Victoria Orzełek na czele
HZ Zamarte – Orzeł Seydak Dąbrowa 2:2 (2:1)
Bramki: Andrzej Grzegórski 2 Zamarte, Patryk Żukowski, Kamil Gbur Dąbrowa Żk. Arkadiusz Szulc, Damian Lajdanowicz Zamarte - Marcin Klimek (trzecia kartka), Patryk Żukowski Dąbrowa Sędzia Arkadiusz Gnaś
Podział punktów w meczu na szczycie. W przypadku obu zespołów zabawa w piłkę nożną już dawno się skończyła. Teraz jest gra na poważnie, właściwie walka o każdy punkt. Żaden z piłkarzy ani na centymetr nie odpuszcza rywalowi, nie odstawia nogi zapominając o własnym zdrowiu i o tym, że jutro trzeba iść do pracy czy do szkoły. W związku z tym na boisku nie brakowało ostrych spięć i fauli, a atmosfera także poza zieloną murawą była wyjątkowo nerwowa. Między tym wszystkim znalazło się jeszcze sporo miejsca na ładną dla oka kibica grę i pozytywne emocje. W zespole gospodarzy aż nadto widać absencję Błażeja Odyi, dlatego nieco zmienił się styl ich gry. Pierwsi bramkę strzelili goście. Faul w polu karnym i jedenastkę na gola zamienił Patryk Żukowski. Najlepszy snajper ligi musiał strzelać na raty ponieważ pierwszy strzał sparował przed siebie Mazurkiewicz. Dobitka była już celna. Po strzeleniu bramki goście cofnęli się, a miejscowi rozkręcali się z minuty na minutę. W 29 minucie sędzia Gnaś znowu pokazał na punkt oddalony o 11 metrów od bramki Zamartego. Żukowski ponownie stanął naprzeciwko Mazurkiewicza. Strzelec uderzył dokładnie w to samo miejsce co przedtem, a właśnie tam rzucił się bramkarz. Dwie minuty później był już remis. Gospodarze wprowadzali piłkę do gry z rzutu rożnego. Najwyżej pofrunął kapitan Andrzej Grzegórski i precyzyjnie, doskonałym strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Po chwili Zamatre cieszyło się z prowadzenia. Szymon Modrzyński wykonywał rzut wolny zza linii pola karnego. Piłka odbiła się od skrajnego zawodnika ustawionego w murze i zmyliła bramkarza gości. Ten zdołał ją odbić, ale na miejscu był niezawodny Grzegórski. W 65 minucie przypadkowe zagranie ręką w polu karnym Marcina Gappy, spowodowało, że goście po raz trzeci wykonywali jedenastkę. Tym razem do piłki podszedł Wojciech Żelazny. Po jego atomowym strzale futbolówka pofrunęła wysoko nad bramkę. W drugiej połowie na boisku dominowali gospodarze, ale ich także prześladował pech. W poprzeczkę trafiali kolejno: Szulc, Modrzyński i Grzegórski. Piłkarze Orła wytrzymali ten napór, a w 68 minucie Kamil Gbur wykorzystał podbramkowe zamieszanie i ustalił wynik spotkania.
Victoria Orzełek – Sosenka Sośno 4:2 (1:2)
Bramki: Mateusz Nowacki 2, Przemysław Czapiewski, Marcin Szreder Orzełek, Damian Twardy, Arkadiusz Grochowski Sośno Żk. Marcin Szreder Orzełek - Damian Ziegert, Radosław Ziegert Sośno Sędzia Kazimierz Linke
To było jedno z najlepszych spotkań w tegorocznym sezonie piłkarskiej ligi powiatowej. Przed meczem trudno było wskazać faworyta. Spotkanie lepiej rozpoczęli goście. W 22 minucie Damian Twardy silnym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy i wyprowadził Sosenkę na prowadzenie. Drugiego gola dla gości zdobył Arkadiusz Grochowski, który wykorzystał idealne podanie od Ariela Stremlaua i z najbliższej odległości skierował piłkę do pustej bramki. Goście, którzy kontrolowali mecz w pierwszej połowie, mogli prowadzić wyżej, ale dogodną sytuację po podaniu Grochowskiego zmarnował Scheffler, a ,,Grochol ” po wyłuskaniu piłki obrońcom przeciwnej drużyny strzelił w słupek. Gospodarze odgryźli się cudownym uderzeniem Marcina Szredera. Piłka po jego strzale zamiast zatrzepotać w siatce uderzyła w słupek i wyszła w pole. Jeszcze przed przerwą gospodarze zdobyli bramkę kontaktową. Za faul w polu karnym sędzia Kazimierz Linke podyktował jedenastkę dla miejscowych. Karnego na gola silnym strzałem zamienił Szreder. Popularny ,,Paszczak” dwoił się i troił, tocząc zaciekłe pojedynki z defensorami gości.
