakiej kolekcji. Jego poprzedni właściciel jest bardzo mocno zżyty z motoryzacją.
Podobno ostatnio znalazłeś jakąś perełkę zaparkowaną w stodole na terenie Sypniewa?
– Przez przypadek dowiedziałem się, że w Sypniewie jest ciekawy traktor. Jest to ciągnik rolniczy porsche, według tabliczki z roku 1950. Zadzwoniłem do teścia, który zrobił obchód wsi i znalazł mi ten traktor. Stał w stodole. Teraz mogę powiedzieć, że ci panowie, którzy mi go sprzedawali, nie bardzo mieli pojęcie, co mi sprzedają. Okazało się, że w komplecie do tego traktora jest kosa, ale to nie byle jaka kosa. To kosa porsche montowana z boku traktora. Byłem wniebowzięty dostając tę kosę.
Jeśli już jesteśmy przy traktorach, to opowiedz o fergusonie, który pojechał do Oławy i stał się przedmiotem charytatywnej licytacji.
– To jest dosyć specyficzna historia. Wszystko zaczęło się od delikatnego zatargu z synem. Kiedyś mu obiecałem, że jak w muzeum będą dublowały się trzy rzeczy, to jedną z nich sprzedamy i kupimy mu kartę graficzną czy nowy komputer. Okazało się, że miałem zły dzień. Syn przyszedł do mnie i zakomunikował, że są restaurowane trzy takie same traktory. Ja zażartowałem, że chyba przeznaczę jeden z tych traktorów na potrzebujące dzieci. Syn powiedział: ,,Dobrze, to przeznacz go na dzieci poszkodowane w wypadkach” i sobie poszedł. No i tak też się stało. Chodzi o traktor ferguson TA 20. To nie jest jakiś traktor, który posiada dużą wartość. Zadzwoniłem do Marcina Gulki i powiedziałem, że trzeba go tak sprzedać, aby podwoić jego wartość. Marcin odpowiedział, że najlepiej przeprowadzić licytację i wpadł na pomysł, aby na masce traktora zebrać autografy znanych ludzi związanych z motoryzacją. Tak też zrobiliśmy. Załadowaliśmy go na lawetę i zaczęliśmy jeździć po różnych imprezach motoryzacyjnych. Odzew był bardzo pozytywny. W sumie udało się zebrać ponad 60 autografów. Niestety byli też tacy, którzy wystawili nas do wiatru. Kasia Kowalska czy zespół Lemon obiecywali, że przyjadą i złożą podpisy. My na ich godzinami czekaliśmy z kwiatami i upominkami, a oni nie pojawili się do dzisiaj. Ta akcja się nie skończyła. Nowy właściciel cały czas zbiera kolejne podpisy. Skontaktowaliśmy się z Tomkiem Jurczakiem, właścicielem muzeum motoryzacji w Oławie i spytaliśmy, czy u niego moglibyśmy zlicytować fergusona. On na to przystał i od razu powiedział, że daje 60 tysięcy i od razu kończymy licytację. Do traktora dołożyliśmy ukwieconą przyczepkę i postanowiliśmy jednak licytować. Ta licytacja odbyła się w Oławie 27 października.
Ile pieniążków udało się zebrać?
– W sumie z wszystkich licytacji zebraliśmy około 97 tysięcy. Traktor „poszedł” za 78 tysięcy. Wylicytował go właściciel muzeum w Oławie.
Co stało się z tymi pieniędzmi?
– Uznaliśmy, że przekażemy je na rzecz dzieci poszkodowanych w wypadkach rolniczych. Właściwie o tych dzieciach się nie mówi, a takich wypadków jest niestety ciągle bardzo dużo. Pieniądze otrzymało troje dzieci i jedna fundacja, która właśnie pomaga dzieciom poszkodowanym w wypadkach rolniczych. Wśród nich jest nasza Wiktoria z Dąbrowy, która straciła rękę w siewniku. Pieniądze są już na jej koncie.
Podobno historia traktora z Siedliska będzie miała swój ciąg dalszy?
– Plan jest taki, że nadal będzie pełnił funkcję charytatywną. Zbudujemy mu historię, pojedzie w świat i potem będziemy chcieli go ponownie sprzedać, ale już na rynku europejskim. Tomek zaproponował podróż tym traktorem wokół jeziora Michigan w Stanach. Trochę mnie to przeraża, ale to jest facet, który nie rzuca słów na wiatr.
Gratulujemy wam pomysłu i umawiamy się na oficjalne otwarcie Krajeńskiego Muzeum Rolnictwa i Motoryzacji w Siedlisku koło Sępólna. Dziękuję za rozmowę.