Trzynastego grudnia
Po latach do powszechnego użycia weszły słowa, które powszechnie stosowano w tym czasie: opornik, internat, koksownik, bibuła, weryfikacja dziennikarzy, godzina milicyjna, lojalka, rozmowa kontrolowana, teleranek, pełzający kontrrewolucjonista, Goebbels stanu wojennego czy wrona. Po raz pierwszy pojawiły się w całej Polsce Msze święte za Ojczyznę, najważniejsze w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, odprawiane przez księdza Jerzego Popiełuszko. To wszystko, co wtedy przeżywaliśmy było od samego początku nielegalne – uchwałę w sprawie wprowadzenia stanu wojennego Rada Państwa przyjęła w trakcie trwania posiedzenia Sejmu, a konstytucja PRL zezwalała na to tylko poza sesjami parlamentu (w marcu 2011 roku Trybunał Konstytucyjny uznał, że stan wojenny został wprowadzony nielegalnie).
Jeszcze przed północą z 12-go na 13-go grudnia, czyli przed formalnym obowiązywaniem stanu wojennego, rozpoczęła się akcja „Jodła”, operacja internowania opozycjonistów, czyli osób „groźnych dla bezpieczeństwa państwa”. Pierwszej nocy do „internatów” trafiło ok. 3200 osób. Łącznie internowano 9736 osób (8728 mężczyzn i 1008 kobiet) w 52 ośrodkach odosobnienia. W obecnym województwie kujawsko-pomorskim były dwa takie ośrodki, najbliższy w Potulicach koło Nakła nad Notecią. W każdym z nich internowani prowadzili działania kierowane przeciwko ciemiężcom. Starali się również archiwizować swój pobyt w niewoli. Jedną z takich form było tworzenie chust z oznaczeniem obozu i wpisami wszystkich internowanych. W Sali BHP na terenie Stoczni Gdańskiej (tu podpisano Porozumienia Gdańskie) znajdują się bogate zbiory archiwaliów z okresu stanu wojennego, również chusta z ośrodka internowania i więzienia działaczy „Solidarności”w Potulicach, a na niej - wśród dziesiątków podpisów - podpis Piotra Pankanina z Więcborka.
Od początku trwania stanu wojennego zmilitaryzowano 129 zakładów pracy (w tym Polskie Radio i TVP), wyłączono łączność telefoniczną (później wprowadzono cenzurę rozmów, czyli ich podsłuchiwanie), wprowadzono cenzurę korespondencji (moja kartka pocztowa do mamy „szła” 1,5 roku – widocznie ją „deszyfrowano”), wstrzymano wydawanie prasy (poza „Trybuną Ludu” i „Żołnierzem Wolności”), ograniczono możliwość przemieszczania się po kraju (przepustki trzeba było uzyskiwać w wojskowo-milicyjnych komisjach, wskazując zasadność podróży, np. pogrzeb w rodzinie lub ciężka choroba), zabroniono wyjazdów za granicę, zdelegalizowano prawie wszystkie organizacje społeczne (w tym NSZZ „Solidarność”) i wprowadzono podwyżkę cen żywności o 250 procent (dostępnej wyłącznie na kartki zaopatrzeniowe). Cofnięto Polskę wstecz o wiele lat. I zrobili to Polacy Polakom.
Nie skończyło się jednak na represjach i szykanach. Do dziś nie znamy pełnych danych, ale prawdopodobnie w stanie wojennym zamordowano 122 osoby. Potem, po latach twórcy stanu wojennego zasiedli w ławach poselskich, rządowych, a nawet prezydenckiej.
„Zło nieosądzone zawsze wróci. Wszyscy ludzie, którzy popełnili przestępstwa, powinni zostać ukarani. Nie chodzi o to, by staruszków wsadzać do więzienia, ale chociażby symboliczne osądzenie stanu wojennego, który był wielką zbrodnią na całym narodzie. Zaniechanie tego ma demoralizujący wpływ na następne pokolenia.” – powiedział w wywiadzie dla Portalu Arcana Jarosław Szarek, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.