Po przerwie Sosenka oddała inicjatywę, a gospodarze przystąpili do odrabiania strat. Wyrównał Przemysław Czapiewski. Pomocnik gospodarzy wykorzystał fatalne zachowanie obrońców z Sośna, którzy wybili piłkę za krótko, wprost pod jego nogi. Wydawało się, że mecz zakończy się sprawiedliwym remisem, ale gospodarze poczuli, że Sosenka jest do ogrania. Ostatnie minuty niedzielnej potyczki to popis Mateusza Nowackiego, który strzelił dwie piękne bramki i przypieczętował zwycięstwo gospodarzy. Nowacki najpierw huknął jak z armaty z narożnika pola karnego, nie dając bramkarzowi rywali żadnych szans, a potem przeprowadził rajd prawą flanką i strzelił nie do obrony w długi róg bramki strzeżonej przez Dariusza Ziegerta. Zawodnicy Sosenki nie potrafili zareagować i zmienić niekorzystnego wyniku. Victoria odniosła zasłużone zwycięstwo i objęła przodownictwo w ligowej tabeli. Był to mecz godny dwóch drużyn ze ścisłej czołówki. Takie spotkania ogląda się z przyjemnością, a kibice obu zespołów drżą o wynik do ostatniej minuty.
Fuks II Wielowicz – LZS Sitno 2:3 (0:1)
Bramki: Konrad Śniegowski, Michał Niemczyk oraz samobójcza Sitno, Szymon Zamojski, Dawid Martin Wielowicz Żk. Arkadiusz Jabłoński Sitno Sędzia Wiesław Jarząb
Derby w Wielowiczu, jak przeczuwano po ubiegłotygodniowej wygranej gości, miały być bez historii. Jakże była to mylna wizja. Co było powodem ciekawego widowiska? Fuks z młodością w tle walczył o każdy metr boiska. Sitno przyjechało w jedenastkę. Mimo braku zmienników grali dobrze, licząc na wysoką wygraną. Pierwsza bramka padła dopiero kwadrans przed końcem pierwszej połowy. Jej autorem był Maciej Szulc, obrońca miejscowych. Mimo straty samobójczego gola Fuks po przerwie nie odwiesił korków na kołek. Przyjezdni po prezencie od miejscowych dostali wiatr w żagle. Na drugą bramkę nie trzeba było długo czekać. Konrad Śniegowski lekkim strzałem po ziemi umieścił piłkę w siatce. Po kilkunastu minutach po faulu w obrębie pola karnego Sitna sędzia odgwizdał rzut karny. Dawid Martin sam na sam z Sylwestrem Spichalskim nie zdołał zdobyć kontaktowego gola. Futbolówka wpadła wprost w ręce bramkarza. Fuks upadł na kolana, jednakże szybko się podniósł. Szymon Zamojski manewrował pomiędzy obrońcami, czego efektem był pierwszy gol. Michał Nowicki tego dnia również, jak miało to miejsce w ubiegłym tygodniu, serwował mocne strzały z daleka . Tym razem nad poprzeczkę. Dziesięć minut po brawurowej akcji wielowiczan Michał Niemczyk dołożył jeszcze jedno trafienie do worka gości. Wiele kontrowersji przyniosła jedna z ostatnich akcji miejscowych. Sędzia Wiesław Jarząb nie uznał gola, który był wart chociażby jeden punkt. Piłkę szybującą w kierunku bramki przyjezdnych chciał przechwycić bramkarz Spichalski. Łapiąc ją w ręce, upadł na plecy. Leżał na linii bramkowej. Piłka którą nadal trzymał upadła mu na klatkę piersiową. W tym momencie futbolówka znalazła się za linią bramkową. Arbiter w tym czasie stał kilka metrów od linii środkowej i nie był w stanie zauważyć szczegółów całego zdarzenia. W ostateczności nie uznał gola. Ostatnia minuta to akcja Krzysztofa Szylinga. Tuż przed bramką piłka musnęła Dawida Martina i wpadła do siatki przyjezdnych. W taki sposób Martin zrehabilitował się za spudłowaną jedenastkę. Tego dnia obie drużyny grały na wysokich obrotach. Mecz, który tuż przed jego rozpoczęciem wydawał się być meczem bez historii, przyniósł kibicom i piłkarzom moc wrażeń. W tym spotkaniu remis byłby najlepszy, gdyż obie drużyny dawały z siebie bardzo wiele.
Time Lubcza – LZS Piaseczno 0:3 (0:2)
Bramki: Robert Bogdanowicz, Sławomir Kurzyński, Arkadiusz Stępień Żk. Mateusz Zamojski, Krzysztof Brej, Jarosław Tadych Piaseczno Sędzia Stanisław Żekiecki.
Kibice z Lubczy, spragnieni dobrej piłki mogli nareszcie obejrzeć dobry mecz. Na dodatek prym wiodła drużyna ich pupili – Time. Niestety, w piłce nożnej wyraz artystyczny, czas posiadania piłki ilość oddanych strzałów na bramkę mają się nijak do zdobytych goli. A tych goście wywalczyli trzy, przy żadnym gospodarzy. Mecz zaczął się od śmiałej akcji LZS Piaseczno. Już w 3. min ostry strzał oddał Marcin Urban, lecz nowy bramkarz gospodarzy Marek Wenda nie dał się zaskoczyć. W odpowiedzi w 7. min Jarosław Jankowski strzelił z kąta tak mocno, że bramkarz gości ratował się piąstkowaniem. Pomimo przewagi gospodarzy, goście w 11. min strzelili pierwszego gola. Zdobył go debiutant, Robert Bogdanowicz, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego i głową skierował piłkę do bramki pomimo asysty obrońców. Gol nie załamał Time, a jego zawodnicy coraz śmielej zdobywali pole karne przyjezdnych. Marnowali jednak akcję za akcją. Bardzo dobrej okazji nie wykorzystali m.in. w 13. min, kiedy to Tomasz Antczak ładnie wyłożył piłkę Łukaszowi Tomaszowi, lecz jego silny strzał obronił Dawid Jędrzejewski. Kilka minut później rzut wolny egzekwował Szymon Nowakowski. Posłał piłkę do Łukasza Tomasza, ten wrzucił ją w pole karne i..., jak zwykle piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką. Mszcząca się zazwyczaj nieskuteczność zemściła się i tym razem.
W 24. min po szybkiej kontrze gości płaski strzał bramkarz Time odbił przed siebie, lecz dobitka Sławomira Kurzyńskiego była nie do obrony. Do końca pierwszej połowy Lubcza mnożyła akcje i niecelne strzały, wynik więc nie uległ zmianie.
W pierwszym kwadransie drugiej części widoczna była równowaga. Potem do głosu ponownie doszli gospodarze, dalej mnożąc niecelne strzały i niedokładne podania. Z ich bezradności i tym razem skorzystali piłkarze LZS Piaseczno. Na 5 min przed ostatnim gwizdkiem rzut wolny zza pola karnego Arkadiusz Stępień egzekwował tak celnie, że piłka wpadła pod poprzeczką za kołnierz bezradnego bramkarza. Goście wygrali ten mecz przy stosunkowo minimalnym nakładzie sił. Time harował, lecz bezproduktywnie.
LZS Płocicz – Fireman Zabartowo/Pęperzyn 1:4 (1:1)
Bramki: Marcin Myślicki 2, Łukasz Maciejewski, Tomasz Bronowicki Zabartowo, Dawid Kapłaczyński Płocicz Sędzia Kazimierz Linke.
Takiego obrotu wydarzeń na boisku w Płociczu można było się spodziewać. Fireman już tydzień temu pokazał gotowość do gry z każdym przeciwnikiem. Płocicz zaś od jakiegoś czasu sygnalizuje huśtawkę formy. Jej spadek przypadł właśnie na mecz z Firemanem. Wyglądało to tak, jakby goście zamienili się rolą z gospodarzami. Wprawdzie początek należał do płociczan, jednak od wyrównującego trafienia Firemana obraz gry uległ zmianie. Bramka dla Płocicza padła w 10. min. Po błędzie bramkarza Bartosza Gwizdalaka piłkę przejął Dawid Kapałczyński i z najbliższej odległości zdobył jedyną bramkę dla swojej drużyny. Trzy minuty później padło wyrównanie. Grający przebojowo Łukasz Maciejewski ustawił piłkę ok. 20 m od bramki i strzałem z rzutu wolnego zdobył piękną bramkę dla Firemana. Rysująca się szansa wygrania tego meczu przez gości spowodowała w ich szeregach sporo chaosu. Niecelne podania i rozregulowane celowniki sprzyjały gospodarzom. Jednak tego dnia nie byli w stanie przekuć tego na swój sukces.
W drugiej połowie o sukcesie gości zadecydowało pięć minut niezwykle odważnie prowadzonej gry, której ciężar spoczywał na Pawle Szołdrze, Łukaszu Maciejewskim, Adrianie Łabuszewskim i Tomaszu Bronowickim. W 35. min goście egzekwowali rzut rożny, po którym piłka trafiła na głowę Jacka Myślickiego,a ten z przyjemnością wpisał się na listę strzelców. Tak się rozochocił, że za dwie minuty ponownie, tym razem po uderzeniu z dalszej odległości, zmusił bramkarza do kapitulacji. Decydujące uderzenie nastąpiło w 39. min, kiedy to Tomasz Baronowicki podjął indywidualną akcję i śmiałym wejściem pomiędzy obrońców, ogrywając bramkarza ustalił wynik spotkania. Smutek wśród bezradnych tego dnia gospodarzy i wielka radość zasłużonych zwycięzców.
KS Kawle – LZS Lutówko 2:1 (2:1)
Bramki: Kamil Nowaczyk, Emilian Wilczek Kawle, Janusz Mrugalski Lutówko Żk. Karol Dominiak, Kamil Nowaczyk (trzecia kartka) Kawle - Tomasz Kabath, Sławomir Borowicz, Patryk Twardy Lutówko Sędzia Marcin Lica.
Najlepsi strzelcy
22 bramki Patryk Żukowski Dąbrowa,
16 bramek Kamil Rudziński Dąbrowa,
14 bramek Arkadiusz Grochowski Sośno,
13 bramek Sławomir Kurzyński Piaseczno,
11 bramek Błażej Odyja Zamarte,
10 bramek Mateusz Nowacki Orzełek.